środa, 9 września 2015

Wyprostowałam pudrową sukienkę i spojrzałam na wywieszone przede mną lustro. Wyglądałam pięknie, lecz w środku już nie czułam się tak dobrze. W podbrzuszu czułam niepokojące kłucie,a w głowie cały czas wirowały mi przeróżne obrazy. Dzisiaj postanowiłam wrócić do normalności, miałam dosyć tego, że wszyscy użalają się nade mną i co chwilę pytają jak się czuję. Między innymi dlatego zgodziłam się by pójść na dzisiejszy bal. Od dzisiaj zaczynam nowy etap w swoim życiu. Dzisiaj policja oficjalnie zaprzestała poszukiwania moich "rodziców" Po wielu miesięcznym śledztwie zakończyli sprawę i wrzucili do archiwum. Nadal nie wiadomo co się z nimi stało. W ostatnim okresie zaszło wiele zmian. Na przykład poznałam swoje prawdziwe nazwisko. Ellany. Niezbyt ładnie, ale chociaż fajnie brzmi. Moi prawdziwi rodzice zginęli w wypadku samochodowym jak miałam zaledwie roczek. Żałuję, że nie miałam okazji ich bliżej poznać. Nadal nie mogę otrząsnąć się po tym wszystkim, szczególnie, że ludzie, których uznawałam za moich rodziców tak po prostu zniknęli. A może tak naprawdę uciekli i opalali się na wyspach Bahama? Szczerze to wolałam tak myśleć niż, że coś im się stało. Czasem sobie wyobrażałam, że jestem tam razem z nimi. Dobra. Koniec z tym. Dzisiaj miałam się świetnie bawić. Co do reszty spraw, to Nadia zyskała pełne prawa do opieki nade mną. Cóż nie na długo, bo za trzy miesiące kończę osiemnaście lat. Sąd zgodził się mimo, że na początku nie zanosiło się za szczęśliwe zakończenie tej sprawy,. Na szczęście lub i nieszczęście zostałam razem z moją "kuzynką". Dobrze się nam mieszka razem. Harry.. Harry wyjechał i nie wydaje mi się by miał zamiar wrócić w najbliższym czasie. Zniknął i nikt o nim nie słyszał. Dzisiaj jest bal zimowy, a ja przez te trzy miesiące kompletnie straciłam kontakt ze światem. Dziwię, że Allie nadal chce się ze mną przyjaźnić. A co najlepsze, zupełnie zapomniałam o tych dziwnych zdarzeniach, które miały miejsce jeszcze jakiś czas temu. Znowu żyję spokojnie choć może jestem trochę smutna i czasem depresyjna, ale cieszę się z tego, że nic mi już nie grozi. Nie tak jak za mojej znajomości z Harrym. Zamknęłam ten rozdział w życiu i postanowiłam nie myśleć o tych sprawach. Aż do dzisiaj wszystko szło mi jak z płatka.

Caroline jak sama mówi zaczyna nowe życie. Z dala od starych problemów i nierozwiązanych tajemnic. Lecz czy nierozwiązane problemy znikają, czy może wracają z podwojoną siłą? Czy Caroline nadal grozi niebezpieczeństwo, a co się stanie jak jej jedyny anioł stróż wyjechał i została z tym wszystkim zupełnie sama? Czy zdąży wrócić na czas, a jeśli nie to jakie będą tego konsekwencje?

PROLOG NR. 2 tym razem OFICJALNY xD Jak wejdziesz to już skomentuj, plooseee.

sobota, 30 maja 2015

Rozdział XXV

   Byłam w pokoju pełnym luster. Podeszłam do jednego z nich i delikatnie przejechałam palcem po jego strukturze. Przedstawiona w nim była mała dziewczynka, która razem ze swoją matką biegała po polanie łapiąc różnokolorowe motyle. Była szczęśliwa. Tak jak jej rodzicielka miała piękny błysk w oczach i szczery uśmiech. Na następnym ta sama dziewczynka, starsza o góra parę miesięcy siedziała w wielkiej jadalni bawiąc się widelcem w talerzu pełnym przeróżnych smakołyków. Z jej twarzy znikł ten radosny uśmieszek. Była sama. W pomieszczeniu, które bardzie przypominało komnatę nie było światła oprócz kilku zapalonych mrocznie świec. Zza okna bił złowieszczy błysk, a ona wpatrywała się w niego jak zaczarowana. Po obejrzeniu kolejnego z nich w moich oczach pojawiły się łzy. Tym razem nie był to nieruchomy obraz.. to działo się naprawdę. Dziewczynka w krótkiej brązowej sukience i włosach związanych w warkocz stała na pustej polanie. Dopiero później zauważyłam, że po jej twarzy spływają łzy, mogła mieć góra trzy, najwyżej cztery lata. Nagle ziemia zaczęła się wznosić, by po chwili rozwarć się i ukazać leżącego w niej mężczyznę. Jego oczy były zamknięte, a twarz rozciągnięta w grymasie bólu. Na jego widok moje serce zaczęło bić dwa razy mocniej, a ja sama poczęłam się kruszyć. Czułam się jak to dziecko, wręcz rozumiałam jej ból i więź jaka łączyła ją z tym człowiekiem. Niebo zachmurzyło się zasłaniając ostatnie promienie słońca. Wiatr wzrósł na sile. Dziewczynka w skupieniu wpatrując się w swego martwego ojca sięgnęła pod sukienkę i wyciągnęła spod niej coś co mogło okazać się prawdą tylko w najgorszych koszmarach. Za jej mała postacią pojawił się cień, który już gotowy był schwytać ją w swoje szpony. Krzyknęłam próbując przywrócić ją do świata żywych, lecz ona jak zaklęta nadal wpatrywała się w swojego ojca. Nic nie mogłam zrobić.

~*~

-Caroline! Caroline! Proszę, obudź się!- krzyk Harry'ego wyrwał mnie z osłupienia. Stałam w swoim stary domu nie mogąc się ruszyć. Chciałam się odezwać, lecz nie mogłam. Nagle znajome ciepło znikło. Powoli odwróciłam się i natychmiast padłam na ziemię. Rozejrzałam się wokół siebie. Nie byłam już w salonie, teraz byłam w jakiejś ciemnej celi. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Usłyszałam za sobą krzyk i w ostatniej chwili schyliłam się by uniknąć zderzenia z jarzącym się w tej chwili przedmiotem. Zbliżyłam się do niego, lecz w tym samym momencie dostrzegłam mężczyznę, który jakimś dziwnym sposobem znalazł się tuż za mną. Nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że kojarzę skądś tą surową i pociągłą twarz. Przed oczami stanął mi mój dom. Pięciu mężczyzn w ciemnych strojach, moja matka wrzeszcząca o pomoc i ojciec szukający drogi ucieczki. Za nimi przeszukujący dom mężczyzna. Billy. Wydałam z siebie głośny pisk spowodowany strachem, a on zwrócił się w moją stronę z przebiegłym uśmiechem. Zaczął zbliżać się w moim kierunku..
-Caroline! To nie jest na prawdę! Możesz to przerwać! Obudź się!- nagle w mojej głowie rozległ się rozpaczliwy głos Harry'ego. Zamknęłam oczy nie wiedząc o czym mówi. Marzyłam tylko o tym, by to wszystko się skończyło. Wmawiałam sobie, że to tylko sen, że moja zbyt wybujała wyobraźnia znowu się odzywa.. Mężczyzna był coraz bliżej, gdy w ostatniej chwili dopadła mnie ciemność. Wzniosłam się w innym kierunku, bezpiecznie odlatując- z dala od moich zmartwień i niebezpieczeństw. Mimo tego nie byłam szczęśliwa, chciałam tam powrócić by nie dopuścić do tego co miało się zaraz stać.

~*~

-Cholera! Caroline, słyszysz mnie? Nic ci nie jest? Od początku wiedziałem, że to jest zły pomysł!- ktoś mocno potrząsnął mną za ramie. Z trudem otworzyłam oczy jednocześnie słysząc westchnienie oznaczające ulgę. Ostatnie co zauważyłam to czekoladowe tęczówki, a po chwili na powrót zapanowała ciemność.

