sobota, 30 maja 2015

Rozdział XXV

   Byłam w pokoju pełnym luster. Podeszłam do jednego z nich i delikatnie przejechałam palcem po jego strukturze. Przedstawiona w nim była mała dziewczynka, która razem ze swoją matką biegała po polanie łapiąc różnokolorowe motyle. Była szczęśliwa. Tak jak jej rodzicielka miała piękny błysk w oczach i szczery uśmiech. Na następnym ta sama dziewczynka, starsza o góra parę miesięcy siedziała w wielkiej jadalni bawiąc się widelcem w talerzu pełnym przeróżnych smakołyków. Z jej twarzy znikł ten radosny uśmieszek. Była sama. W pomieszczeniu, które bardzie przypominało komnatę nie było światła oprócz kilku zapalonych mrocznie świec. Zza okna bił złowieszczy błysk, a ona wpatrywała się w niego jak zaczarowana. Po obejrzeniu kolejnego z nich w moich oczach pojawiły się łzy. Tym razem nie był to nieruchomy obraz.. to działo się naprawdę. Dziewczynka w krótkiej brązowej sukience i włosach związanych w warkocz stała na pustej polanie. Dopiero później zauważyłam, że po jej twarzy spływają łzy, mogła mieć góra trzy, najwyżej cztery lata. Nagle ziemia zaczęła się wznosić, by po chwili rozwarć się i ukazać leżącego w niej mężczyznę. Jego oczy były zamknięte, a twarz rozciągnięta w grymasie bólu. Na jego widok moje serce zaczęło bić dwa razy mocniej, a ja sama poczęłam się kruszyć. Czułam się jak to dziecko, wręcz rozumiałam jej ból i więź jaka łączyła ją z tym człowiekiem. Niebo zachmurzyło się zasłaniając ostatnie promienie słońca. Wiatr wzrósł na sile. Dziewczynka w skupieniu wpatrując się w swego martwego ojca sięgnęła pod sukienkę i wyciągnęła spod niej coś co mogło okazać się prawdą tylko w najgorszych koszmarach. Za jej mała postacią pojawił się cień, który już gotowy był schwytać ją w swoje szpony. Krzyknęłam próbując przywrócić ją do świata żywych, lecz ona jak zaklęta nadal wpatrywała się w swojego ojca. Nic nie mogłam zrobić.

~*~

-Caroline! Caroline! Proszę, obudź się!- krzyk Harry'ego wyrwał mnie z osłupienia. Stałam w swoim stary domu nie mogąc się ruszyć. Chciałam się odezwać, lecz nie mogłam. Nagle znajome ciepło znikło. Powoli odwróciłam się i natychmiast padłam na ziemię. Rozejrzałam się wokół siebie. Nie byłam już w salonie, teraz byłam w jakiejś ciemnej celi. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Usłyszałam za sobą krzyk i w ostatniej chwili schyliłam się by uniknąć zderzenia z jarzącym się w tej chwili przedmiotem. Zbliżyłam się do niego, lecz w tym samym momencie dostrzegłam mężczyznę, który jakimś dziwnym sposobem znalazł się tuż za mną. Nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że kojarzę skądś tą surową i pociągłą twarz. Przed oczami stanął mi mój dom. Pięciu mężczyzn w ciemnych strojach, moja matka wrzeszcząca o pomoc i ojciec szukający drogi ucieczki. Za nimi przeszukujący dom mężczyzna. Billy. Wydałam z siebie głośny pisk spowodowany strachem, a on zwrócił się w moją stronę z przebiegłym uśmiechem. Zaczął zbliżać się w moim kierunku..
-Caroline! To nie jest na prawdę! Możesz to przerwać! Obudź się!- nagle w mojej głowie rozległ się rozpaczliwy głos Harry'ego. Zamknęłam oczy nie wiedząc o czym mówi. Marzyłam tylko o tym, by to wszystko się skończyło. Wmawiałam sobie, że to tylko sen, że moja zbyt wybujała wyobraźnia znowu się odzywa.. Mężczyzna był coraz bliżej, gdy w ostatniej chwili dopadła mnie ciemność. Wzniosłam się w innym kierunku, bezpiecznie odlatując- z dala od moich zmartwień i niebezpieczeństw. Mimo tego nie byłam szczęśliwa, chciałam tam powrócić by nie dopuścić do tego co miało się zaraz stać.

