sobota, 21 lutego 2015

Rozdział XV

Weszłam do środka, zamykając drzwi. Tylko tego mi brakowało, by Harry się obudził. Stałam w pokoju z wieloma półkami doszczętnie wypełnionymi książkami. Stoły były zawalone mapami i różnymi papierami. Jakieś przedmioty walały się po ziemi. Nie przypominały mi niczego co widziałam dotychczas, ku mojej radości pośród nich znajdował się pierścionek Alyss. Zaczęłam przeglądać papiery i teczki, chociaż wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Było w nich pełno dat, numerów i jak się domyślam adresów. Przysiadłam za biurkiem i otworzyłam laptop. Postanowiłam pozwolić działać losowi, jeśli jest rozładowany to trudno. Na pulpicie pojawiła się strona startowa, automatycznie pokierowałam myszką na otwartą kartę. Wydałam z siebie cichy okrzyk widząc co jest w niej zawarte. Było tam moje zdjęcie z dowodu osobistego, a pod spodem dane na mój temat: imiona i nazwisko, data i miejsce urodzenia, nazwiska rodziców, krótki opis, miejsce zamieszkania, zawód rodziców. Nie zwracając uwagi na niepokojące hałasy przyjrzałam się temu wszystkiemu. Coś mi tu nie pasowało..
-Szukasz czegoś?-podskoczyłam zwalając laptop na podłogę, odwróciłam się i spotkałam rozzłoszczone spojrzenie Harry'ego.
-Em.. ja.. musiałam pomylić pokoje. Chciałam ci zanieść..
-I tak zupełnie przypadkiem zaczęłaś grzebać w moich rzeczach, nie mówiąc już o laptopie?
-Ja.. nie, to nie tak-chłopak zmrużył oczy
-Wyjdź-powiedział, wyglądał jakby ostatkiem sił się powstrzymywał przed powiedzeniem czegoś gorszego.. lub przed zabiciem mnie. Spojrzałam na niego ostatni raz, lecz odwrócił wzrok. Spełniłam jego prośbę i po chwili siedziałam na masce samochodu zastanawiając się co właściwie stało się z moim życiem. Jak byłam mała chciałam przeżyć coś niezwykłego, lecz gdybym wiedziała o wszystkim co się stanie, gdy tu przyjadę, broniłabym się przed tym ostatkiem sił. Zmrużyłam oczy. Co ja mam teraz zrobić? Na pewno drugi raz nie wsiądę do tej maszyny śmierci. Zastanawiałam się nad tym co ja właściwie zobaczyłam. Znowu w mojej głowie pojawiła się twarz Harry'ego, przed oczami stanęło mi wszystko co przeżyłam odkąd pierwszy raz go zobaczyłam. Te wszystkie niewyjaśnione rzeczy, te niedopowiedzenia..
 Błądząc w ciemnościach skierowałam się do domu, wiedząc, że tym razem się nie poddam. Tym razem się dowiem. Nie wiedziałam, że to tak daleko, ale gdy ujrzałam go w oddali zaczęło się już przejaśniać. Odrzuciłam od siebie wszystkie negatywne myśli, i także tą, która co chwilę nawiedzała mój umysł. Gdzie jest Alyss? Czemu Carter tak się zdenerwował i co ma z tym wspólnego Harry? I kim był ten facet? Mitchell. Powtórzyłam na głos parę razy to imię i nagle wydało mi się niepokojąco znajome. Przeszłam przez bramkę. Głowa znowu zaczęła pękać. Tym razem nie obchodziło mnie jak Nadia zareaguje, że mnie nie było całą noc, sięgnęłam ręką do dzwonka nieruchomiejąc, gdy zza drzwi rozległy się głosy.
-Musimy jej coś powiedzieć.-dobiegł mnie zduszony przez ścianę głos kuzynki-Za tydzień jedzie do Londynu, będzie chciała się z nimi spotkać.-moje serce o mało nie wypadło mi z piersi, wiedziałam o czym mówią-I tak stała się już zbyt podejrzliwa.