~*~

Poderwałam się do góry wykrzywiając usta w niemym krzyku. Rozejrzałam się wokół siebie. Nade mną pochylał się zrozpaczony Harry, jego rysy zmiękczyły się wyrażając wyraźną ulgę. Oddychałam szybko bojąc się tego co może się za chwilę zdarzyć. Leżałam na zimnej posadzce, a Harry podtrzymywał mnie jedną ręką przed kolejnym upadkiem.
-Jak się czujesz?-spytał natychmiast. Poderwałam się do pozycji siedzącej, a potem natychmiast wstałam nie zaszczycając go spojrzeniem. Jedynym moim celem był dom znajdujący się zaledwie parę metrów ode mnie. Ruszyłam w jego kierunku nie zważając na ostrzeżenia chłopaka. Mimo to nie powstrzymywał mnie, wiedział, że to byłoby niemożliwe. Mocno kopnęłam drzwi, które nie chciały się otworzyć. Wcześniej nigdy bym tego nie zrobiła, ale teraz.. Pisnęłam, gdy drzwi z hukiem uderzyły o kamienną posadzkę. Roztrzęsiona weszłam do środka, a tuż za mną Harry, który z jakiegoś powodu nie odezwał się ani razu. To co zobaczyłam zwaliło mnie na kolana. Cały salon.. albo właściwie to co kiedyś było salonem.. wszystko zniszczone.. obrazy pozrywane ze ścian, szafki powywracane i drzwiczki powyciągane z zawiasów. Nasze wspólne zdjęcia, które jeszcze niedawno leżały schludnie poukładane na ścianach leżały rozbite na podłodze. W ustach zrobiło mi się sucho, przymykając oczy przebiegłam przez dalszą część domu prosto do swojego pokoju. Niczym nie różnił się od pozostałej części mieszkania, a szczerze mówiąc można powiedzieć, że było jeszcze gorzej. Wszystkie moje rzeczy, wszystko co miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie zpstało zniszczone. Usiadłam na łóżku, które teraz pozbawione było chociażby materaca i schowałam twarz w dłoniach. Usłyszałam ciężkie kroki i roztrzęsiona nie mogąc uwierzyć, że to prawda podniosłam głowę do góry. Spojrzałam na Harry'ego i w tym czasie zrozumiałam coś co przyprawiło mnie o mocne ból w sercu. Podniosłam się krzycząc imiona rodziców. Zbiegłam na dół i szaleńczo przeszukiwałam wszystkie pokoje szukając tych jakże drogich mi osób. Nagle poczułam jak ktoś mocno łapie mnie w pasie i obraca w swoją stroną. Stanęłam twarzą w twarz z Harrym, który patrzył się na mnie ze spokojem.
-Ich tu nie ma. - powiedział beznamiętnie. Wyrwałam swoje dłonie, wrzeszcząc do niego niezrozumiałe słowa. Oni tu są. To nie może być prawda. Może się przeprowadzili, a może... Złapałam się za głowę uświadamiając sobie, że mówię to wszystko na głos.
-Wiedziałeś o tym! - spojrzałam na Harry'ego i skierowałam się w jego kierunku. - Wiedziałeś! Widzę to po tobie! Jak mogłeś mi nie powiedzieć?! To dlatego chciałeś mnie zatrzymać!-złapałam go za koszulę i spojrzałam w jego zimne i spokojne oczy - Wiedziałeś!
- Caroline! Uspokój się.
- Nie uspokoję się! Nie wiesz jak to jest! Masz wszystko! Wiedziesz spokojne życie! Nagle wyjeżdżasz na koniec świata, a gdy wracasz nie zastajesz nic! Nic! Ani domu ani rodziny do cholery! Nawet nie wiesz jak to jest stracić wszystko w jednej chwili! Stracić wszystko na czym ci zależało! To jak stracić całe swoje życie, a ty mi każesz jeszcze się uspokoić?! Całe życie żyłeś sobie w tym swoim idealnym świecie, każdy był na twoich usługach! Nawet teraz nie musisz chodzić do szkoły ani się uczyć? A to dlaczego? Bo twoja matka jest jakąś cholerną dyrektorką!
-Ona. Nie. Jest. Moją. Matką.- powiedział sycząc, spojrzałam w jego teraz czarne oczy wiedząc, że nie powinnam była tego wszystkiego mówić. -I kto tu mówi o idealnym życiu?! Od dziecka żyłaś w pałacach, a to teraz? To jest nic! Spróbuj spędzić całe swoje życie, z wiedzą, że nigdy nie spotkasz swoich rodziców! Że nigdy ich nie zobaczysz, nie usłyszysz ich głosu! Dałbym wszystko by móc spędzić z nimi choć chwilę! By nawrzeszczeli na mnie za złe oceny lub chociaż bym mógł marudzić na ich chore zasady! Lecz to jest niemożliwe! To nigdy się nie spełni! Nigdy ich nie poznałem i nie poznam, a ty.. ty..będziesz mi tu jeszcze mówić jakiego to masz pecha.. jakie to masz okropne życie! Spróbuj się postawić na moim miejscu.. Ja nawet.. nawet nie wiem jak oni mieli na imię..jak wyglądali.. nie wiem po kim moje włosy są kręcone ani po kim mam ten chory charakter.. Ja po prostu.. po prostu chciałbym chociaż jak to jest! Jak to jest, gdy wracasz do domu, a tam ktoś na ciebie czeka! Ktoś.. ktoś cię kocha i.. i zależy mu na tobie.. oddałby za ciebie wszystko..ja..ja..- nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się tak blisko siebie, spojrzałam w jego pełne smutku oczy. Chciałam go jakoś pocieszyć, lecz wiedziałam, że to nie jest możliwe. Nie da się zastąpić pustki w sercu. Można się starać ją zapełnić, lecz ona i tak pozostanie i będzie cię uwierać do końca życia.
-Harry..



~*~

Związałam mokre włosy  w kucyka i szybko zanim przemoczyłyby mój podkoszulek nałożyłam na nie mój świeżo zakupiony ręcznik. Aż pachniał nowością. Spojrzałam w lustro, lecz szybko odwróciłam wzrok. Ubrałam moje ukochane materiałowe krótkie spodenki i wyszłam z łazienki.
-Hej! Gdzie byłaś cały dzień?-podskoczyłam słysząc donośny głos Naylii. Przeglądała właśnie jakieś durne kolorowe pisemko wylegując się na moim łóżku.
-Byłam odwiedzić ro..rodziców.- mruknęłam krótko, lecz później uświadamiając sobie, że to nie ona odpowiada za mój okropny humor uśmiechnęłam się lekko. Nie dopuszczałam do siebie tego, czego dzisiaj się dowiedziałam.
-Coś się stało? Nie wiem co zrobiłaś, ale Mitchell od waszego ostatniego spotkania jest strasznie wkurzony.
-Co? Jakiego spotkania? -spytałam patrząc się na nią tępo
- Co? O czym ty mówisz? Pytałam się jak ci minął dzień.- wzruszyła ramionami. Jestem pewna, że mówiła coś o Mitchellu.. chyba, że zaczynam już wariować, co jest równie prawdopodobną opcją.
-Halo! Caroline!- wyszłam z pokoju ignorując nawoływania przyjaciółki. Wiem, że będę ją musiała potem przeprosić, ale teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Jutro wracamy do domu, a ja chcę to załatwić teraz i tylko teraz. Boję się, a nawet jestem pewna, że po powrocie już bym się na to nie zdobyła. Muszę.. chcę porozmawiać z Harrym.. chcę go pocieszyć..? Nie. Nawet nie wiem co zamierzam zrobić.. Po prostu odkąd wróciliśmy nie odezwał się ani słowem.. a ja.. nawet nie wiem czemu, ale on jest teraz jedyną osobą jakiej potrzebuję. Zapukałam cicho do jego drzwi ignorując to niepokojące uczucie w żołądku. Był pusty. No oczywiście, tak to mnie prześladuje, a raz jak ja coś od niego chcę to go oczywiście nie ma. Wmawiałam sobie, że wcale nie czuję się zawiedziona, lecz wiedziałam, że.. Nie, nie mogę tak myśleć. Koniec z tym. Muszę zapomnieć i żyć dalej, nawet nie jestem pewna do czego skierowane są te słowa.
Weszłam do środka i rozejrzałam się. Przyłożyłam ucho do drzwi łazienki, lecz nie dochodziły z niej żadne odgłosy. Od mojego powrotu czuję się nieco dziwnie, co jakby spojrzeć na to co się dzisiaj wydarzyło jest w zupełności normalne. Ale to nie to. To jest coś innego- uczucie, którego nie doświadczyłam jeszcze nigdy wcześniej i nie wiem z czym je utożsamiać. Już się boję, gdy dowiem się o nim prawdy. Gdy miałam już się odwrócić i odejść, nagle monitor laptopa rozjaśnił się, a ja kierowana przeczuciem nie odwróciłam głowy, tylko zbliżyłam się jeszcze bardziej. Z mocniej bijącym sercem zerknęłam w ekran, choć gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że to co zobaczę zmieni moje życie. Na zawsze.



                   "Caroline Elizabeth Wisdom-Sagecity,
         urodzona 17.07.1995. 
     Data adopcji:
  23.09.1998
Państwo Carl i Natalie Blackowie."


"Drzwi otwarły się a w nich stanął chłopak z burzą loków. Spojrzał w moje oczy, które wyrażały tylko i wyłącznie smutek. Jego dłoń otwarła się wypuszczając rzecz wokół, której kręci się całe moje życie. Naszyjnik upadł z hukiem otwierając się i niszcząc moje życie na małe kawałeczki. Rozpadłam się, a wraz ze mną wszystko co miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Wiedziałam, że to miejsce przyniesie tylko ból, jednakże zgodziłam się tu przyjechać i  jednocześnie popełnić największy błąd w swoim zyciu."



Koniec części pierwszej..