~*~

-Cholera! Caroline, słyszysz mnie? Nic ci nie jest? Od początku wiedziałem, że to jest zły pomysł!- ktoś mocno potrząsnął mną za ramie. Z trudem otworzyłam oczy jednocześnie słysząc westchnienie oznaczające ulgę. Ostatnie co zauważyłam to czekoladowe tęczówki, a po chwili na powrót zapanowała ciemność.

~*~

Poderwałam się do góry wykrzywiając usta w niemym krzyku. Rozejrzałam się wokół siebie. Nade mną pochylał się zrozpaczony Harry, jego rysy zmiękczyły się wyrażając wyraźną ulgę. Oddychałam szybko bojąc się tego co może się za chwilę zdarzyć. Leżałam na zimnej posadzce, a Harry podtrzymywał mnie jedną ręką przed kolejnym upadkiem.
-Jak się czujesz?-spytał natychmiast. Poderwałam się do pozycji siedzącej, a potem natychmiast wstałam nie zaszczycając go spojrzeniem. Jedynym moim celem był dom znajdujący się zaledwie parę metrów ode mnie. Ruszyłam w jego kierunku nie zważając na ostrzeżenia chłopaka. Mimo to nie powstrzymywał mnie, wiedział, że to byłoby niemożliwe. Mocno kopnęłam drzwi, które nie chciały się otworzyć. Wcześniej nigdy bym tego nie zrobiła, ale teraz.. Pisnęłam, gdy drzwi z hukiem uderzyły o kamienną posadzkę. Roztrzęsiona weszłam do środka, a tuż za mną Harry, który z jakiegoś powodu nie odezwał się ani razu. To co zobaczyłam zwaliło mnie na kolana. Cały salon.. albo właściwie to co kiedyś było salonem.. wszystko zniszczone.. obrazy pozrywane ze ścian, szafki powywracane i drzwiczki powyciągane z zawiasów. Nasze wspólne zdjęcia, które jeszcze niedawno leżały schludnie poukładane na ścianach leżały rozbite na podłodze. W ustach zrobiło mi się sucho, przymykając oczy przebiegłam przez dalszą część domu prosto do swojego pokoju. Niczym nie różnił się od pozostałej części mieszkania, a szczerze mówiąc można powiedzieć, że było jeszcze gorzej. Wszystkie moje rzeczy, wszystko co miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie zpstało zniszczone. Usiadłam na łóżku, które teraz pozbawione było chociażby materaca i schowałam twarz w dłoniach. Usłyszałam ciężkie kroki i roztrzęsiona nie mogąc uwierzyć, że to prawda podniosłam głowę do góry. Spojrzałam na Harry'ego i w tym czasie zrozumiałam coś co przyprawiło mnie o mocne ból w sercu. Podniosłam się krzycząc imiona rodziców. Zbiegłam na dół i szaleńczo przeszukiwałam wszystkie pokoje szukając tych jakże drogich mi osób. Nagle poczułam jak ktoś mocno łapie mnie w pasie i obraca w swoją stroną. Stanęłam twarzą w twarz z Harrym, który patrzył się na mnie ze spokojem.
-Ich tu nie ma. - powiedział beznamiętnie. Wyrwałam swoje dłonie, wrzeszcząc do niego niezrozumiałe słowa. Oni tu są. To nie może być prawda. Może się przeprowadzili, a może... Złapałam się za głowę uświadamiając sobie, że mówię to wszystko na głos.
-Wiedziałeś o tym! - spojrzałam na Harry'ego i skierowałam się w jego kierunku. - Wiedziałeś! Widzę to po tobie! Jak mogłeś mi nie powiedzieć?! To dlatego chciałeś mnie zatrzymać!-złapałam go za koszulę i spojrzałam w jego zimne i spokojne oczy - Wiedziałeś!
- Caroline! Uspokój się.
- Nie uspokoję się! Nie wiesz jak to jest! Masz wszystko! Wiedziesz spokojne życie! Nagle wyjeżdżasz na koniec świata, a gdy wracasz nie zastajesz nic! Nic! Ani domu ani rodziny do cholery! Nawet nie wiesz jak to jest stracić wszystko w jednej chwili! Stracić wszystko na czym ci zależało! To jak stracić całe swoje życie, a ty mi każesz jeszcze się uspokoić?! Całe życie żyłeś sobie w tym swoim idealnym świecie, każdy był na twoich usługach! Nawet teraz nie musisz chodzić do szkoły ani się uczyć? A to dlaczego? Bo twoja matka jest jakąś cholerną dyrektorką!
-Ona. Nie. Jest. Moją. Matką.- powiedział sycząc, spojrzałam w jego teraz czarne oczy wiedząc, że nie powinnam była tego wszystkiego mówić. -I kto tu mówi o idealnym życiu?! Od dziecka żyłaś w pałacach, a to teraz? To jest nic! Spróbuj spędzić całe swoje życie, z wiedzą, że nigdy nie spotkasz swoich rodziców! Że nigdy ich nie zobaczysz, nie usłyszysz ich głosu! Dałbym wszystko by móc spędzić z nimi choć chwilę! By nawrzeszczeli na mnie za złe oceny lub chociaż bym mógł marudzić na ich chore zasady! Lecz to jest niemożliwe! To nigdy się nie spełni! Nigdy ich nie poznałem i nie poznam, a ty.. ty..będziesz mi tu jeszcze mówić jakiego to masz pecha.. jakie to masz okropne życie! Spróbuj się postawić na moim miejscu.. Ja nawet.. nawet nie wiem jak oni mieli na imię..jak wyglądali.. nie wiem po kim moje włosy są kręcone ani po kim mam ten chory charakter.. Ja po prostu.. po prostu chciałbym chociaż jak to jest! Jak to jest, gdy wracasz do domu, a tam ktoś na ciebie czeka! Ktoś.. ktoś cię kocha i.. i zależy mu na tobie.. oddałby za ciebie wszystko..ja..ja..- nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się tak blisko siebie, spojrzałam w jego pełne smutku oczy. Chciałam go jakoś pocieszyć, lecz wiedziałam, że to nie jest możliwe. Nie da się zastąpić pustki w sercu. Można się starać ją zapełnić, lecz ona i tak pozostanie i będzie cię uwierać do końca życia.
-Harry..