-Mogłaś jej lepiej pilnować, miałaś jedno jedyne zadanie i co? Oczywiście zawaliłaś! Miała sobie tutaj w spokoju żyć czekając na odpowiedni moment. Ale nie, twoje urazy przyćmiły ci całe pole logicznego myślenia. Nie wiem jak i co zrobisz, ale masz ją przekonać, że nie ma już do czego wracać, że tylko tutaj może żyć w szczęściu z przyjaciółmi i rodziną.-po mojej twarzy zaczęły spływać łzy, poderwałam się, gdy mężczyzna złapał za klamkę-A i jeszcze jedno, trzymaj ją z dala od Harry'ego, Cartera i tych wszystkich. Przyjaźń z Alyss też jej nie wyjdzie na dobre, nie może się zbliżyć do tego wszystkiego. Jasne?-zatykając sobie usta, by nie wybuchnąć szlochem ukryłam się za ścianą i starałam się unormować oddech. Z domu wyszedł mężczyzna trochę starszy od Nadii, nigdy wcześniej go nie widziałam, a przynajmniej tak mi się wydawało dopóki się nie obrócił. Modliłam się by móc wniknąć w ścianę znajdującą się za moimi plecami. Wszedł do samochodu i odjechał nawet nie patrząc już w moim kierunku. Nie widział mnie. Nie mogłam wejść do środka. Wstrząsnął mną spazm i wybuchłam szlochem, którego już nie mogłam dłużej wstrzymać. Ciężko oddychając, nic nie widząc po drodze skierowałam się do domu. Do jedynego domu, w którym mogłam dostać odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Ani razu nie zatrzymałam się, łzy przestały spływać po mojej twarzy, lecz jedynie mogłam sobie tylko wyobrazić jak okropnie teraz wyglądam. Kucnęłam próbując złapać oddech, stanęłam przed drzwiami, otarłam oczy wierzchem dłoni, nie odpuszczę, nie teraz. Dowiem się wszystkiego. Gdzieś w głębi duszy czułam, że to sobie wmawiam, może tak naprawdę znowu popełniam jakiś błąd. Otworzyłam drzwi, spodziewałam się, że nie będą zamknięte. Powstrzymując kolejne łzy, które chciały znowu wypłynąć na moją twarz wbiegłam po schodach i tym razem nie myląc pokoi znalazłam się u swojego celu.
-Caroline?-chłopak poderwał się, a na jego twarzy malował się strach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W środku nocy obudził mnie telefon. Spojrzałem na zegarek, była dwudziesta trzecia.
-Halo?-spytałem ziewając.
-Sorry, że tak późno, ale wydaje mi się, że to nie mogło czekać do rana. Byłem dzisiaj sprawdzić gdzie jest nasz ukochany Nate i nie uwierzysz co zastałem..
-Gadaj do cholery.
-Nie było go. Zniknął. Ale nie to jest najlepsze, nie zgadniesz gdzie jest.-pod drugiej stronie słuchawki rozległ się śmiech.
-Czy mi się wydaje, czy ciebie to bawi? To dopiero tydzień, a wy już zdążyliście zgłupieć.
-No niech ci będzie. Czekaj, wyślę ci adres.-rozłączyłem się i odebrałam wiadomość. Wpatrywałem się w niego przez chwilę nic nie rozumiejąc. Co do cholery? Wziąłem bluzę i potrzebne rzeczy i zapakowałem się do auta. Łamiąc wszystkie prawa w piętnaście minut znalazłem się na miejscu. Z całej siły walnąłem w kierownicę. Za późno! Nigdzie nie było poszukiwanego samochodu. Wyciągnąłem laptopa i szybko sprawdziłem lokalizację. Droga powinna zająć mi góra dwadzieścia minut, odpaliłem auto mając nadzieję, że nic jeszcze nie jest stracone. Przyspieszyłem do dwustu na godzinę mając nadzieję, że nikt mi nagle nie stanie na drodze. Przeszedł mnie dreszcz, gdy stanąłem przy opuszczonym budynku. Zaparkowałem w najbardziej zacienionym miejscu i cicho skierowałem się pod jego mury. Spojrzałem na telefon zauważając, że straciłam zasięg. Nate nie mógł się ot tak sobie wyparować w powietrzu. Było cicho jak makiem zasiał, może dlatego to wszystko wydało mi się takie podejrzane. Poczułem nieprzyjemne  ściśnięcie w żołądku. Obszedłem budynek dookoła, znajdując otwarte okno. Nie zwracając uwagi na ból w ręce wspiąłem się po rynnie i znalazłem w środku. Nic nie widziałem, dla bezpieczeństwa odpuściłem sobie świecenie telefonem. Wszedłem na pierwsze piętro, szukając jakiegoś śladu. Drzwi do jednego z pokoi były otwarte, znieruchomiałem widząc leżącą na łóżku nieprzytomną dziewczynę. Ku swojemu strachowi uświadomiłem sobie co w tym wszystkim było takie niepokojącego. To wszystko było za proste. To była pułapka.