~*~

Heejka! Więc teraz poproszę Was o jedną rzecz, a mianowicie o jeden chociażby króciutki komentarz. Chcę wierzyć, że przez całą tę część nie czytały tego bloga tylko dwie osoby. (tak na marginesie to bardzo i to bardzo im dziękuje za motywację :** kocham Was) Prosiłabym o opinie i podsumowanie całej tej części, wskazanie błędów i o odpowiedź, czy warto jest pisać kolejne rozdziały. Więc, jeśli przeczytałeś ten rozdział błagam skomentuj! :)) Będę wdzięczna nawet za głupią kropkę. :)) Mam nadzieję, że ta historia Was wciągnęła i chociaż odrobinę zaintrygowała, sama mam nadzieję, że widać też różnicę w moim pisaniu między pierwszym a ostatnimi rozdziałami. Zastanawiam się też, czy nie byłoby lepiej pisać tego bloga na Wattpad, co o tym myślicie? :)) ( tak na marginesie.. cuś długie mi to wyszło, chyba się nie zanudziliście? xD) :))


















~*~

sobota, 23 maja 2015

Rozdział XXIV

    Szybkim krokiem wbiegłem na ostatnie piętro jednego z wieżowców. Ja sam nigdy nie odważyłbym się tu zamieszkać, w każdej chwili bałbym się, że budynek ulegnie zawaleniu. Zawsze, gdy tu przychodzę próbuję to wytłumaczyć Elizabeth, lecz jak zwykle- ona wie lepiej. Nie ważne, że za dwa miesiące mają wyeksmitować wszystkich mieszkańców.. Jak mówi- czym bardziej absurdalne miejsce, tym mniejsza szansa, że ktoś ją tu odnajdzie. Ja sam nie do końca się z tym zgadzam, u mnie w domu byłaby równie bezpieczna. Niestety od dziecka wiem, że ja nie mam tu nic do gadania. Podniosłem dłoń by zapukać, lecz opuściłem ją widząc, że drzwi znowu nie są zamknięte. Jak można być jednocześnie tak ostrożnym i zarazem nieodpowiedzialnym? Uśmiechnąłem się, gdy przestępując przez drzwi nie usłyszałem tego irytującego skrzypienia. Wszedłem do kuchni i zobaczyłem rozczochraną kobietę, która stała w samym szlafroku parząc kawę. Zauważając mnie od razu się ożywiła, a ja pokręciłem głową. Na blacie stały już dwie zapełnione do połowy filiżanki. 
- Zawsze wiesz, kiedy przyjdę? - zapytałem 
- Och Zayn, nie obraź się, ale jesteś strasznie przewidywalny. - podkreśliła ostatnie słowo , a ja wywróciłem oczami. - Chodź tutaj, stęskniłam się za tobą!-powiedziała i zamknęła mnie w uścisku. Czując znajome ciepło znowu poczułem się jak mały chłopiec. 
Odsunąłem się i przysiadłem na krześle, czekając, aż kobieta wróci z łazienki. Ze starych ścian odchodził tynk, a ja tylko marzyłem, by te dwa miesiące minęły jak najszybciej. Słysząc gwizdanie czajnika zgasiłem go i oparłem się o blat. Nie wiem jak Elizabeth radziła sobie w takich warunkach, nie było tu ani zmywarki ani centralnego ogrzewania. Nalałem wrzącej wody do filiżanek i znów usadziłem się na swoim wcześniejszym miejscu. Po chwili kobieta wróciła posyłając mi uśmiech. Ciemne, kręcone włosy związała w koka, a z jej niebieskich oczu, mimo wszystkiemu co przeszła bił zadziwiający blask. Sam chciałbym być takim optymistą jakim jest ona, lecz niestety dla mnie świat maluje się w samych ciemnych barwach. Miała na sobie białą elegancką koszulę i czarne spodnie i.. jak zwykle wyglądała perfekcyjnie. Po piętnastu latach, nadal nie wyzbyła się starych zwyczajów. Żałuję, że nie mogę jej częściej odwiedzać, od zawsze dodawała mi otuchy, jej poczucie humoru i charakter, dają nadzieję, że może wszystko, jednak dobrze się skończy. Choćbym sam w to nie wierzył..

Przysiadła na krześle naprzeciwko mnie i spojrzała na mnie czujnym wzrokiem. Zaczęła badać moją twarz, lecz gdy zobaczyła, że najwyraźniej wszystko jest w porządku obdarzyła mnie szerokim uśmiechem. 
- Dawno cię tutaj nie było. - zauważyła - Czyżby pojawiły się jakieś nowe problemy? 
-Nie. Skądże, ale wiesz jak to jest - Caroline nie może wysiedzieć na miejscu. - Elizabeth zaśmiała się. - Nie chcę mówić po kim to ma.. 
- Ej! - walnęła mnie w ramię - Pamiętaj do kogo mówisz. - żartobliwie pogroziła mi palcem
- Och, tak, rzeczywiście. Przepraszam Waszą Wysokość. - skłoniłem się naśmiewając z kobiety. 
- Dobrze, wybaczam ci. A teraz mów! - rozkazała
- Nic większego się nie dzieje, Car jest na wycieczce, więc postanowiłem zrobić sobie wolne. - wzruszyłem ramionami - Nic jej nie grozi. - dodałem widząc zaniepokojony wyraz twarzy kobiety. - Pojechał za nią ten jej Harry... Pamiętam co mi mówiłaś, ale i tak nie uważam, że nie jest on dla dobrym towarzyszem. Przez niego tylko za bardzo kręci się wokół tej całej sprawy. Jest strasznie podobna do ciebie, już się boję, co zrobi, gdy się o wszystkim dowie. 
- Czy ona..
- Nie, na razie nie. I nie wygląda na to by miała w najbliższym czasie do tego jakąkolwiek sposobność. Co innego z Reb, rośnie nam mała zdolniacha. - pokręciłem ze śmiechem głową. 
- Naprawdę? - mało brakowało, a Elizabeth wylądowała by na podłodze. Szczęście roznosiło ją od środka.
- Tak. Obawiam się, że niedługo będzie mogła zająć moje miejsce, w końcu jest w tym tysiąc razy lepsza. Co ja mogę? Najwyżej pojeździć za Car, gdyby doszło co do czego, to nawet nie mógłbym..
- Zayn. - kobieta chwyciła mnie za dłoń. - Jesteś świetny, nie możesz tak o tym myśleć. Sam dobrze wiesz, że gdybyś tylko chciał, mógłbyś..
- Nie. - wyrwałem się i wstałem od stołu. Czy każda nasz rozmowa musiała się kończyć na tym samym? - Słyszałem już o tym tysiąc razy, to nie moja wina tak, tak bla bla.. Gdyby nie ja, coś takiego nigdy by się nie stało! 
- Przecież wiesz, że..
- Tak, wiem! I dlatego go znajdę, a wtedy.. - uśmiechnąłem się kiwając głową. 

~*~

Drzwi z hukiem uderzyły o ceglaną ścianę.  Znużony podniosłem wzrok. Od dwóch miesięcy dwa razy dziennie dzieje się to samo. Zwykła rutyna, a do tego chyba się przeziębiłem. Dziwne, że nastąpiło to dopiero teraz. Wyciągnąłem dłoń, wiedząc, że zaraz pojawi się w niej talerz z czymś, czego nawet nie można nazwać śniadaniem. Zrozumiałem, że coś nie gra, gdy moja dłoń po chwili nadal bezwładnie wisiała z powietrzu. Odchyliłem głowę do góry, próbując dostrzec choć najmniejszy ślad na to, że nie jestem tutaj sam. Odkąd tu ślęczę ani razu, nikt nie przekroczył progu celi, a ja sam po trzech próbach ucieczki zrozumiałem, że to bezsensu. Ojciec miał rację, a ja jak kompletny idiota wpadłem w ich sidła. Podskoczyłem, gdy przed moimi oczami pojawił się jasny błysk pochodni. Nade mną pochylał się młody mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie miałem okazji spotkać. Czarne jak smoła włosy opadały mu na twarz, a on sam patrzył na mnie zimnym wzrokiem. Poczułem się nieswojo i przybliżyłem jeszcze bliżej ściany. Tyle lat nie czułem strachu, lecz w tym miejscu znowu dał o sobie znać. Głośno opadł koło mnie patrząc jakbym był nic nie wartym śmieciem. 
- Za dwa dni. Po otwarciu drzwi. Masz pięć minut. - wychrypiał ciężkim głosem, a po moim ciele przeszły ciarki. 
- Będę na obrzeżach miasta. Spróbuj mnie nie znaleźć, a.. - pochylił się i wyciągnął zza paska coś, czego nigdy nie miałem okazji oglądać. Postawił pochodnię i skierował przedmiot w jej kierunku. Zaśmiał się sucho. Nastąpił głośny huk, a ja nie wiedząc co się dzieje, schowałem głowę w ramionach. 
- Trzymaj się. - poklepał mnie mocno po plecach - Wisisz mi przysługę. - jego oczy rozjaśniły się w blasku, a po chwili on sam znikł w ciemnościach. 

Ja wiedziałem jedno, uwolnię się, a potem dokończę to co sprawiło, że znalazłem się w ogóle w tym miejscu. To będzie ich koniec.


_______________________________________________________________

Hejka naklejka, jak się podoba rozdział? Jakieś podejrzenia?? 