~*~

Związałam mokre włosy  w kucyka i szybko zanim przemoczyłyby mój podkoszulek nałożyłam na nie mój świeżo zakupiony ręcznik. Aż pachniał nowością. Spojrzałam w lustro, lecz szybko odwróciłam wzrok. Ubrałam moje ukochane materiałowe krótkie spodenki i wyszłam z łazienki.
-Hej! Gdzie byłaś cały dzień?-podskoczyłam słysząc donośny głos Naylii. Przeglądała właśnie jakieś durne kolorowe pisemko wylegując się na moim łóżku.
-Byłam odwiedzić ro..rodziców.- mruknęłam krótko, lecz później uświadamiając sobie, że to nie ona odpowiada za mój okropny humor uśmiechnęłam się lekko. Nie dopuszczałam do siebie tego, czego dzisiaj się dowiedziałam.
-Coś się stało? Nie wiem co zrobiłaś, ale Mitchell od waszego ostatniego spotkania jest strasznie wkurzony.
-Co? Jakiego spotkania? -spytałam patrząc się na nią tępo
- Co? O czym ty mówisz? Pytałam się jak ci minął dzień.- wzruszyła ramionami. Jestem pewna, że mówiła coś o Mitchellu.. chyba, że zaczynam już wariować, co jest równie prawdopodobną opcją.
-Halo! Caroline!- wyszłam z pokoju ignorując nawoływania przyjaciółki. Wiem, że będę ją musiała potem przeprosić, ale teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Jutro wracamy do domu, a ja chcę to załatwić teraz i tylko teraz. Boję się, a nawet jestem pewna, że po powrocie już bym się na to nie zdobyła. Muszę.. chcę porozmawiać z Harrym.. chcę go pocieszyć..? Nie. Nawet nie wiem co zamierzam zrobić.. Po prostu odkąd wróciliśmy nie odezwał się ani słowem.. a ja.. nawet nie wiem czemu, ale on jest teraz jedyną osobą jakiej potrzebuję. Zapukałam cicho do jego drzwi ignorując to niepokojące uczucie w żołądku. Był pusty. No oczywiście, tak to mnie prześladuje, a raz jak ja coś od niego chcę to go oczywiście nie ma. Wmawiałam sobie, że wcale nie czuję się zawiedziona, lecz wiedziałam, że.. Nie, nie mogę tak myśleć. Koniec z tym. Muszę zapomnieć i żyć dalej, nawet nie jestem pewna do czego skierowane są te słowa.
Weszłam do środka i rozejrzałam się. Przyłożyłam ucho do drzwi łazienki, lecz nie dochodziły z niej żadne odgłosy. Od mojego powrotu czuję się nieco dziwnie, co jakby spojrzeć na to co się dzisiaj wydarzyło jest w zupełności normalne. Ale to nie to. To jest coś innego- uczucie, którego nie doświadczyłam jeszcze nigdy wcześniej i nie wiem z czym je utożsamiać. Już się boję, gdy dowiem się o nim prawdy. Gdy miałam już się odwrócić i odejść, nagle monitor laptopa rozjaśnił się, a ja kierowana przeczuciem nie odwróciłam głowy, tylko zbliżyłam się jeszcze bardziej. Z mocniej bijącym sercem zerknęłam w ekran, choć gdzieś w głębi duszy wiedziałam, że to co zobaczę zmieni moje życie. Na zawsze.



