piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział XXII

Zerknęłam na zegarek, po raz dziesiąty od niecałej minuty. 10. 8. 3. Gdy wybija równa dziewiąta cicho podnoszę się z łóżka i zerkam w stronę Naylli i Patricii. Na szczęście smacznie śpią. Plotkowanie o mojej osobie kompletnie je wymęczyło. Zakładam na nagie stopy moje trampki i starając się o nic nie potknąć w panujących ciemnościach podchodzę do drzwi. Zerkam przez dziurkę i upewniam się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Cicho przekręcam klamkę i ostatni raz oglądam za siebie. Moje serce zaczęło bić w szybszym tempie. Nie wiem co się stanie, gdy mi się nie uda. Gdy ktoś mnie nakryje..

Korytarz jest pusty, nie słyszę nic oprócz szelestu liści za oknem. Mam szczęście, że wzięłam wiatrówkę, bo inaczej bym zamarzła. Dotykając ściany żałuję, że jednak nie mam przy sobie latarki. Jednak skąd mogłam wiedzieć, że wszystko tak się potoczy. Nie zaryzykowałabym zapaleniem światła, wystarczy mi już strach, że nauczyciele spełnią swoją prośbę i sprawdzą nasze pokoje. Nikt nie nabrałby się na moją wymówkę z wyjściem do łazienki. Złodziej w hotelu też raczej odpada. Jeszcze uznaliby mnie za wariatkę.. zwykłe dziękuję by wystarczyło. Schodzę po długich schodach przykrytych zlewającym się z tłem ciemnym dywanem. Przystaję słysząc pobrzękiwanie talerzy w kuchni. Biorę kilka głębokich wdechów i ruszam dalej. W myślach błagam Boga, by wszystko mi się udało. Do oczu napływają mi łzy szczęścia, gdy pod moją dłonią czuję chłodny dotyk klamki. Jeszcze tylko jeden krok, a znajdę się w hallu, wtedy już na pewno wszystko pójdzie tak jak było zaplanowane. Nagle czuję jak ktoś łapie mnie i ciągnie w drugą stronę. Próbuję się wyrwać, lecz jest silniejszy. Wpycha mnie do jakiegoś pomieszczenia, które przypomina schowek na szczotki i cicho zamyka drzwi. Chcę krzyczeć, ale ktoś zakrywa mi usta. W ciemnościach majaczy mi sylwetka Mitchella. W tej samej chwili jego palec zbliża się do ust nakazując bym była cicho. Po chwili na korytarzu da się słyszeć czyjeś ciężkie kroki. Ktoś mruczy coś pod nosem, lecz po chwili znika i nastaje kompletna cisza, zupełnie jak minutę temu. Mężczyzna puszcza mnie i patrzy na mnie z zaciekawieniem.
-Co ty tu robisz?-pyta
-O to samo mogłabym zapytać ciebie.-mówię wściekła, przez niego cały moje przedsięwzięcie legło w gruzach. Na jego ustach pojawia się mało widoczny, lecz pełen zadowolenia uśmiech.
-Powiesz mi, albo obudzę pana Garrisona. Wybieraj. Choć wydaje mi się, że nie będzie zadowolony. Jego najlepsza uczennica i takie wybryki.-z udawanym rozczarowaniem kręci głową. Wkurzona zaciskam usta.
-10..9..8.. Wiesz co się stanie jak dojdę do zera. 4..
-Przecież było dopiero 8..-syczę-No dobrze, już powiem tylko bądź cicho.-mówię jednocześnie przetrząsając umysł w poszukiwaniu najwiarygodniejszej wymówki.
-No, więc słucham.
-Em..-patrzę na niego uważnie, zastanawiając się, czy zauważy moje kłamstwo.-Chciałam.. chciałam coś zjeść. Tak! Byłam strasznie głodna. No popatrz: nic nie zjadłam na kolację..