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział XXIII

- Myślałaś, że mi uciekniesz? - obróciłam się na pięcie w kierunku słyszanego przeze mnie głosu i odruchowo cofnęłam, lecz przede mną rozciągał się pusty korytarz.
- Jestem tutaj. - chwilę zajęło mi ocknięcie z osłupienia, ponownie oglądnęłam się za siebie.. Nikogo nie ma, jestem sama. Czyżbym zaczynała wariować?
- Stęskniłaś się?- nagle poczułam na mojej ręce mocny uścisk. W pomieszczeniu zapanował chłód, a ja nie mogłam się ruszyć. Okno otworzyło się powodując zimny podmuch wiatru. Serce mocno biło w mojej piersi. Drzwi zamknęły się z hukiem wzmagając mój strach. Chciałam ruszyć do ucieczki, lecz stałam jak wmurowana. Do moich uszu doszedł szorstki śmiech. Zaczynałam bać się o swoją psychikę, to wszystko było takie realistyczne, a jednocześnie niemożliwe. Po chwili uścisk zniknął, a wokół zapanował niepokojący spokój. Poczułam straszny gorąc i gdy miałam już sprawdzić jaka jest jego przyczyna, poczułam jak coś przypiera mnie do ściany. To wszystko stało się tak szybko, że nawet nie zauważyłam cienia mężczyzny stojącego niecały metr przede mną. Poruszył się, a wiatr uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Poczułam ból w tylnej części czaszki. Rozwarłam powieki próbując dojrzeć coś, oprócz ciemności, przez którą przebijało się rażące mnie światło. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię i ciągnie w swoją stronę. Próbowałam stanąć, lecz nogi miałam jak z waty. Mężczyzna wziął mnie na ręce, a ja sama czułam się jakbym miała zaraz stracić przytomność. Drzwi otwarły się z dużą siłą uderzając w ścianę, a po chwili poczułam jak opadam na ziemię. Leżałam na zimnej posadzce, dopóki nie zostałam postawiona do pozycji siedzącej.
-Nic ci nie jest?-usłyszałam ochrypły głos tuż koło swojej głowy. Otworzyłam powieki trzymając się za bolące miejsce. Nawet nie musiałam tego robić, bo wiedziałam kto właśnie uratował mi życie. Harry patrzył na mnie niespokojnie, podczas, gdy ja nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Dzi..dzięki-powiedziałam w końcu, lecz wyszedł z tego cichy szept. Na twarzy chłopaka pojawił się lekki uśmiech. Rozejrzałam się, nie wiedząc co właściwie się stało. Byliśmy w ciemnym pokoju, który najprawdopodobniej pozbawiony był światła. Roztrzęsiona spojrzałam na drzwi, Harry jakby widząc moją niepewność postanowił mnie uspokoić. Podał mi coś, co później okazało się wodą i usiadł obok mnie. Ostrożnie odkręciłam zakrętkę i wzięłam parę łyków. Patrzyłam się tępo w ścianę. Nie wiem ile minęło czasu, kiedy w końcu postanowiłam się odezwać.
-Co.. o co w tym wszystkim chodzi?- spytałam obracając się do Harry'ego i patrząc mu prosto w oczy. Malował się w nich strach i coś czego nie potrafiłam jeszcze zidentyfikować. Spojrzał na mnie niepewnie przełykając ślinę. - Harry!- uderzyłam go w ramię, kiedy nadal się nie odzywał.
-Co?- warknął- A skąd mam to niby wiedzieć?! To ty odkąd się tu pojawiłaś ściągasz na siebie i na innych tylko kłopoty. Zamiast mi podziękować, jeszcze na mnie wrzeszczysz żądając jakich wyjaśnień, a ja sam do cholery nie mam pojęcia co się stało i o co w tym wszystkim chodzi! Jasne?-podniósł głos nawet na mnie nie spoglądając. - Gdzie idziesz? - spytał już spokojnie, gdy zaczęłam się podnosić.
-Nie twój interes.- wstałam i nie czekając na jego odpowiedź, wyszłam na korytarz. Dopiero tam uświadomiłam sobie, że może nie był to najlepszy pomysł. Szybkim krokiem starając nie patrzyć się za siebie i nie zatrzymywać ruszyłam w kierunku basenu. Miałam tego nie robić, ale teraz no cóż.. zrobię wszystko by zapomnieć o tym co zdarzyło się zaledwie godzinę temu, bo podejrzewam, że właśnie tyle czasu spędziliśmy zamknięci w schowku. Minęłam ratownika i weszłam do damskich przebieralni. Zatrzymałam się w pół kroku widząc Naylli płaczącą na jednej z ławek.

~*~

Wyciągnęłam słuchawki i z powrotem schowałam je do torebki. Wiem, że to co postanowiłam zrobić jest nieodpowiedzialne, ale nie mam innego wyjścia. Po tym jak znalazłam Naylli, nie udało mi się od niej nic wyciągnąć. Modliłam się by chodziło o chłopaka lub o to, że pokłóciła się z Patricią, chociaż sama chyba w to nie wierzyłam. Samo wyjście chyba jednak nie jest takie trudne, nie wiem czemu moim wcześniejszym planem było wymknięcie i to na dodatek w środku nocy. Teraz cieszę się, że nie wypaliło. Odwróciłam się zaskoczona, gdy ktoś pociągnął mnie za rękę. Przewróciłam oczami, gdy zobaczyłam, że przede mną stoi Harry.
-Mogę wiedzieć, gdzie się wybierasz?-spytał niezbyt przyjaźnie.
-A czy nie pamiętasz, jak mówiłam ci, że to nie twoja sprawa?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie i obróciłam się odchodząc.
Co dziwne nie słyszałam już kroków za sobą, czyżby sobie odpuścił? Całe grono nauczycielskie nie licząc jednej z praktykantek wyszło załatwić wejściówki na jedną z uczelni. Tamta zapewne już smacznie chrapie w swoim pokoju, jeśli w ogóle nie opuściła swojego stanowiska. Przybierając neutralną minę wyszłam przez drzwi i w przeciągu pięciu minut znalazłam się na przystanku. Autobus powinien był niedługo się pojawić. Usiadłam na ławce i rozglądnęłam się wokół siebie. Podziwiałam ruch i zgiełk tego miasta, naprawdę się za nim stęskniłam. To tutaj spędziłam całe swoje życie nie licząc pojedynczych wyjazdów na których oczywiście brakowało rodziców. Wsiadłam do jednego z czerwonych autobusów i zatopiłam się w myślach patrząc na zachmurzone niebo. Byłam pewna, że zaraz spadnie deszcz. Mijaliśmy znajome mi uliczki, a mnie z każdą chwilą ogarniał coraz większy spokój. Stara szkoła, dom mojej byłej przyjaciółki, osiedlowy sklep i park do którego zawsze przychodziłam, gdy miałam dość tego wszystkiego.. pozostały jedynie wspomnienia.. Pojazd zatrzymał się, a ja wyszłam nie oglądając za siebie. Na dworze rozpadało się na dobre, po mojej twarzy spływały zimne krople wody. Podniosłam twarz ku nieba i pozwoliłam płynąć im po moich policzkach jednocześnie oczyszczając mnie ze wszystkich zmartwień. Uśmiechnęłam się szeroko, ciesząc, że wszystko poszło po mojej myśli. Właśnie stoję przed domem, w którym się wychowałam, w którym spotykały mnie złe, jak i te dobre rzeczy. Nagle ktoś mocno pociągnął mnie ku sobie. Zachwiałam się i wpadłam w ramiona mężczyzny, który później niestety okazał się Harrym. Miałam ochotę go uderzyć, albo zrobić coś jeszcze gorszego. Jakim prawem miesza się w moje życie? Wyrwałam się i popatrzyłam na niego oskarżycielskim wzrokiem.
-Czego chcesz? Czemu mnie śledziłeś? Nie mam na ciebie wpływu, ale z tobą serio musi być coś nie tak! Kto normalny..-chłopak przerwał mi gwałtownie przyciskając mnie do zimnej ściany jednego z budynków. Jego dłoń znalazła się na moich ustach, a  przez to ja nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Próbowałam się wyrwać, gdy nagle zauważyłam poruszenie w domu naprzeciwko. Moim domu. Dwóch mężczyzn ubranych na czarno wychodziło przez ciemne drzwi. Jeden z nich trzymał w ręku coś na wzór szkatułki. Odpycham mocno Harry'ego, gdy rozpoznałam trzymany przez niego przedmiot.W następnej chwili z moich ust wyrywa się pisk, a reszta dzieje się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy poczułam ten palący ból w klatce piersiowej.





~*~


Witam i od razu przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Co napisałam, to usuwałam i wyszło z tego coś takiego. Mam nadzieję, że nie jest tak najgorzej i zapraszam do komentowania, gdyż chcę wiedzieć, czy jej sens dalszego pisania tej historii. Chciałabym poznać wasze opinie! :)))

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział XXII

Zerknęłam na zegarek, po raz dziesiąty od niecałej minuty. 10. 8. 3. Gdy wybija równa dziewiąta cicho podnoszę się z łóżka i zerkam w stronę Naylli i Patricii. Na szczęście smacznie śpią. Plotkowanie o mojej osobie kompletnie je wymęczyło. Zakładam na nagie stopy moje trampki i starając się o nic nie potknąć w panujących ciemnościach podchodzę do drzwi. Zerkam przez dziurkę i upewniam się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Cicho przekręcam klamkę i ostatni raz oglądam za siebie. Moje serce zaczęło bić w szybszym tempie. Nie wiem co się stanie, gdy mi się nie uda. Gdy ktoś mnie nakryje..