                   "Caroline Elizabeth Wisdom-Sagecity,
         urodzona 17.07.1995. 
     Data adopcji:
  23.09.1998
Państwo Carl i Natalie Blackowie."


"Drzwi otwarły się a w nich stanął chłopak z burzą loków. Spojrzał w moje oczy, które wyrażały tylko i wyłącznie smutek. Jego dłoń otwarła się wypuszczając rzecz wokół, której kręci się całe moje życie. Naszyjnik upadł z hukiem otwierając się i niszcząc moje życie na małe kawałeczki. Rozpadłam się, a wraz ze mną wszystko co miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Wiedziałam, że to miejsce przyniesie tylko ból, jednakże zgodziłam się tu przyjechać i  jednocześnie popełnić największy błąd w swoim zyciu."



Koniec części pierwszej..



~*~

Heejka! Więc teraz poproszę Was o jedną rzecz, a mianowicie o jeden chociażby króciutki komentarz. Chcę wierzyć, że przez całą tę część nie czytały tego bloga tylko dwie osoby. (tak na marginesie to bardzo i to bardzo im dziękuje za motywację :** kocham Was) Prosiłabym o opinie i podsumowanie całej tej części, wskazanie błędów i o odpowiedź, czy warto jest pisać kolejne rozdziały. Więc, jeśli przeczytałeś ten rozdział błagam skomentuj! :)) Będę wdzięczna nawet za głupią kropkę. :)) Mam nadzieję, że ta historia Was wciągnęła i chociaż odrobinę zaintrygowała, sama mam nadzieję, że widać też różnicę w moim pisaniu między pierwszym a ostatnimi rozdziałami. Zastanawiam się też, czy nie byłoby lepiej pisać tego bloga na Wattpad, co o tym myślicie? :)) ( tak na marginesie.. cuś długie mi to wyszło, chyba się nie zanudziliście? xD) :))


