-Doprawdy?-zerka na mnie rozbawiony, a ja nazbyt energicznie kiwam głową-Och mam pomysł.. skoro jesteś taka głodna.. Może przejdę się i spytam pana Garrisona, czy nie mógłby czegoś dla ciebie załatwić?-pyta podnosząc jedną brew.
-Nie.. Nie trzeba. Już mi zresztą przeszło. Przypomniałam sobie, że mam jeszcze jakieś batoniki w plecaku..
-O.. nie dobrze jest jeść tak na noc. Zwłaszcza takie rzeczy. Jesteś pewna, dla mnie to żaden problem.
-Tak jestem.-mówię stanowczo.
-To już jak uważasz.-mówi z przyklejonym na twarz uśmiechem i otwiera przede mną drzwi. Wychodzę i nie oglądając się za siebie idę w kierunku schodów. Nagle ktoś łapie mnie za rękę. Odwracam się w stronę szyderczo uśmiechniętego Mitchella.
-Pozwolisz, że cię odprowadzę. Jeszcze by twój głód przejął górę i splądrowałabyś jadalnię.-kręcę oczami i wyrywam swoją dłoń. Podążam w kierunku pokoju, nie zwracając na niego uwagi, jednocześnie jednak czując jego obecność. Cicho otwieram drzwi w chwili, kiedy on okręca mnie w swoją stronę. Patrzę na niego zmęczonym wzrokiem mającym na celu nakłonić go do szybszej przemowy.
-Hm.. Zdajesz sobie sprawę, że ci nie wierzę?-pyta z niewinnym wzrokiem. Natychmiast przeczę robiąc pewną siebie minę. Odwracam się i próbuję otworzyć drzwi, lecz te ani drgną.
-A i jeszcze jedno Caroline.-Mitchell podchodzi do mnie i dotyka mojego ramienia. Przechodzi mnie dreszcz, którego na pewno nie nazwałabym przyjemnym. Nachyla się do mojego ucha.-Wiem co chciałaś zrobić. Nie próbuj tego znowu. To może się, źle dla ciebie skończyć..-mruczy cicho, a mnie przechodzą ciarki. Słyszę jego cicho oddalające się kroki.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.-mruczę pod nosem i w tym czasie otwierają się drzwi znajdujące się po mojej prawej stronie. Zamieram nie wiedząc co zrobić. Pan Garrison patrzy na mnie zdziwiony, jakbym co dopiero go obudziła. Gdyby nie powaga sytuacji pewnie zaczęłabym się śmiać. Ten szlafrok w króliczki.. Głośno przełykam ślinę.

~*~

-Caroline! Halo!-nagle dłoń Naylli pojawia się tuż przed moimi oczami.-Co się wczoraj stało? Obudziłam się, a ciebie nie było.
-Nie, nic się nie stało. Pewnie byłam w łazience.
-Przez 10 minut?-pyta wątpiąco, na co od niechcenia kręcę głową.
-Nie chcesz to nie mów.-przewraca oczami, lecz po chwili na jej ustach pojawia się znajomy uśmiech.-Ale opowiadaj! Jak było?-pyta z błyskiem w jej dużych niebieskich oczach.
-Ale co "Jak było"?-zdecydowanie nie jest to mój najlepszy dzień.
-No na basenie!-piszczy przy okazji zwracając na nas uwagę całej stołówki.-Co robiliście?! Jak wyglądał?!-zażenowana kręcę głową.
-Nie byłam na żadnym basenie.
-Ale jak to?-pyta zaaferowana Naylla.
-No i dobrze. Coś mi w nim nie pasuje. Jest zbyt pewny siebie. Dobrze zrobiłaś.-mówi Patricia na co posyłam jej pełen wdzięczności uśmiech.
-Ale..-zaczyna Nay, ale przerywa jej głos nauczyciela.
-Dzieci! Dobierzcie się w pary, zaraz wyjeżdżamy!