Korytarz jest pusty, nie słyszę nic oprócz szelestu liści za oknem. Mam szczęście, że wzięłam wiatrówkę, bo inaczej bym zamarzła. Dotykając ściany żałuję, że jednak nie mam przy sobie latarki. Jednak skąd mogłam wiedzieć, że wszystko tak się potoczy. Nie zaryzykowałabym zapaleniem światła, wystarczy mi już strach, że nauczyciele spełnią swoją prośbę i sprawdzą nasze pokoje. Nikt nie nabrałby się na moją wymówkę z wyjściem do łazienki. Złodziej w hotelu też raczej odpada. Jeszcze uznaliby mnie za wariatkę.. zwykłe dziękuję by wystarczyło. Schodzę po długich schodach przykrytych zlewającym się z tłem ciemnym dywanem. Przystaję słysząc pobrzękiwanie talerzy w kuchni. Biorę kilka głębokich wdechów i ruszam dalej. W myślach błagam Boga, by wszystko mi się udało. Do oczu napływają mi łzy szczęścia, gdy pod moją dłonią czuję chłodny dotyk klamki. Jeszcze tylko jeden krok, a znajdę się w hallu, wtedy już na pewno wszystko pójdzie tak jak było zaplanowane. Nagle czuję jak ktoś łapie mnie i ciągnie w drugą stronę. Próbuję się wyrwać, lecz jest silniejszy. Wpycha mnie do jakiegoś pomieszczenia, które przypomina schowek na szczotki i cicho zamyka drzwi. Chcę krzyczeć, ale ktoś zakrywa mi usta. W ciemnościach majaczy mi sylwetka Mitchella. W tej samej chwili jego palec zbliża się do ust nakazując bym była cicho. Po chwili na korytarzu da się słyszeć czyjeś ciężkie kroki. Ktoś mruczy coś pod nosem, lecz po chwili znika i nastaje kompletna cisza, zupełnie jak minutę temu. Mężczyzna puszcza mnie i patrzy na mnie z zaciekawieniem.
-Co ty tu robisz?-pyta
-O to samo mogłabym zapytać ciebie.-mówię wściekła, przez niego cały moje przedsięwzięcie legło w gruzach. Na jego ustach pojawia się mało widoczny, lecz pełen zadowolenia uśmiech.
-Powiesz mi, albo obudzę pana Garrisona. Wybieraj. Choć wydaje mi się, że nie będzie zadowolony. Jego najlepsza uczennica i takie wybryki.-z udawanym rozczarowaniem kręci głową. Wkurzona zaciskam usta.
-10..9..8.. Wiesz co się stanie jak dojdę do zera. 4..
-Przecież było dopiero 8..-syczę-No dobrze, już powiem tylko bądź cicho.-mówię jednocześnie przetrząsając umysł w poszukiwaniu najwiarygodniejszej wymówki.
-No, więc słucham.
-Em..-patrzę na niego uważnie, zastanawiając się, czy zauważy moje kłamstwo.-Chciałam.. chciałam coś zjeść. Tak! Byłam strasznie głodna. No popatrz: nic nie zjadłam na kolację..
-Doprawdy?-zerka na mnie rozbawiony, a ja nazbyt energicznie kiwam głową-Och mam pomysł.. skoro jesteś taka głodna.. Może przejdę się i spytam pana Garrisona, czy nie mógłby czegoś dla ciebie załatwić?-pyta podnosząc jedną brew.
-Nie.. Nie trzeba. Już mi zresztą przeszło. Przypomniałam sobie, że mam jeszcze jakieś batoniki w plecaku..
-O.. nie dobrze jest jeść tak na noc. Zwłaszcza takie rzeczy. Jesteś pewna, dla mnie to żaden problem.
-Tak jestem.-mówię stanowczo.
-To już jak uważasz.-mówi z przyklejonym na twarz uśmiechem i otwiera przede mną drzwi. Wychodzę i nie oglądając się za siebie idę w kierunku schodów. Nagle ktoś łapie mnie za rękę. Odwracam się w stronę szyderczo uśmiechniętego Mitchella.
-Pozwolisz, że cię odprowadzę. Jeszcze by twój głód przejął górę i splądrowałabyś jadalnię.-kręcę oczami i wyrywam swoją dłoń. Podążam w kierunku pokoju, nie zwracając na niego uwagi, jednocześnie jednak czując jego obecność. Cicho otwieram drzwi w chwili, kiedy on okręca mnie w swoją stronę. Patrzę na niego zmęczonym wzrokiem mającym na celu nakłonić go do szybszej przemowy.
-Hm.. Zdajesz sobie sprawę, że ci nie wierzę?-pyta z niewinnym wzrokiem. Natychmiast przeczę robiąc pewną siebie minę. Odwracam się i próbuję otworzyć drzwi, lecz te ani drgną.
-A i jeszcze jedno Caroline.-Mitchell podchodzi do mnie i dotyka mojego ramienia. Przechodzi mnie dreszcz, którego na pewno nie nazwałabym przyjemnym. Nachyla się do mojego ucha.-Wiem co chciałaś zrobić. Nie próbuj tego znowu. To może się, źle dla ciebie skończyć..-mruczy cicho, a mnie przechodzą ciarki. Słyszę jego cicho oddalające się kroki.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.-mruczę pod nosem i w tym czasie otwierają się drzwi znajdujące się po mojej prawej stronie. Zamieram nie wiedząc co zrobić. Pan Garrison patrzy na mnie zdziwiony, jakbym co dopiero go obudziła. Gdyby nie powaga sytuacji pewnie zaczęłabym się śmiać. Ten szlafrok w króliczki.. Głośno przełykam ślinę.

~*~

-Caroline! Halo!-nagle dłoń Naylli pojawia się tuż przed moimi oczami.-Co się wczoraj stało? Obudziłam się, a ciebie nie było.
-Nie, nic się nie stało. Pewnie byłam w łazience.
-Przez 10 minut?-pyta wątpiąco, na co od niechcenia kręcę głową.
-Nie chcesz to nie mów.-przewraca oczami, lecz po chwili na jej ustach pojawia się znajomy uśmiech.-Ale opowiadaj! Jak było?-pyta z błyskiem w jej dużych niebieskich oczach.
-Ale co "Jak było"?-zdecydowanie nie jest to mój najlepszy dzień.
-No na basenie!-piszczy przy okazji zwracając na nas uwagę całej stołówki.-Co robiliście?! Jak wyglądał?!-zażenowana kręcę głową.
-Nie byłam na żadnym basenie.
-Ale jak to?-pyta zaaferowana Naylla.
-No i dobrze. Coś mi w nim nie pasuje. Jest zbyt pewny siebie. Dobrze zrobiłaś.-mówi Patricia na co posyłam jej pełen wdzięczności uśmiech.
-Ale..-zaczyna Nay, ale przerywa jej głos nauczyciela.
-Dzieci! Dobierzcie się w pary, zaraz wyjeżdżamy!

~*~

Zmęczona padam na łóżko. Cały dzień zajęć i oglądania różnych pokazów to nawet jak dla mnie za dużo. Gdyby nie dziewczyny pewnie odpadłabym w połowie. Chociaż muszę przyznać, że niektóre z pokazanych nam eksperymentów były świetne, a wykład z wirusologi niezwykle ciekawy. Drzwi do pokoju otwierają się i staje w nich Patricia w samym ręczniku i z mokrymi włosami. Ja sama dzisiaj odpuściłam sobie basen, nie muszę chyba wymieniać dlaczego. Rzuca we mnie mokrym strojem i wybucha śmiechem. Znika w łazience, a po chwili siada tuż koło mnie z uśmiechem na twarzy. Odpowiadam tym samym i patrzę na nią pytająco. Widzę, że ma mi coś do zakomunikowania.
-Naylla cię potrzebuję.. albo w sumie nie ona..-mówi uśmiechając się przebiegle.
-Co?-pytam nic nie rozumiejąc.
-Hm.. czasem ma pewne problemy z pohamowaniem złości. A z tego co wiem, to wywnioskowała, że unikasz tego Mitchella, bo coś ci zrobił.. Także.. już mu współczuję.
-I ciebie to śmieszy?-pytam, chociaż na mojej twarzy pojawia się uśmiech spowodowany wyobrażeniem sobie Nay rzucającej się na mężczyznę w mojej obronie.
-Taak.. Chyba musisz tam iść.-zrezygnowana kręcę głową i podnoszę się z łóżka.
-Nie.. Nay powinna sobie poradzić.-śmieję się i otwieram drzwi.
-Ale.. nic się nie stało?-pyta poważniejąc Patricia.
-Nie, jasne, że nie.-wychodzę na korytarz i przechodzę do stołówki szerokim krokiem omijając część z basenem. Może coś mi zostawili? Nagle czuję za sobą czyjąś obecność, zdaje mi się jakby w pomieszczeniu nagle spadła temperatura. Czuję nieprzyjemny podmuch wiatru na plecach. Zanim zdążę się odwrócić słyszę tuż koło swojej głową czyiś głos.
-Myślałaś, że mi uciekniesz?