~*~

sobota, 23 maja 2015

Rozdział XXIV

    Szybkim krokiem wbiegłem na ostatnie piętro jednego z wieżowców. Ja sam nigdy nie odważyłbym się tu zamieszkać, w każdej chwili bałbym się, że budynek ulegnie zawaleniu. Zawsze, gdy tu przychodzę próbuję to wytłumaczyć Elizabeth, lecz jak zwykle- ona wie lepiej. Nie ważne, że za dwa miesiące mają wyeksmitować wszystkich mieszkańców.. Jak mówi- czym bardziej absurdalne miejsce, tym mniejsza szansa, że ktoś ją tu odnajdzie. Ja sam nie do końca się z tym zgadzam, u mnie w domu byłaby równie bezpieczna. Niestety od dziecka wiem, że ja nie mam tu nic do gadania. Podniosłem dłoń by zapukać, lecz opuściłem ją widząc, że drzwi znowu nie są zamknięte. Jak można być jednocześnie tak ostrożnym i zarazem nieodpowiedzialnym? Uśmiechnąłem się, gdy przestępując przez drzwi nie usłyszałem tego irytującego skrzypienia. Wszedłem do kuchni i zobaczyłem rozczochraną kobietę, która stała w samym szlafroku parząc kawę. Zauważając mnie od razu się ożywiła, a ja pokręciłem głową. Na blacie stały już dwie zapełnione do połowy filiżanki. 
- Zawsze wiesz, kiedy przyjdę? - zapytałem 
- Och Zayn, nie obraź się, ale jesteś strasznie przewidywalny. - podkreśliła ostatnie słowo , a ja wywróciłem oczami. - Chodź tutaj, stęskniłam się za tobą!-powiedziała i zamknęła mnie w uścisku. Czując znajome ciepło znowu poczułem się jak mały chłopiec. 
Odsunąłem się i przysiadłem na krześle, czekając, aż kobieta wróci z łazienki. Ze starych ścian odchodził tynk, a ja tylko marzyłem, by te dwa miesiące minęły jak najszybciej. Słysząc gwizdanie czajnika zgasiłem go i oparłem się o blat. Nie wiem jak Elizabeth radziła sobie w takich warunkach, nie było tu ani zmywarki ani centralnego ogrzewania. Nalałem wrzącej wody do filiżanek i znów usadziłem się na swoim wcześniejszym miejscu. Po chwili kobieta wróciła posyłając mi uśmiech. Ciemne, kręcone włosy związała w koka, a z jej niebieskich oczu, mimo wszystkiemu co przeszła bił zadziwiający blask. Sam chciałbym być takim optymistą jakim jest ona, lecz niestety dla mnie świat maluje się w samych ciemnych barwach. Miała na sobie białą elegancką koszulę i czarne spodnie i.. jak zwykle wyglądała perfekcyjnie. Po piętnastu latach, nadal nie wyzbyła się starych zwyczajów. Żałuję, że nie mogę jej częściej odwiedzać, od zawsze dodawała mi otuchy, jej poczucie humoru i charakter, dają nadzieję, że może wszystko, jednak dobrze się skończy. Choćbym sam w to nie wierzył..

Przysiadła na krześle naprzeciwko mnie i spojrzała na mnie czujnym wzrokiem. Zaczęła badać moją twarz, lecz gdy zobaczyła, że najwyraźniej wszystko jest w porządku obdarzyła mnie szerokim uśmiechem. 
- Dawno cię tutaj nie było. - zauważyła - Czyżby pojawiły się jakieś nowe problemy? 
-Nie. Skądże, ale wiesz jak to jest - Caroline nie może wysiedzieć na miejscu. - Elizabeth zaśmiała się. - Nie chcę mówić po kim to ma.. 
- Ej! - walnęła mnie w ramię - Pamiętaj do kogo mówisz. - żartobliwie pogroziła mi palcem
- Och, tak, rzeczywiście. Przepraszam Waszą Wysokość. - skłoniłem się naśmiewając z kobiety. 
- Dobrze, wybaczam ci. A teraz mów! - rozkazała
- Nic większego się nie dzieje, Car jest na wycieczce, więc postanowiłem zrobić sobie wolne. - wzruszyłem ramionami - Nic jej nie grozi. - dodałem widząc zaniepokojony wyraz twarzy kobiety. - Pojechał za nią ten jej Harry... Pamiętam co mi mówiłaś, ale i tak nie uważam, że nie jest on dla dobrym towarzyszem. Przez niego tylko za bardzo kręci się wokół tej całej sprawy. Jest strasznie podobna do ciebie, już się boję, co zrobi, gdy się o wszystkim dowie. 
- Czy ona..
- Nie, na razie nie. I nie wygląda na to by miała w najbliższym czasie do tego jakąkolwiek sposobność. Co innego z Reb, rośnie nam mała zdolniacha. - pokręciłem ze śmiechem głową. 
- Naprawdę? - mało brakowało, a Elizabeth wylądowała by na podłodze. Szczęście roznosiło ją od środka.
- Tak. Obawiam się, że niedługo będzie mogła zająć moje miejsce, w końcu jest w tym tysiąc razy lepsza. Co ja mogę? Najwyżej pojeździć za Car, gdyby doszło co do czego, to nawet nie mógłbym..
- Zayn. - kobieta chwyciła mnie za dłoń. - Jesteś świetny, nie możesz tak o tym myśleć. Sam dobrze wiesz, że gdybyś tylko chciał, mógłbyś..
- Nie. - wyrwałem się i wstałem od stołu. Czy każda nasz rozmowa musiała się kończyć na tym samym? - Słyszałem już o tym tysiąc razy, to nie moja wina tak, tak bla bla.. Gdyby nie ja, coś takiego nigdy by się nie stało! 
- Przecież wiesz, że..
- Tak, wiem! I dlatego go znajdę, a wtedy.. - uśmiechnąłem się kiwając głową. 