~*~

Zmęczona padam na łóżko. Cały dzień zajęć i oglądania różnych pokazów to nawet jak dla mnie za dużo. Gdyby nie dziewczyny pewnie odpadłabym w połowie. Chociaż muszę przyznać, że niektóre z pokazanych nam eksperymentów były świetne, a wykład z wirusologi niezwykle ciekawy. Drzwi do pokoju otwierają się i staje w nich Patricia w samym ręczniku i z mokrymi włosami. Ja sama dzisiaj odpuściłam sobie basen, nie muszę chyba wymieniać dlaczego. Rzuca we mnie mokrym strojem i wybucha śmiechem. Znika w łazience, a po chwili siada tuż koło mnie z uśmiechem na twarzy. Odpowiadam tym samym i patrzę na nią pytająco. Widzę, że ma mi coś do zakomunikowania.
-Naylla cię potrzebuję.. albo w sumie nie ona..-mówi uśmiechając się przebiegle.
-Co?-pytam nic nie rozumiejąc.
-Hm.. czasem ma pewne problemy z pohamowaniem złości. A z tego co wiem, to wywnioskowała, że unikasz tego Mitchella, bo coś ci zrobił.. Także.. już mu współczuję.
-I ciebie to śmieszy?-pytam, chociaż na mojej twarzy pojawia się uśmiech spowodowany wyobrażeniem sobie Nay rzucającej się na mężczyznę w mojej obronie.
-Taak.. Chyba musisz tam iść.-zrezygnowana kręcę głową i podnoszę się z łóżka.
-Nie.. Nay powinna sobie poradzić.-śmieję się i otwieram drzwi.
-Ale.. nic się nie stało?-pyta poważniejąc Patricia.
-Nie, jasne, że nie.-wychodzę na korytarz i przechodzę do stołówki szerokim krokiem omijając część z basenem. Może coś mi zostawili? Nagle czuję za sobą czyjąś obecność, zdaje mi się jakby w pomieszczeniu nagle spadła temperatura. Czuję nieprzyjemny podmuch wiatru na plecach. Zanim zdążę się odwrócić słyszę tuż koło swojej głową czyiś głos.
-Myślałaś, że mi uciekniesz?


________________________________________________________________________________


Cześć :)) Jak się podoba rozdział? Co sądzicie o Mietchellu i tym wszystkim? Chcę usłyszeć wasze teorie :))

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział XXI

-Ej! Wstawaj!-ktoś pociągnął mnie za ramię. Leniwie rozchyliłam powieki. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, gdzie właściwie jestem. Przetarłam oczy i zerknęłam za okno. Słońce świeciło ostatkami sił mimo, że dopiero zbliżała się czternasta. Strasznie zdrętwiały mi nogi, czyżbym przegapiła postój? Poczułam, że bardzo boli mnie głowa, więc oparłam się o szybę i zamknęłam oczy. Próbowałam odciąć się od głośno śmiejącej z czegoś towarzyszki. Autobus zatrzymał się, a ja odruchowo przytrzymałam się oparcia. Zamrugałam, starałam się powstrzymać zawroty głowy. Usłyszałam wesoły głos jednej z nauczycielek oznajmujący, że jesteśmy na miejscu. Chwyciłam podręczną torbę i powoli za innymi powlokłam się na dwór. Uderzył we mnie zimny podmuch wiatru. Wciągnęłam mocno powietrze co na pozór powinno pomóc, lecz tylko pogorszyło sprawę. Poczułam na sercu ciepło, które powoli zaczęło rozchodzić się po całym moim ciele. Nie wiedziałam co się dzieje, ciężko oddychając sięgnęłam ku szyi.
-Coś nie tak?-natychmiast powróciłam do swojej wcześniejszej pozycji odrywając dłoń. Przede mną stał dzisiaj poznany opiekun. Dotknął mojego ramienia, a mroczki znikły jakby nigdy ich nie było.
-Nie, wszystko dobrze.-wysiliłam się na uśmiech. Rozejrzałam się wokół siebie. Staliśmy przed hotelem, na przedmieściach Londynu. Uśmiechnęłam się. W końcu jestem w domu. Poczułam jak ktoś szarpie mnie za rękę. Obróciłam i głośno westchnęłam widząc przede mną uśmiechniętego Harry'ego.