________________________________________________________________________________


Cześć :)) Jak się podoba rozdział? Co sądzicie o Mietchellu i tym wszystkim? Chcę usłyszeć wasze teorie :))

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział XXI

-Ej! Wstawaj!-ktoś pociągnął mnie za ramię. Leniwie rozchyliłam powieki. Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie, gdzie właściwie jestem. Przetarłam oczy i zerknęłam za okno. Słońce świeciło ostatkami sił mimo, że dopiero zbliżała się czternasta. Strasznie zdrętwiały mi nogi, czyżbym przegapiła postój? Poczułam, że bardzo boli mnie głowa, więc oparłam się o szybę i zamknęłam oczy. Próbowałam odciąć się od głośno śmiejącej z czegoś towarzyszki. Autobus zatrzymał się, a ja odruchowo przytrzymałam się oparcia. Zamrugałam, starałam się powstrzymać zawroty głowy. Usłyszałam wesoły głos jednej z nauczycielek oznajmujący, że jesteśmy na miejscu. Chwyciłam podręczną torbę i powoli za innymi powlokłam się na dwór. Uderzył we mnie zimny podmuch wiatru. Wciągnęłam mocno powietrze co na pozór powinno pomóc, lecz tylko pogorszyło sprawę. Poczułam na sercu ciepło, które powoli zaczęło rozchodzić się po całym moim ciele. Nie wiedziałam co się dzieje, ciężko oddychając sięgnęłam ku szyi.
-Coś nie tak?-natychmiast powróciłam do swojej wcześniejszej pozycji odrywając dłoń. Przede mną stał dzisiaj poznany opiekun. Dotknął mojego ramienia, a mroczki znikły jakby nigdy ich nie było.
-Nie, wszystko dobrze.-wysiliłam się na uśmiech. Rozejrzałam się wokół siebie. Staliśmy przed hotelem, na przedmieściach Londynu. Uśmiechnęłam się. W końcu jestem w domu. Poczułam jak ktoś szarpie mnie za rękę. Obróciłam i głośno westchnęłam widząc przede mną uśmiechniętego Harry'ego.
-Co ty tu robisz?-spytałam z wyrzutem. Jak może najpierw znikać na parę tygodni i nie dawać znaku życia, a potem jak gdyby nigdy nic się pojawiać.
-Nie mów, że nie cieszysz się na mój widok.-wzniosłam oczy ku niebu i obróciłam się wyciągając z bagażnika swoją walizkę. Ustawiliśmy się czekając, podczas gdy nauczycielka sprawdzała, czy nikt nie zagubił się w czasie drogi.
-Ładnie wyglądasz.-odskoczyłam słysząc Harry'ego, który znajdował się milimetry ode mnie. Zaśmiał się pod nosem, lecz zaraz spoważniał uważnie czegoś wypatrując. Ruszyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam młodego mężczyznę, który w tej chwili patrzył się na stojącego obok mnie chłopaka. Po chwili na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek, spojrzałam na Harry'ego, który wyraźnie zaciskał szczękę. Czyżby się już znali? Właśnie uświadomiłam sobie, co mi tutaj nie pasowało.
-Co ty tutaj robisz?-ponowiłam pytanie-Nie wydaje mi się by pan Garrison pozwolił ci jechać. Nie było cię na liście.
-Przyjechałem sam.-powiedział tuż przy moim uchu, lecz gdy się obróciłam jego już nie było. Dziwne, dlaczego miałby to robić? Ruszyłam za resztą uczniów postanawiając o nim zapomnieć. Nie pozwolę by zepsuł mi ten długo wyczekiwany wyjazd. Weszliśmy do środka stając w hallu i czekając, aż nauczyciele przyniosą kluczę do pokoi. Z tego co wiem mam go dzielić z dwiema dziewczynami, których nigdy wcześniej nie widziałam. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, na których powieszone były niezbyt piękne obrazy, rejestracja, a obok lekko poniszczone drzwi zapewne prowadzące do kuchni czy jadalni. Nic wyjątkowego. Opiekun zaczął wyczytywać nasze nazwiska i wręczać klucze. Wyraźnie zrobił przerwę przy moim nazwisku. Podeszłam do niego i odebrałam mały kluczyk, wraz z kartką na której rozpisany był plan dnia. Stanęłam obok moich nowych współlokatorek. Niska blondynka rozmawiała ze swoją przyjaciółką, która była od niej o prawie dwie głowy wyższa. Spojrzała na mnie krytycznie, lecz po chwili rozchmurzyła się posyłając mi uśmiech.
-Jestem Naylly, a to Patricia.-wskazała na przyjaciółkę i podała mi dłoń.
-Caroline.-uśmiechnęłam się. Marzyłam by udać się do pokoju i położyć na łóżku. Spojrzałam na dziewczyny, które zaczęły teraz żywo gestykulować i przekrzykiwać się jednocześnie wybuchając śmiechem. Spojrzałam na nie pytająco. Naylly, jeśli dobrze zapamiętałam podeszła do mnie i wskazała na młodego mężczyznę, który żywo rozmawiał z kimś przez telefon.
-Mitchel Redickson. Podobno parę lat temu skończył u nas szkołę, lecz nikt go nie pamięta. Widziałam ostatnio jak kłócił się o coś z panią Wilson. Moja siostra, z którą powinien chodzić do klasy, też pierwszy raz o nim usłyszała, gdy znikąd pojawił się parę tygodni temu. Chyba przez parę dni latał za dyrektorką i błagał by pozwoliła mu pojechać z nami jako opiekun. W sumie jakbym go skądś kojarzyła.. ale tak poza tym to niezłe z niego ciacho, co nie?-spytała łapiąc mnie pod ramię. Lekko pokiwałam głową.-Ojj, patrzy się na ciebie!-pisnęła mi na ucho. Podniosłam wzrok, lecz zanim zdążyłam cokolwiek zobaczyć, ktoś zasłonił mi widok.
~*~
-No nie wiem.. Ten, czy ten?-Naylly spojrzała na mnie trzymając w dłoniach dwa różne stroje kąpielowe. Pierwszy jednoczęściowy z odkrytymi plecami, a drugim to czarne bikini ze wstążkami po bokach.
-Zdecydowanie drugi.-powiedziałam uśmiechając się.
-A ty? Ej!-rzuciła poduszką w swoją przyjaciółkę, która leżała na łóżku pochłonięta w lekturze. Nagle Patricia podskoczyła i z piskiem podbiegła do mnie pokazując mi jedną z zaplanowanych atrakcji.
-Nudziary.-parsknęła Nelly i obrażona zniknęła w łazience.
-Nie mogę się doczekać! Nigdy nie byłam w Londynie. Ty tu mieszkałaś co nie?-pokiwałam głową.-To świetnie, musisz mi wszystko pokazać.- Natychmiastowo się ożywiłam.
-Jasne! Wiesz co może najpierw byśmy poszły..-drzwi otwarły się z hukiem i stanęła w nich Naylly. Miała na sobie golf po samą szyję i czepek na włosach. Parsknęłam śmiechem.
-Tak pójdziesz na basen?-spytałam próbując się opanować.
-Niestety mam dla was złą wiadomość. Pytałam się pana Garrisona i powiedział mi, że nie będzie można samodzielnie wychodzić.-powiedziała i pokazała nam język podchodząc do szafy.
-Dziewczyny! Kolacja!-zza drzwi rozległ się głos jednej z nauczycielek. Czterech czy pięciu nauczycieli na dwudziestkę osób, to zdecydowanie za dużo.
-Ej pomóżcie mi!-na całe gardło zawyła Naylly siłując się z czepkiem. Patricia śmiejąc się podbiegła do niej, a ja jak najciszej umiałam otworzyłam drzwi i czmychnęłam za zewnątrz. Nagle uderzyłam o coś twardego. Cały świat zawirował a ja upadłam na ziemię tłukąc sobie tyłek.
-Cholera.. Nic ci nie jest?-podniosłam głowę i zobaczyłam wystraszonego Mitchela, który nachylał się nade mną. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, lecz on po chwili otrząsając się podał mi dłoń. Gdy już stałam na własnych nogach przyjrzałam się stojącemu przede mną mężczyźnie. Jego dłuższe włosy były mokre i w kompletnym nieładzie. Grzywka co chwilę spadała mu na oczy, a on odgarniał ją uroczo. Miał na sobie lekko przemoczony podkoszulek i czarne rurki. Nelly miała rację, był całkiem przystojny. Mógł mieć góra 25 lat. Zaśmiał się, gdy zauważył, że się w niego wpatruję. Odwróciłam wzrok, próbując powstrzymać wpływające na moją twarz rumieńce.