~*~

Drzwi z hukiem uderzyły o ceglaną ścianę.  Znużony podniosłem wzrok. Od dwóch miesięcy dwa razy dziennie dzieje się to samo. Zwykła rutyna, a do tego chyba się przeziębiłem. Dziwne, że nastąpiło to dopiero teraz. Wyciągnąłem dłoń, wiedząc, że zaraz pojawi się w niej talerz z czymś, czego nawet nie można nazwać śniadaniem. Zrozumiałem, że coś nie gra, gdy moja dłoń po chwili nadal bezwładnie wisiała z powietrzu. Odchyliłem głowę do góry, próbując dostrzec choć najmniejszy ślad na to, że nie jestem tutaj sam. Odkąd tu ślęczę ani razu, nikt nie przekroczył progu celi, a ja sam po trzech próbach ucieczki zrozumiałem, że to bezsensu. Ojciec miał rację, a ja jak kompletny idiota wpadłem w ich sidła. Podskoczyłem, gdy przed moimi oczami pojawił się jasny błysk pochodni. Nade mną pochylał się młody mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie miałem okazji spotkać. Czarne jak smoła włosy opadały mu na twarz, a on sam patrzył na mnie zimnym wzrokiem. Poczułem się nieswojo i przybliżyłem jeszcze bliżej ściany. Tyle lat nie czułem strachu, lecz w tym miejscu znowu dał o sobie znać. Głośno opadł koło mnie patrząc jakbym był nic nie wartym śmieciem. 
- Za dwa dni. Po otwarciu drzwi. Masz pięć minut. - wychrypiał ciężkim głosem, a po moim ciele przeszły ciarki. 
- Będę na obrzeżach miasta. Spróbuj mnie nie znaleźć, a.. - pochylił się i wyciągnął zza paska coś, czego nigdy nie miałem okazji oglądać. Postawił pochodnię i skierował przedmiot w jej kierunku. Zaśmiał się sucho. Nastąpił głośny huk, a ja nie wiedząc co się dzieje, schowałem głowę w ramionach. 
- Trzymaj się. - poklepał mnie mocno po plecach - Wisisz mi przysługę. - jego oczy rozjaśniły się w blasku, a po chwili on sam znikł w ciemnościach. 

Ja wiedziałem jedno, uwolnię się, a potem dokończę to co sprawiło, że znalazłem się w ogóle w tym miejscu. To będzie ich koniec.


_______________________________________________________________

Hejka naklejka, jak się podoba rozdział? Jakieś podejrzenia?? 

