Zerknęłam na zegarek, po raz dziesiąty od niecałej minuty. 10. 8. 3. Gdy wybija równa dziewiąta cicho podnoszę się z łóżka i zerkam w stronę Naylli i Patricii. Na szczęście smacznie śpią. Plotkowanie o mojej osobie kompletnie je wymęczyło. Zakładam na nagie stopy moje trampki i starając się o nic nie potknąć w panujących ciemnościach podchodzę do drzwi. Zerkam przez dziurkę i upewniam się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Cicho przekręcam klamkę i ostatni raz oglądam za siebie. Moje serce zaczęło bić w szybszym tempie. Nie wiem co się stanie, gdy mi się nie uda. Gdy ktoś mnie nakryje..
Korytarz jest pusty, nie słyszę nic oprócz szelestu liści za oknem. Mam szczęście, że wzięłam wiatrówkę, bo inaczej bym zamarzła. Dotykając ściany żałuję, że jednak nie mam przy sobie latarki. Jednak skąd mogłam wiedzieć, że wszystko tak się potoczy. Nie zaryzykowałabym zapaleniem światła, wystarczy mi już strach, że nauczyciele spełnią swoją prośbę i sprawdzą nasze pokoje. Nikt nie nabrałby się na moją wymówkę z wyjściem do łazienki. Złodziej w hotelu też raczej odpada. Jeszcze uznaliby mnie za wariatkę.. zwykłe dziękuję by wystarczyło. Schodzę po długich schodach przykrytych zlewającym się z tłem ciemnym dywanem. Przystaję słysząc pobrzękiwanie talerzy w kuchni. Biorę kilka głębokich wdechów i ruszam dalej. W myślach błagam Boga, by wszystko mi się udało. Do oczu napływają mi łzy szczęścia, gdy pod moją dłonią czuję chłodny dotyk klamki. Jeszcze tylko jeden krok, a znajdę się w hallu, wtedy już na pewno wszystko pójdzie tak jak było zaplanowane. Nagle czuję jak ktoś łapie mnie i ciągnie w drugą stronę. Próbuję się wyrwać, lecz jest silniejszy. Wpycha mnie do jakiegoś pomieszczenia, które przypomina schowek na szczotki i cicho zamyka drzwi. Chcę krzyczeć, ale ktoś zakrywa mi usta. W ciemnościach majaczy mi sylwetka Mitchella. W tej samej chwili jego palec zbliża się do ust nakazując bym była cicho. Po chwili na korytarzu da się słyszeć czyjeś ciężkie kroki. Ktoś mruczy coś pod nosem, lecz po chwili znika i nastaje kompletna cisza, zupełnie jak minutę temu. Mężczyzna puszcza mnie i patrzy na mnie z zaciekawieniem.
-Co ty tu robisz?-pyta
-O to samo mogłabym zapytać ciebie.-mówię wściekła, przez niego cały moje przedsięwzięcie legło w gruzach. Na jego ustach pojawia się mało widoczny, lecz pełen zadowolenia uśmiech.
-Powiesz mi, albo obudzę pana Garrisona. Wybieraj. Choć wydaje mi się, że nie będzie zadowolony. Jego najlepsza uczennica i takie wybryki.-z udawanym rozczarowaniem kręci głową. Wkurzona zaciskam usta.
-10..9..8.. Wiesz co się stanie jak dojdę do zera. 4..
-Przecież było dopiero 8..-syczę-No dobrze, już powiem tylko bądź cicho.-mówię jednocześnie przetrząsając umysł w poszukiwaniu najwiarygodniejszej wymówki.
-No, więc słucham.
-Em..-patrzę na niego uważnie, zastanawiając się, czy zauważy moje kłamstwo.-Chciałam.. chciałam coś zjeść. Tak! Byłam strasznie głodna. No popatrz: nic nie zjadłam na kolację..