-Czy nie mieliśmy iść na basen dopiero po kolacji?-spytałam próbując odwrócić jego uwagę od swojej osoby.
-No wiesz, czasem trzeba nagiąć zasady.-uśmiechnął się do mnie jednocześnie puszczając oko. Nie myśląc, też się uśmiechnęłam. Nagle drzwi się otworzyły się i stanęła w nich Patricia, wraz z Naylly, której usta układały się teraz w wielką literę O.
-W czymś przeszkodziłyśmy?-spytała, a jej usta wykrzywiły się w uśmiechu.
-Nie, chciałem wam tylko przypomnieć..-odchrząknął-Nie macie teraz kolacji?-spytał jednocześnie zmieniając temat.
-Tak. Tak, już idziemy.- Naylly pociągnęła mnie za ramię i porwała w stronę stołówki radośnie podskakując.
-Widziałaś jak się na ciebie patrzył?-pisnęła mi do ucha, lecz mimo wszystko i tak głowy wszystkich powędrowały w naszym kierunku. Zajęłyśmy miejsca, a ja poczułam nieprzyjemnie mrowienie na plecach. Gdy miałam się odwrócić, współlokatorka przejęła moją uwagę, znowu coś do mnie mówiąc.
-Tak przeczuwałam, że to będzie wspaniały wyjazd! Nie no, trochę ci zazdroszczę.. Co ty na to, żebym pożyczyła ci mój strój?!
~*~
Kolacja minęła na ciągłej ekscytacji Naylly. Ja sama nie mogłam nic przełknąć ciągle czując to dziwne mrowienie na plecach. Zgodziłam się pożyczyć od niej strój, wiedząc, że nie uda mi się pokonać jej zapału. Sama spędziła pół godziny ciągle poprawiając fryzurę i pokazując się nam w coraz to nowszych kreacjach na jutrzejszy dzień. Czasem jej kombinacje były tak komiczne, że razem z Patricią, nie mogłyśmy powstrzymać się od śmiechu, co za każdym razem kończyło się minutowym fochem blondynki. Jej przyjaciółka, na pozór cicha, okazała się wspaniałym towarzyszem do rozmów. Miałyśmy nieskończenie wiele wspólnych tematów, poczynając na książkach, a kończąc na naprawdę dziwnych historiach z naszego życia. W końcu trzeba było się przebrać i wyjść na zimny korytarz, a potem do jeszcze zimniejszej wody. Basen wcale nie był zbytnio wielki, ani nie posiadał zbytnich dodatków, lecz z Naylly przy boku nie dało się nudzić. Niestety to co mówiła, okazało się prawdą. Zabronione zostały samotne wycieczki. Po tym jak na ostatniej wyprawie w góry zagubiły się 3 osoby, zaniechało się dawania nam wolności. Dlaczego my musimy płacić za czyjąś głupotę? Mimo wszystko postanowiłam odwiedzić rodziców. Postanowiłam nie wzbudzać podejrzeń i nie pytać o pozwolenie. Nie miałam żadnych gwarancji, że moi opiekunowie są w kraju, a gdyby nauczyciel do nich zatelefonował.. Szczerze mówiąc nie chodziło mi tylko o spotkanie z nimi, miałam nadzieję, że w moim starym domu uda mi się czegoś dowiedzieć. Na razie udało mi się podsłuchać personel i dowiedzieć się, że wyjścia zamykają przed północą. Cisza nocna zaczynała się o dziesiątej, co oznaczało, że miałam dwie godziny na spełnienie swojego postanowienia.
-Ej! Przyszedł!-Patricia walnęła mnie w ramię szepcząc. Ona też nie mogła powstrzymać swojej ekscytacji. Sama nie wiedziałam o co im chodziło.. a może nie chciałam wiedzieć? Mężczyzna usiadł na jednym z leżaków i zaczął rozglądać się po sali. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Widząc, że też się na niego patrzę uniósł kąciki swoich ust ku górze. Nagle ktoś pociągnął mnie za nogę i zanurzyłam się w wodzie. Przede mną pojawiła się Naylly z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Dalej! Podejdź do niego!-zachęciła mnie. Popatrzyłam na nią wzdychając.
-Nie.-powiedziałam ostro i rozejrzałam się po sali. Oprócz nas w basenie taplało się z piętnastu innych uczniów, lecz nie dojrzałam żadnego z nauczycieli. Dziwne, nie było ich ani w wodzie ani na leżakach. Oczywiście nie licząc Mitchela. Zanim się obejrzałam Naylly ciągnęła mnie w jego stronę. Spróbowałam jej się wyrwać i przez chwilę siłowałyśmy się dopóki do moich uszu nie doszedł głęboki śmiech. Micthel patrzył się w bok, lecz i tak wiedziałam, że  to śmieję się z nas. Ze mnie. A to znaczyło, że teraz nie było już odwrotu. Pozwoliłam ciągnąć się współlokatorce co skomentowała uśmiechem i po chwili znalazłyśmy się tuż przed nim, jednocześnie nadal będąc w wodzie.
-Dzień dobry!-powiedziała głośno Nelly, wypychając mnie przed siebie.
-Dzień dobry.-odpowiedział uśmiechając się i patrząc w moim kierunku. Odwróciłam twarz w drugą stronę, czułam, że wpływają na nią rumieńce.-Jak się bawicie?
-Świetnie, a pan?-spytała szczerząc się
-O proszę, nie postarzajcie mnie. Jestem tylko parę lat starszy od was. Mówcie mi Mitchel.-Naylly wydała niebyt zduszony okrzyk szczęścia.
-Dobrze proszę pa..znaczy Mitchel. Dlaczego tak siedzisz, czyżbyś bał się wody?-w jej głosie dało się usłyszeć lekko nutkę flirtu. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem, tym samym zupełnie niepotrzebnie zwracając ich uwagę na siebie. Zdziwiłam się, gdy mężczyzna po chwili dołączył do mnie.
-Nie, nie boję się wody.-powiedział z uśmiechem na ustach.-A ty Caroline?-zwrócił się do mnie jednocześnie ściągając koszulkę. Powstrzymałam się i szybko odwróciłam wzrok od jego nagiego torsu.-Boisz się wody? Nie widziałem, żebyś pływała.
-Przecież..-chciałam zaprzeczyć, lecz mi przerwał.
-Tak naprawdę. Wiesz, jakbyś chciała mógłbym ci udzielić kilku lekcji.-Naylly krzyknęła uszczęśliwiona, lecz zanim zdążyła odpowiedzieć za mnie, zrobiłam to sama.
-Nie. Nie wydaje mi się. Zresztą i tak nic by mi to nie dało. Chodziłam na wiele zajęć i jak widać nic nie zmieniły. Nie będę zajmować panu niepotrzebnie czasu.
-Sądzisz, że nie podołam?-uśmiechnął się jeszcze szerzej ukazując małe dołeczki w policzkach.-Czyżbyś rzucała mi wyzwanie?-spytał i wskoczył do wody na główkę. Oczy wszystkich zwróciły się ku niemu. Płynął pięknym kraulem i po chwili znalazł się na końcu basenu. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Mrugnął do mnie i po chwili był już przy mnie. Naylly na złość gdzieś wyparowała. Rozejrzałam się za Patricią, lecz czując mój wzrok natychmiast zniknęła pod wodą.
-Powiedzmy tak. Przez trzy dni poczynając od dzisiaj codziennie przed śniadaniem i po kolacji spotykamy się tutaj, a ja trenuję cię na mistrzynię w pływaniu.-chciałam mu przerwać, lecz nie pozwolił mi dojść do słowa-Po trzech dniach zorganizujemy małe zawody. Jeśli przegrasz, udowodnisz mi, że miałaś rację, a ja poległem, lecz jeśli wygrasz..
-Mogę oszukiwać.-przerwałam mu zwycięsko się uśmiechając.
-Tak.. Ale jak się składa pan Garrison, to mój dobry przyjaciel.. a ty marzysz o piątce z biologii, a..
-No dobra niech ci będzie. Ale jak wygram.. czyli przegram.. co będę z tego miała?-spytałam, a Mitchel na te słowa zbliżył się niebezpiecznie blisko. Czułam jego oddech na swoim policzku.
-Co tylko będziesz chciała.-powiedział uwodzicielsko szepcząc, na co zadrżałam, lecz zaraz odsunął się normalnie kontynuując.-Lecz jeśli ja wygram, będziesz mi wisieć przysługę.-spojrzałam w jego oczy, w których błysnęło coś niepokojącego. Nie mogłam zidentyfikować co to było. Poczułam znowu to dziwne mrowienie.
~*~