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział XXIII

- Myślałaś, że mi uciekniesz? - obróciłam się na pięcie w kierunku słyszanego przeze mnie głosu i odruchowo cofnęłam, lecz przede mną rozciągał się pusty korytarz.
- Jestem tutaj. - chwilę zajęło mi ocknięcie z osłupienia, ponownie oglądnęłam się za siebie.. Nikogo nie ma, jestem sama. Czyżbym zaczynała wariować?
- Stęskniłaś się?- nagle poczułam na mojej ręce mocny uścisk. W pomieszczeniu zapanował chłód, a ja nie mogłam się ruszyć. Okno otworzyło się powodując zimny podmuch wiatru. Serce mocno biło w mojej piersi. Drzwi zamknęły się z hukiem wzmagając mój strach. Chciałam ruszyć do ucieczki, lecz stałam jak wmurowana. Do moich uszu doszedł szorstki śmiech. Zaczynałam bać się o swoją psychikę, to wszystko było takie realistyczne, a jednocześnie niemożliwe. Po chwili uścisk zniknął, a wokół zapanował niepokojący spokój. Poczułam straszny gorąc i gdy miałam już sprawdzić jaka jest jego przyczyna, poczułam jak coś przypiera mnie do ściany. To wszystko stało się tak szybko, że nawet nie zauważyłam cienia mężczyzny stojącego niecały metr przede mną. Poruszył się, a wiatr uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Poczułam ból w tylnej części czaszki. Rozwarłam powieki próbując dojrzeć coś, oprócz ciemności, przez którą przebijało się rażące mnie światło. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię i ciągnie w swoją stronę. Próbowałam stanąć, lecz nogi miałam jak z waty. Mężczyzna wziął mnie na ręce, a ja sama czułam się jakbym miała zaraz stracić przytomność. Drzwi otwarły się z dużą siłą uderzając w ścianę, a po chwili poczułam jak opadam na ziemię. Leżałam na zimnej posadzce, dopóki nie zostałam postawiona do pozycji siedzącej.
-Nic ci nie jest?-usłyszałam ochrypły głos tuż koło swojej głowy. Otworzyłam powieki trzymając się za bolące miejsce. Nawet nie musiałam tego robić, bo wiedziałam kto właśnie uratował mi życie. Harry patrzył na mnie niespokojnie, podczas, gdy ja nie mogłam wydusić z siebie słowa.
-Dzi..dzięki-powiedziałam w końcu, lecz wyszedł z tego cichy szept. Na twarzy chłopaka pojawił się lekki uśmiech. Rozejrzałam się, nie wiedząc co właściwie się stało. Byliśmy w ciemnym pokoju, który najprawdopodobniej pozbawiony był światła. Roztrzęsiona spojrzałam na drzwi, Harry jakby widząc moją niepewność postanowił mnie uspokoić. Podał mi coś, co później okazało się wodą i usiadł obok mnie. Ostrożnie odkręciłam zakrętkę i wzięłam parę łyków. Patrzyłam się tępo w ścianę. Nie wiem ile minęło czasu, kiedy w końcu postanowiłam się odezwać.
-Co.. o co w tym wszystkim chodzi?- spytałam obracając się do Harry'ego i patrząc mu prosto w oczy. Malował się w nich strach i coś czego nie potrafiłam jeszcze zidentyfikować. Spojrzał na mnie niepewnie przełykając ślinę. - Harry!- uderzyłam go w ramię, kiedy nadal się nie odzywał.
-Co?- warknął- A skąd mam to niby wiedzieć?! To ty odkąd się tu pojawiłaś ściągasz na siebie i na innych tylko kłopoty. Zamiast mi podziękować, jeszcze na mnie wrzeszczysz żądając jakich wyjaśnień, a ja sam do cholery nie mam pojęcia co się stało i o co w tym wszystkim chodzi! Jasne?-podniósł głos nawet na mnie nie spoglądając. - Gdzie idziesz? - spytał już spokojnie, gdy zaczęłam się podnosić.
-Nie twój interes.- wstałam i nie czekając na jego odpowiedź, wyszłam na korytarz. Dopiero tam uświadomiłam sobie, że może nie był to najlepszy pomysł. Szybkim krokiem starając nie patrzyć się za siebie i nie zatrzymywać ruszyłam w kierunku basenu. Miałam tego nie robić, ale teraz no cóż.. zrobię wszystko by zapomnieć o tym co zdarzyło się zaledwie godzinę temu, bo podejrzewam, że właśnie tyle czasu spędziliśmy zamknięci w schowku. Minęłam ratownika i weszłam do damskich przebieralni. Zatrzymałam się w pół kroku widząc Naylli płaczącą na jednej z ławek.