-Co ty tu robisz?-spytałam z wyrzutem. Jak może najpierw znikać na parę tygodni i nie dawać znaku życia, a potem jak gdyby nigdy nic się pojawiać.
-Nie mów, że nie cieszysz się na mój widok.-wzniosłam oczy ku niebu i obróciłam się wyciągając z bagażnika swoją walizkę. Ustawiliśmy się czekając, podczas gdy nauczycielka sprawdzała, czy nikt nie zagubił się w czasie drogi.
-Ładnie wyglądasz.-odskoczyłam słysząc Harry'ego, który znajdował się milimetry ode mnie. Zaśmiał się pod nosem, lecz zaraz spoważniał uważnie czegoś wypatrując. Ruszyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam młodego mężczyznę, który w tej chwili patrzył się na stojącego obok mnie chłopaka. Po chwili na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek, spojrzałam na Harry'ego, który wyraźnie zaciskał szczękę. Czyżby się już znali? Właśnie uświadomiłam sobie, co mi tutaj nie pasowało.
-Co ty tutaj robisz?-ponowiłam pytanie-Nie wydaje mi się by pan Garrison pozwolił ci jechać. Nie było cię na liście.
-Przyjechałem sam.-powiedział tuż przy moim uchu, lecz gdy się obróciłam jego już nie było. Dziwne, dlaczego miałby to robić? Ruszyłam za resztą uczniów postanawiając o nim zapomnieć. Nie pozwolę by zepsuł mi ten długo wyczekiwany wyjazd. Weszliśmy do środka stając w hallu i czekając, aż nauczyciele przyniosą kluczę do pokoi. Z tego co wiem mam go dzielić z dwiema dziewczynami, których nigdy wcześniej nie widziałam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, na których powieszone były niezbyt piękne obrazy, rejestracja, a obok lekko poniszczone drzwi zapewne prowadzące do kuchni czy jadalni. Nic wyjątkowego. Opiekun zaczął wyczytywać nasze nazwiska i wręczać klucze. Wyraźnie zrobił przerwę przy moim nazwisku. Podeszłam do niego i odebrałam mały kluczyk, wraz z kartką na której rozpisany był plan dnia. Stanęłam obok moich nowych współlokatorek. Niska blondynka rozmawiała ze swoją przyjaciółką, która była od niej o prawie dwie głowy wyższa. Spojrzała na mnie krytycznie, lecz po chwili rozchmurzyła się posyłając mi uśmiech.
-Jestem Naylly, a to Patricia.-wskazała na przyjaciółkę i podała mi dłoń.
-Caroline.-uśmiechnęłam się. Marzyłam by udać się do pokoju i położyć na łóżku. Spojrzałam na dziewczyny, które zaczęły teraz żywo gestykulować i przekrzykiwać się jednocześnie wybuchając śmiechem. Spojrzałam na nie pytająco. Naylly, jeśli dobrze zapamiętałam podeszła do mnie i wskazała na młodego mężczyznę, który żywo rozmawiał z kimś przez telefon.
-Mitchel Redickson. Podobno parę lat temu skończył u nas szkołę, lecz nikt go nie pamięta. Widziałam ostatnio jak kłócił się o coś z panią Wilson. Moja siostra, z którą powinien chodzić do klasy, też pierwszy raz o nim usłyszała, gdy znikąd pojawił się parę tygodni temu. Chyba przez parę dni latał za dyrektorką i błagał by pozwoliła mu pojechać z nami jako opiekun. W sumie jakbym go skądś kojarzyła.. ale tak poza tym to niezłe z niego ciacho, co nie?-spytała łapiąc mnie pod ramię. Lekko pokiwałam głową.-Ojj, patrzy się na ciebie!-pisnęła mi na ucho. Podniosłam wzrok, lecz zanim zdążyłam cokolwiek zobaczyć, ktoś zasłonił mi widok.