-Doprawdy?-zerka na mnie rozbawiony, a ja nazbyt energicznie kiwam głową-Och mam pomysł.. skoro jesteś taka głodna.. Może przejdę się i spytam pana Garrisona, czy nie mógłby czegoś dla ciebie załatwić?-pyta podnosząc jedną brew.
-Nie.. Nie trzeba. Już mi zresztą przeszło. Przypomniałam sobie, że mam jeszcze jakieś batoniki w plecaku..
-O.. nie dobrze jest jeść tak na noc. Zwłaszcza takie rzeczy. Jesteś pewna, dla mnie to żaden problem.
-Tak jestem.-mówię stanowczo.
-To już jak uważasz.-mówi z przyklejonym na twarz uśmiechem i otwiera przede mną drzwi. Wychodzę i nie oglądając się za siebie idę w kierunku schodów. Nagle ktoś łapie mnie za rękę. Odwracam się w stronę szyderczo uśmiechniętego Mitchella.
-Pozwolisz, że cię odprowadzę. Jeszcze by twój głód przejął górę i splądrowałabyś jadalnię.-kręcę oczami i wyrywam swoją dłoń. Podążam w kierunku pokoju, nie zwracając na niego uwagi, jednocześnie jednak czując jego obecność. Cicho otwieram drzwi w chwili, kiedy on okręca mnie w swoją stronę. Patrzę na niego zmęczonym wzrokiem mającym na celu nakłonić go do szybszej przemowy.
-Hm.. Zdajesz sobie sprawę, że ci nie wierzę?-pyta z niewinnym wzrokiem. Natychmiast przeczę robiąc pewną siebie minę. Odwracam się i próbuję otworzyć drzwi, lecz te ani drgną.
-A i jeszcze jedno Caroline.-Mitchell podchodzi do mnie i dotyka mojego ramienia. Przechodzi mnie dreszcz, którego na pewno nie nazwałabym przyjemnym. Nachyla się do mojego ucha.-Wiem co chciałaś zrobić. Nie próbuj tego znowu. To może się, źle dla ciebie skończyć..-mruczy cicho, a mnie przechodzą ciarki. Słyszę jego cicho oddalające się kroki.
-Nie będziesz mi mówił co mam robić.-mruczę pod nosem i w tym czasie otwierają się drzwi znajdujące się po mojej prawej stronie. Zamieram nie wiedząc co zrobić. Pan Garrison patrzy na mnie zdziwiony, jakbym co dopiero go obudziła. Gdyby nie powaga sytuacji pewnie zaczęłabym się śmiać. Ten szlafrok w króliczki.. Głośno przełykam ślinę.
~*~
-Caroline! Halo!-nagle dłoń Naylli pojawia się tuż przed moimi oczami.-Co się wczoraj stało? Obudziłam się, a ciebie nie było.
-Nie, nic się nie stało. Pewnie byłam w łazience.
-Przez 10 minut?-pyta wątpiąco, na co od niechcenia kręcę głową.
-Nie chcesz to nie mów.-przewraca oczami, lecz po chwili na jej ustach pojawia się znajomy uśmiech.-Ale opowiadaj! Jak było?-pyta z błyskiem w jej dużych niebieskich oczach.
-Ale co "Jak było"?-zdecydowanie nie jest to mój najlepszy dzień.
-No na basenie!-piszczy przy okazji zwracając na nas uwagę całej stołówki.-Co robiliście?! Jak wyglądał?!-zażenowana kręcę głową.
-Nie byłam na żadnym basenie.
-Ale jak to?-pyta zaaferowana Naylla.
-No i dobrze. Coś mi w nim nie pasuje. Jest zbyt pewny siebie. Dobrze zrobiłaś.-mówi Patricia na co posyłam jej pełen wdzięczności uśmiech.
-Ale..-zaczyna Nay, ale przerywa jej głos nauczyciela.