~*~

Wyciągnęłam słuchawki i z powrotem schowałam je do torebki. Wiem, że to co postanowiłam zrobić jest nieodpowiedzialne, ale nie mam innego wyjścia. Po tym jak znalazłam Naylli, nie udało mi się od niej nic wyciągnąć. Modliłam się by chodziło o chłopaka lub o to, że pokłóciła się z Patricią, chociaż sama chyba w to nie wierzyłam. Samo wyjście chyba jednak nie jest takie trudne, nie wiem czemu moim wcześniejszym planem było wymknięcie i to na dodatek w środku nocy. Teraz cieszę się, że nie wypaliło. Odwróciłam się zaskoczona, gdy ktoś pociągnął mnie za rękę. Przewróciłam oczami, gdy zobaczyłam, że przede mną stoi Harry.
-Mogę wiedzieć, gdzie się wybierasz?-spytał niezbyt przyjaźnie.
-A czy nie pamiętasz, jak mówiłam ci, że to nie twoja sprawa?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie i obróciłam się odchodząc.
Co dziwne nie słyszałam już kroków za sobą, czyżby sobie odpuścił? Całe grono nauczycielskie nie licząc jednej z praktykantek wyszło załatwić wejściówki na jedną z uczelni. Tamta zapewne już smacznie chrapie w swoim pokoju, jeśli w ogóle nie opuściła swojego stanowiska. Przybierając neutralną minę wyszłam przez drzwi i w przeciągu pięciu minut znalazłam się na przystanku. Autobus powinien był niedługo się pojawić. Usiadłam na ławce i rozglądnęłam się wokół siebie. Podziwiałam ruch i zgiełk tego miasta, naprawdę się za nim stęskniłam. To tutaj spędziłam całe swoje życie nie licząc pojedynczych wyjazdów na których oczywiście brakowało rodziców. Wsiadłam do jednego z czerwonych autobusów i zatopiłam się w myślach patrząc na zachmurzone niebo. Byłam pewna, że zaraz spadnie deszcz. Mijaliśmy znajome mi uliczki, a mnie z każdą chwilą ogarniał coraz większy spokój. Stara szkoła, dom mojej byłej przyjaciółki, osiedlowy sklep i park do którego zawsze przychodziłam, gdy miałam dość tego wszystkiego.. pozostały jedynie wspomnienia.. Pojazd zatrzymał się, a ja wyszłam nie oglądając za siebie. Na dworze rozpadało się na dobre, po mojej twarzy spływały zimne krople wody. Podniosłam twarz ku nieba i pozwoliłam płynąć im po moich policzkach jednocześnie oczyszczając mnie ze wszystkich zmartwień. Uśmiechnęłam się szeroko, ciesząc, że wszystko poszło po mojej myśli. Właśnie stoję przed domem, w którym się wychowałam, w którym spotykały mnie złe, jak i te dobre rzeczy. Nagle ktoś mocno pociągnął mnie ku sobie. Zachwiałam się i wpadłam w ramiona mężczyzny, który później niestety okazał się Harrym. Miałam ochotę go uderzyć, albo zrobić coś jeszcze gorszego. Jakim prawem miesza się w moje życie? Wyrwałam się i popatrzyłam na niego oskarżycielskim wzrokiem.
-Czego chcesz? Czemu mnie śledziłeś? Nie mam na ciebie wpływu, ale z tobą serio musi być coś nie tak! Kto normalny..-chłopak przerwał mi gwałtownie przyciskając mnie do zimnej ściany jednego z budynków. Jego dłoń znalazła się na moich ustach, a  przez to ja nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Próbowałam się wyrwać, gdy nagle zauważyłam poruszenie w domu naprzeciwko. Moim domu. Dwóch mężczyzn ubranych na czarno wychodziło przez ciemne drzwi. Jeden z nich trzymał w ręku coś na wzór szkatułki. Odpycham mocno Harry'ego, gdy rozpoznałam trzymany przez niego przedmiot.W następnej chwili z moich ust wyrywa się pisk, a reszta dzieje się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy poczułam ten palący ból w klatce piersiowej.





~*~


Witam i od razu przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Co napisałam, to usuwałam i wyszło z tego coś takiego. Mam nadzieję, że nie jest tak najgorzej i zapraszam do komentowania, gdyż chcę wiedzieć, czy jej sens dalszego pisania tej historii. Chciałabym poznać wasze opinie! :)))