~*~
-No nie wiem.. Ten, czy ten?-Naylly spojrzała na mnie trzymając w dłoniach dwa różne stroje kąpielowe. Pierwszy jednoczęściowy z odkrytymi plecami, a drugim to czarne bikini ze wstążkami po bokach.
-Zdecydowanie drugi.-powiedziałam uśmiechając się.
-A ty? Ej!-rzuciła poduszką w swoją przyjaciółkę, która leżała na łóżku pochłonięta w lekturze. Nagle Patricia podskoczyła i z piskiem podbiegła do mnie pokazując mi jedną z zaplanowanych atrakcji.
-Nudziary.-parsknęła Nelly i obrażona zniknęła w łazience.
-Nie mogę się doczekać! Nigdy nie byłam w Londynie. Ty tu mieszkałaś co nie?-pokiwałam głową.-To świetnie, musisz mi wszystko pokazać.- Natychmiastowo się ożywiłam.
-Jasne! Wiesz co może najpierw byśmy poszły..-drzwi otwarły się z hukiem i stanęła w nich Naylly. Miała na sobie golf po samą szyję i czepek na włosach. Parsknęłam śmiechem.
-Tak pójdziesz na basen?-spytałam próbując się opanować.
-Niestety mam dla was złą wiadomość. Pytałam się pana Garrisona i powiedział mi, że nie będzie można samodzielnie wychodzić.-powiedziała i pokazała nam język podchodząc do szafy.
-Dziewczyny! Kolacja!-zza drzwi rozległ się głos jednej z nauczycielek. Czterech czy pięciu nauczycieli na dwudziestkę osób, to zdecydowanie za dużo.
-Ej pomóżcie mi!-na całe gardło zawyła Naylly siłując się z czepkiem. Patricia śmiejąc się podbiegła do niej, a ja jak najciszej umiałam otworzyłam drzwi i czmychnęłam za zewnątrz. Nagle uderzyłam o coś twardego. Cały świat zawirował a ja upadłam na ziemię tłukąc sobie tyłek.
-Cholera.. Nic ci nie jest?-podniosłam głowę i zobaczyłam wystraszonego Mitchela, który nachylał się nade mną. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, lecz on po chwili otrząsając się podał mi dłoń. Gdy już stałam na własnych nogach przyjrzałam się stojącemu przede mną mężczyźnie. Jego dłuższe włosy były mokre i w kompletnym nieładzie. Grzywka co chwilę spadała mu na oczy, a on odgarniał ją uroczo. Miał na sobie lekko przemoczony podkoszulek i czarne rurki. Nelly miała rację, był całkiem przystojny. Mógł mieć góra 25 lat. Zaśmiał się, gdy zauważył, że się w niego wpatruję. Odwróciłam wzrok, próbując powstrzymać wpływające na moją twarz rumieńce.
-Czy nie mieliśmy iść na basen dopiero po kolacji?-spytałam próbując odwrócić jego uwagę od swojej osoby.
-No wiesz, czasem trzeba nagiąć zasady.-uśmiechnął się do mnie jednocześnie puszczając oko. Nie myśląc, też się uśmiechnęłam. Nagle drzwi się otworzyły się i stanęła w nich Patricia, wraz z Naylly, której usta układały się teraz w wielką literę O.
-W czymś przeszkodziłyśmy?-spytała, a jej usta wykrzywiły się w uśmiechu.
-Nie, chciałem wam tylko przypomnieć..-odchrząknął-Nie macie teraz kolacji?-spytał jednocześnie zmieniając temat.
-Tak. Tak, już idziemy.- Naylly pociągnęła mnie za ramię i porwała w stronę stołówki radośnie podskakując.
-Widziałaś jak się na ciebie patrzył?-pisnęła mi do ucha, lecz mimo wszystko i tak głowy wszystkich powędrowały w naszym kierunku. Zajęłyśmy miejsca, a ja poczułam nieprzyjemnie mrowienie na plecach. Gdy miałam się odwrócić, współlokatorka przejęła moją uwagę, znowu coś do mnie mówiąc.