-Dzieci! Dobierzcie się w pary, zaraz wyjeżdżamy!
~*~
Zmęczona padam na łóżko. Cały dzień zajęć i oglądania różnych pokazów to nawet jak dla mnie za dużo. Gdyby nie dziewczyny pewnie odpadłabym w połowie. Chociaż muszę przyznać, że niektóre z pokazanych nam eksperymentów były świetne, a wykład z wirusologi niezwykle ciekawy. Drzwi do pokoju otwierają się i staje w nich Patricia w samym ręczniku i z mokrymi włosami. Ja sama dzisiaj odpuściłam sobie basen, nie muszę chyba wymieniać dlaczego. Rzuca we mnie mokrym strojem i wybucha śmiechem. Znika w łazience, a po chwili siada tuż koło mnie z uśmiechem na twarzy. Odpowiadam tym samym i patrzę na nią pytająco. Widzę, że ma mi coś do zakomunikowania.
-Naylla cię potrzebuję.. albo w sumie nie ona..-mówi uśmiechając się przebiegle.
-Co?-pytam nic nie rozumiejąc.
-Hm.. czasem ma pewne problemy z pohamowaniem złości. A z tego co wiem, to wywnioskowała, że unikasz tego Mitchella, bo coś ci zrobił.. Także.. już mu współczuję.
-I ciebie to śmieszy?-pytam, chociaż na mojej twarzy pojawia się uśmiech spowodowany wyobrażeniem sobie Nay rzucającej się na mężczyznę w mojej obronie.
-Taak.. Chyba musisz tam iść.-zrezygnowana kręcę głową i podnoszę się z łóżka.
-Nie.. Nay powinna sobie poradzić.-śmieję się i otwieram drzwi.
-Ale.. nic się nie stało?-pyta poważniejąc Patricia.
-Nie, jasne, że nie.-wychodzę na korytarz i przechodzę do stołówki szerokim krokiem omijając część z basenem. Może coś mi zostawili? Nagle czuję za sobą czyjąś obecność, zdaje mi się jakby w pomieszczeniu nagle spadła temperatura. Czuję nieprzyjemny podmuch wiatru na plecach. Zanim zdążę się odwrócić słyszę tuż koło swojej głową czyiś głos.
-Myślałaś, że mi uciekniesz?
________________________________________________________________________________
Cześć :)) Jak się podoba rozdział? Co sądzicie o Mietchellu i tym wszystkim? Chcę usłyszeć wasze teorie :))
Akcja akcja !!!
OdpowiedzUsuńLubię takie "groźne sytuacje w schowku".
Mitchell jest taki trochę. .hmmm... dziwny?
Podoba mi sie twoje ff tak bardzo z każdym nowym. rozdziałem @angelharry99
Dym jest wszędzie. Powoli wypełnia moje płuca, czuję, że tracę kontakt z rzeczywistością. Lecz wiem, że nie mogę tego zrobić. Nie teraz. Nie po tym wszystkim co przeszliśmy z Niallem. Muszę znaleźć sposób by go uratować. Już nie zależy mi na mnie. W moich oczach pojawiają się łzy. Już prawie nic nie widzę. Wiem, że stracił przytomność. Mój ukochany, który pokazał mi, że świat tak naprawdę jest piękny właśnie ostatkami sił bierze ostatnie wdechy. Gorączkowo okręcam sie próbując rozluźnić więzy.
OdpowiedzUsuń-To nic nie da. Nawet nie próbuj.-zza dymu wyjawia się sylwetka Jennifer. Nie mogę jej nienawidzić, całą złość kieruję na siebie, gdybym jej nie zaufała.. Z szyderczym uśmiechem podchodzi i nachyla się nade mną. Zza pleców wyciąga długi nóż. Serce skacze mi do gardła. To mój koniec wiem o tym. Czuję przeraźliwy ból w prawej ręce.
-Teraz Niall nie będzie miał żadnej z nas..