Witam was na chyba na najdłuższym rozdziale na tym blogu. Przepraszam, że trochę musieliście na niego czekać, lecz mam nadzieję, że się spodobał. Mogę zapowiedzieć, że następny rozdział będzie pełen wrażeń. xx Każdego kto przeczyta proszę o komentarz, chciałabym poznać Waszą opinię. :))

poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział XX

Obudził mnie natarczywy dzwonek telefonu, który jakimś cudem znalazł się tuż obok mnie. Przetarłam oczy i zasłoniłam się ręką przed jasnym światłem. Na ekranie pojawiło się imię Alyss. Szczęśliwa, że nic się jej nie stało odebrałam natychmiast.
-Hej.-powiedziałam ziewając.
-Hej!-zapiszczała mi do ucha-Nie uwierzysz co się stało..-podniosłam wzrok i napotkałam Harry'ego opierającego się o poręcz schodów. Był już ubrany, a na jego ustach widniał delikatny uśmiech.
-Śniadanie.-szepnął cicho i na migi wskazał bym zeszła na dół. Pokiwałam głową i wróciłam do rozmowy z przyjaciółką. Nie mogłam się skupić.
-Ty mnie w ogóle słuchasz?-spytała po chwili.
-Co? Ee.. tak. Muszę coś załatwić, oddzwonię do ciebie później, ok?.-rozłączyłam się zanim zdążyła zaprotestować. Rozejrzałam się wokół siebie jednocześnie przypominając sobie zdarzenia sprzed paru godzin. Natychmiast na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Postarałam się zepchnąć wszystkie myśli na bok i powoli zeszłam na dół. Weszłam do łazienki przypominając sobie, że nie mam się w co ubrać. Z nadzieją, że może nie jest tak najgorzej chwyciłam spodnie i przejechałam po nich palcami. Zeschnięte błoto oderwało się zostawiając suche plamy. Przemyłam twarz i lekko przeczesałam włosy. Spojrzałam w lustro i zdziwiłam się, że nie wyglądam tak najgorzej. Chyba jeszcze nigdy w życiu się tak dobrze nie wyspałam.. Co ja gadam? Wciągnęłam rurki postanawiając jak najszybciej znaleźć się w domu by móc je zmienić. Na szczęście bluzka była prawie czysta, więc chociaż z tym nie było problemu. Pojawił się dopiero, gdy zeszłam na dół i stanęłam w przeciągu, chłód owionął mi nagie ramiona. Delikatnie otworzyłam drzwi i weszłam do kuchni. Na stole leżał stos kolorowych kanapek, a Harry właśnie kończył robić herbatę. Obrócił się w moim kierunku z uśmiechem na ustach.
-Siadaj i jedz. Zaraz powinniśmy wyjechać.-zrobiłam to o co prosił i usiadłam częstując się jedną z kanapek. W kuchni zapadła nerwowa cisza.Gdy byłam bliska jej przerwania chłopak usiadł przy stole i wziął do ręki kubek z herbatą. Zajęłam się jedzeniem, lecz czując na sobie jego wzrok podniosłam głową. Zauważając to natychmiast się obrócił, ale i tak zdążyłam zobaczyć na jego ustach uśmiech. Oczy mu błyszczały i wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem, popatrzyłam na niego pytająco. Nagle poderwał się i odniósł pełny talerz do zlewu. Zmierzał w kierunku wyjścia. W końcu postanowiłam postawić sprawę jasno. Od rana ciążyła mi na sercu.
-Harry.. ja-przerwałam-To co wczoraj..
-Jasne, nie przejmuj się.. Każdemu się zdarza.
-Ale.. co?-spytałam nic nie rozumiejąc.
-Przygotuj się, zaraz wyjeżdżamy.-powiedział i puścił mi oko. Wyszedł z pokoju z poważną miną, lecz zaraz dobiegł mnie jego śmiech. Jest taki dziwny. Miałam ochotę czymś w niego rzucić. Zrozumiałam, że to co się wczoraj stało nic dla niego nie znaczyło. Sama też postanowiłam o tym zapomnieć.. taak już nawet nie pamiętam.. Wstałam od stołu i odniosłam talerz do zlewu. Wyszłam na dwór i od razu na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Słońce ledwo wznosiło się nad lasem. Było chłodno i było czuć zapach zbliżającej się zimy, mimo, że to dopiero początek października. Zauważyłam chłopaka majstrującego coś przy aucie i podeszłam do niego.
-Co robisz?-spytałam widząc jak intensywnie nad czymś myśli.
-Chyba nie działa..
-Co?
-Samochód..-na mojej twarzy wymalował się strach. Jak my teraz wrócimy do domu?
-Żartuję.. masz, ubierz.-wyciągnął w moim kierunku jakąś bluzę.
-Jak mogłeś?-syknęłam i oparłam się o maskę ignorując go.
-Tak jakoś.. lubię cię złościć.-uśmiechnął się, a na jego policzkach pojawiły się dołeczki.
-Naprawdę fajne hobby..-odparłam sarkastycznie.
-A teraz mogłabyś się przesunąć, bo naprawdę jak chcesz wrócić do domu, to muszę go naprawić.
-Co?!
-To co słyszałaś.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`

Od tamtego dnia minęły dwa tygodnie, po trzech godzinach udało nam się szczęśliwie wrócić do domu nie po zabijając się. Oczywiście nie obyło się bez dogryzania i wszechobecnych iluzji głównie ze strony chłopaka. W każdym razie od tamtego czasu mam spokój, ani razu nie pojawił się w szkole. Carter mówił, że podobno jest chory, chociaż chyba sam w to nie wierzył. Co dziwne, bo wydawało mi się, że są przyjaciółmi. Allys zaczęła się już oficjalnie spotykać z Zaynem, przez co cały czas jest nieobecna duchem. Ogólnie trochę dziwnie się zachowuje, ale ani razu nie chciała mi tego wyjaśnić. Gdy o to pytałam zawsze się wkurzała i zmieniała temat. Dom miałam przez cały tydzień tylko dla siebie, Nadia wyjechała w sobie tylko znanych sprawach zawodowych. Jedynym plusem jest to, że postanowiłam wziąć się za siebie i codziennie rano biegałam po okolicy. Pozwalało mi to nie myśleć, co bardzo mi pasowało. Przynosiło chwile wytchnienia. Teraz szłam do szkoły szczelnie zakrywając się szalikiem, od paru dni nastąpiło silne zepsucie pogody i nieprzerwanie trwa wichura. Drzewa, które do tej pory nie pozbyły się liści, są już kompletnie nagie. W oddali zamigotał mi stary ceglany budynek, a ja szczęśliwa odetchnęłam z ulgą. Już jutro jedziemy do Londynu. Nie cieszę się tylko z powodu czekających nas wrażeń, ale również dlatego, że może uda mi się wyrwać i spotkać z rodzicami. Ciężka nauka się opłaciła, trochę szkoda, że Alyss nie będzie razem ze mną, ale trudno. Za chwilę miało się zacząć ostatnie spotkanie informacyjne, na którym mamy dopiąć wszystko na ostatni guzik.
Rano obudziło mnie wołanie Nadii, która wczoraj wieczorem wróciła do domu. Pomogła mi się spakować i życzyła powodzenia. Nawet nie zdziwiło mnie to, że na początku nie chciała mi nawet pozwolić jechać. Potem ktoś do niej zadzwonił i nagle zmieniła zdanie. Zbiegłam na dół i szybko pochłonęłam całe śniadanie. Buchałam entuzjazmem. Dokończyłam ostatnie przygotowania i pół godziny później stałam przed autobusem, czekając na pojawienie się reszty uczniów. Na początku myślałam, że jestem sama, lecz po chwili z autobusu wyłonił się młody mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Był wysoki, z czarnymi włosami i co niepokojące z tego samego koloru oczami. Popatrzył na mnie przez zmrużone powieki, lecz po chwili jakby dostając olśnienia posłał mi delikatny uśmiech.
-Dzień dobry-powiedziałam nie pewnie.-Pan jest jednym z opiekunów?-spytałam cicho, na co pokiwał głową.
-Tak, i nie mogę się już doczekać, jak będziemy na miejscu. Pierwszy raz sam zająłem się zorganizowaniem tego wszystkiego.
-Pan nie uczył w naszej szkole?
-Nie, ale..-przerwał mu kierowca, który właśnie wysiadł z autobusu.-Przepraszam cię na chwilę-powiedział i odszedł w jego kierunku. Powoli uczniowie zaczęli się schodzić, a ja w końcu skorzystałam z okazji i podeszłam do mojego wcześniejszego rozmówcy.
-Ja chciałam zapytać..Na planie nie było to zapisane, ale czy będzie możliwość wyjścia z hotelu? Chciałabym odwiedzić koleżankę.-spytałam, rezygnując z mówienia o moim prawdziwym celu. Coś w środku podpowiadało mi, że to nie byłby najlepszy pomysł. Mężczyzna zamyślił się i spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Mieszkałaś wcześniej w Londynie, tak?-pokiwałam głową-Zobaczę co da się zrobić.-odpowiedział i niepokojąco szybko zniknął w tłumie ludzi. Po piętnastu minutach zajęliśmy miejsca, powoli ruszając. Serce biło mi nadzwyczajnie szybko. Koło mnie usiadła jakaś dziewczyna, której nigdy wcześniej nie widziałam. Spróbowałam się przywitać, lecz mnie zignorowała. Westchnęłam i wzięłam się za czytanie dawno kupionej już książki. Po chwili odłożyłam ją, bo i tak nic z niej nie zrozumiałam. Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Nagle pojazd zatrzymał się a ja gwałtownie wstałam o mało nie skręcając kostki. Na dworze było już ciemno, musiałam usnąć. Ale.. zaraz.. droga miała trwać góra trzy godziny.. jak to.. jak to możliwe, że nastała już noc?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Autobus zatrzymał się, a ja wszedłem do środka próbując nie przewrócić się w ciemnościach. Nawet nie starałem się być cicho, wiedziałem , że nikt mnie nie zauważy. To niemożliwe. Podszedłem do jednego z chłopaków zwalając mu czapkę, nawet się nie ruszył. Roześmiałem się. W końcu w ciemnościach zamajaczył mi mój cel. Podszedłem do śpiącej dziewczyny i wyciągnąłem rękę w kierunku jej szyi. Nagle jej oczy otworzyły się, a ona spojrzała na mnie oczami pełnymi strachu. Cholera.

___________________________________________________________________________
Heeej, jak na razie podoba wam się ta historia? Zapraszam do komentowania i wyrażania opinii :))) Wow.. już dwadzieścia rozdziałów.. :**