-Tak przeczuwałam, że to będzie wspaniały wyjazd! Nie no, trochę ci zazdroszczę.. Co ty na to, żebym pożyczyła ci mój strój?!
~*~
Kolacja minęła na ciągłej ekscytacji Naylly. Ja sama nie mogłam nic przełknąć ciągle czując to dziwne mrowienie na plecach. Zgodziłam się pożyczyć od niej strój, wiedząc, że nie uda mi się pokonać jej zapału. Sama spędziła pół godziny ciągle poprawiając fryzurę i pokazując się nam w coraz to nowszych kreacjach na jutrzejszy dzień. Czasem jej kombinacje były tak komiczne, że razem z Patricią, nie mogłyśmy powstrzymać się od śmiechu, co za każdym razem kończyło się minutowym fochem blondynki. Jej przyjaciółka, na pozór cicha, okazała się wspaniałym towarzyszem do rozmów. Miałyśmy nieskończenie wiele wspólnych tematów, poczynając na książkach, a kończąc na naprawdę dziwnych historiach z naszego życia. W końcu trzeba było się przebrać i wyjść na zimny korytarz, a potem do jeszcze zimniejszej wody. Basen wcale nie był zbytnio wielki, ani nie posiadał zbytnich dodatków, lecz z Naylly przy boku nie dało się nudzić. Niestety to co mówiła, okazało się prawdą. Zabronione zostały samotne wycieczki. Po tym jak na ostatniej wyprawie w góry zagubiły się 3 osoby, zaniechało się dawania nam wolności. Dlaczego my musimy płacić za czyjąś głupotę? Mimo wszystko postanowiłam odwiedzić rodziców. Postanowiłam nie wzbudzać podejrzeń i nie pytać o pozwolenie. Nie miałam żadnych gwarancji, że moi opiekunowie są w kraju, a gdyby nauczyciel do nich zatelefonował.. Szczerze mówiąc nie chodziło mi tylko o spotkanie z nimi, miałam nadzieję, że w moim starym domu uda mi się czegoś dowiedzieć. Na razie udało mi się podsłuchać personel i dowiedzieć się, że wyjścia zamykają przed północą. Cisza nocna zaczynała się o dziesiątej, co oznaczało, że miałam dwie godziny na spełnienie swojego postanowienia.
-Ej! Przyszedł!-Patricia walnęła mnie w ramię szepcząc. Ona też nie mogła powstrzymać swojej ekscytacji. Sama nie wiedziałam o co im chodziło.. a może nie chciałam wiedzieć? Mężczyzna usiadł na jednym z leżaków i zaczął rozglądać się po sali. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Widząc, że też się na niego patrzę uniósł kąciki swoich ust ku górze. Nagle ktoś pociągnął mnie za nogę i zanurzyłam się w wodzie. Przede mną pojawiła się Naylly z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Dalej! Podejdź do niego!-zachęciła mnie. Popatrzyłam na nią wzdychając.
-Nie.-powiedziałam ostro i rozejrzałam się po sali. Oprócz nas w basenie taplało się z piętnastu innych uczniów, lecz nie dojrzałam żadnego z nauczycieli. Dziwne, nie było ich ani w wodzie ani na leżakach. Oczywiście nie licząc Mitchela. Zanim się obejrzałam Naylly ciągnęła mnie w jego stronę. Spróbowałam jej się wyrwać i przez chwilę siłowałyśmy się dopóki do moich uszu nie doszedł głęboki śmiech. Micthel patrzył się w bok, lecz i tak wiedziałam, że  to śmieję się z nas. Ze mnie. A to znaczyło, że teraz nie było już odwrotu. Pozwoliłam ciągnąć się współlokatorce co skomentowała uśmiechem i po chwili znalazłyśmy się tuż przed nim, jednocześnie nadal będąc w wodzie.
-Dzień dobry!-powiedziała głośno Nelly, wypychając mnie przed siebie.
-Dzień dobry.-odpowiedział uśmiechając się i patrząc w moim kierunku. Odwróciłam twarz w drugą stronę, czułam, że wpływają na nią rumieńce.-Jak się bawicie?
-Świetnie, a pan?-spytała szczerząc się
-O proszę, nie postarzajcie mnie. Jestem tylko parę lat starszy od was. Mówcie mi Mitchel.-Naylly wydała niebyt zduszony okrzyk szczęścia.
-Dobrze proszę pa..znaczy Mitchel. Dlaczego tak siedzisz, czyżbyś bał się wody?-w jej głosie dało się usłyszeć lekko nutkę flirtu. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem, tym samym zupełnie niepotrzebnie zwracając ich uwagę na siebie. Zdziwiłam się, gdy mężczyzna po chwili dołączył do mnie.
-Nie, nie boję się wody.-powiedział z uśmiechem na ustach.-A ty Caroline?-zwrócił się do mnie jednocześnie ściągając koszulkę. Powstrzymałam się i szybko odwróciłam wzrok od jego nagiego torsu.-Boisz się wody? Nie widziałem, żebyś pływała.
-Przecież..-chciałam zaprzeczyć, lecz mi przerwał.
-Tak naprawdę. Wiesz, jakbyś chciała mógłbym ci udzielić kilku lekcji.-Naylly krzyknęła uszczęśliwiona, lecz zanim zdążyła odpowiedzieć za mnie, zrobiłam to sama.
-Nie. Nie wydaje mi się. Zresztą i tak nic by mi to nie dało. Chodziłam na wiele zajęć i jak widać nic nie zmieniły. Nie będę zajmować panu niepotrzebnie czasu.
-Sądzisz, że nie podołam?-uśmiechnął się jeszcze szerzej ukazując małe dołeczki w policzkach.-Czyżbyś rzucała mi wyzwanie?-spytał i wskoczył do wody na główkę. Oczy wszystkich zwróciły się ku niemu. Płynął pięknym kraulem i po chwili znalazł się na końcu basenu. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Mrugnął do mnie i po chwili był już przy mnie. Naylly na złość gdzieś wyparowała. Rozejrzałam się za Patricią, lecz czując mój wzrok natychmiast zniknęła pod wodą.
-Powiedzmy tak. Przez trzy dni poczynając od dzisiaj codziennie przed śniadaniem i po kolacji spotykamy się tutaj, a ja trenuję cię na mistrzynię w pływaniu.-chciałam mu przerwać, lecz nie pozwolił mi dojść do słowa-Po trzech dniach zorganizujemy małe zawody. Jeśli przegrasz, udowodnisz mi, że miałaś rację, a ja poległem, lecz jeśli wygrasz..
-Mogę oszukiwać.-przerwałam mu zwycięsko się uśmiechając.
-Tak.. Ale jak się składa pan Garrison, to mój dobry przyjaciel.. a ty marzysz o piątce z biologii, a..
-No dobra niech ci będzie. Ale jak wygram.. czyli przegram.. co będę z tego miała?-spytałam, a Mitchel na te słowa zbliżył się niebezpiecznie blisko. Czułam jego oddech na swoim policzku.
-Co tylko będziesz chciała.-powiedział uwodzicielsko szepcząc, na co zadrżałam, lecz zaraz odsunął się normalnie kontynuując.-Lecz jeśli ja wygram, będziesz mi wisieć przysługę.-spojrzałam w jego oczy, w których błysnęło coś niepokojącego. Nie mogłam zidentyfikować co to było. Poczułam znowu to dziwne mrowienie.
~*~


Witam was na chyba na najdłuższym rozdziale na tym blogu. Przepraszam, że trochę musieliście na niego czekać, lecz mam nadzieję, że się spodobał. Mogę zapowiedzieć, że następny rozdział będzie pełen wrażeń. xx Każdego kto przeczyta proszę o komentarz, chciałabym poznać Waszą opinię. :))