_______________________________________________________________________________


*Hejka. Zastanawiałam się ostatnio nam rozpoczęciem pisania nowego bloga, mam już pomysł co do jego fabuły, co wy na to? Niedługo powinien się też pojawić nowy szablon, nie  mogę się doczekać. Zapraszam do komentowania. :-P Jeśli się wam podoba ta historia to mam prośbę, jeśli chcecie polecajcie tego bloga, byłabym wdzięczna. Chciałabym by przybyło nowych czytelników. :)))*

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział XIV

Patrzyłam na to wszystko nie mogąc się ruszyć, nagle poczułam, że ktoś ciągnie mnie za rękę. Obróciłam się i zobaczyłam Cartera. Pociągnął mnie w stronę drzwi.
-Ale..
-Poczekaj tu chwilę..albo nie chodź ze mną.
-Nie powinniśmy ich rozdzielić, czy coś?-spytałam zdenerwowana
-Zaraz tam pójdę..O widzę Alyss, nie martw się.-zaciągnął mnie w kierunku dziewczyny. Gdy nas zobaczyła na jej twarzy pojawił się grymas. Przerwaliśmy jej pocałunek z jakimś blondynem.. zmienia chłopaków jak rękawiczki. Szczerze mówiąc to była już na tyle pijana by zbytnio nie kontaktować. Przyjaciółka podeszła do mnie i zamknęła w uścisku, nagle robiąc poważną minę. Carter zdążył już zniknąć, mam nadzieję, że nic się nie stanie.
-Chodźmy się napić!-powiedziała i wybuchła śmiechem. Nie mogąc się powstrzymać odpowiedziałam tym samym i pociągnęłam ją w kierunku baru. Muszę się wyluzować. Zamówiłyśmy kolejkę i przysiadłyśmy przy jakimś stoliku. Po chwili pojawiło się zamówienie, od razu sięgnęłam po drinka. I po jeszcze jednego. Zapominając o wszystkim zatraciłam się w tańcu, po jakimś czasie stanęła przy mnie rozbawiona przyjaciółka. Zdecydowanie ma słabą głowę.
-Mu..muszę ci coś powiedzieć-nie przestawała się śmiać- Ja, ja i..
-Caroline?-nagle przy mnie znowu pojawił się Carter, już zdążyłam o nim zapomnieć..-Możesz ze mną pójść..em.. Harry..-słysząc jego imię moje serce od razu zaczęło szybciej bić.
-Co.. co z nim?-chłopak pociągnął mnie w stronę korytarza, w którym znajdowało się wyjście ewakuacyjne. Wyprzedziłam go i otworzyłam drzwi na oścież, zdziwiłam się nikogo tam nie widząc.
-Nikogo tam nie ma.-spojrzałam na bruneta. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, otworzył usta by coś powiedzieć, gdy nagle do naszych uszu dobiegł krzyk.
Obróciłam się i razem za Carterem ruszyłam w kierunku z którego dochodził hałas. Znaleźliśmy się w jakimś ciemnym pokoju. Nie mogłam nic dojrzeć, w pewnym momencie na kogoś wpadłam i wylądowałam na ziemi. Usłyszałam śmiech tamtej osoby. Nagle korytarz rozświetlił się, musiałam zasłonić oczy. Carter podał mi rękę. Odwróciłam się i westchnęłam rozpoznując w leżącym mężczyźnie Harry'ego.
-Co to było? Gdzie jest Alyss?-spojrzałam na zdenerwowanego chłopaka. Harry w odpowiedzi roześmiał się, a Carter nim potrząsnął.-Gdzie ona jest?
-Na..Nataniell-jak na jakiś znak chłopak poderwał się i pobiegł korytarzem w kierunku sali. Jak najszybciej ruszyłam za nim. Wbiegłam w tłum tańczących ludzi i złapałam się za głowę wiedząc, że nigdy go tu nie znajdę. Czując kłucie w boku wybiegłam na dwór. Miałam wielką nadzieję go złapać. Wyszłam na drogę i rozejrzałam się dookoła. W oddali zamajaczyła mi jakaś sylwetka.
-Carter?-krzyknęłam i pobiegłam w jego kierunku. Nagle chłopak zatrzymał się, tak, że o mało na niego nie wpadłam.-Gdzie idziesz? Co się stało?
-Nic się nie stało. Muszę znaleźć Alyss.-powiedział szybko
-Idę z tobą-zdecydowałam
-Nie. Lepiej będzie, jak wrócisz z Harrym do domu. Ma kluczyki, weź mój samochód. Zadzwonię do ciebie jak już będzie po wszystkim.-obrócił się i zniknął w ciemnościach.
-Ale co się stało?!-krzyknęłam ostatkami sił, ale odpowiedziała mi cisza. Zmęczona powlokłam się w stronę baru. Do domu było może ze dwadzieścia kilometrów, powinno mi się udać dojść w parę godzin. Na samą myśl o czekającej mnie drodze zachciało mi się wymiotować. Przekroczyłam drzwi, nie zwracając uwagi na dziwnie patrzącego się na mnie ochroniarza. Muzyka tak jak wcześniej rozsadzała mi uszy. Miałam wielką ochotę się napić, lecz wiedziałam, że byłoby to nie odpowiedzialne, wtedy na pewno na nic bym nie wpadła. Rozważyłam zostanie tutaj, aż do białego rana, potem może Carter by po mnie wrócił. Westchnęłam, a jakbym wezwała taksówkę? Sięgnęłam po torebkę w poszukiwaniu jakiś drobnych i znieruchomiałam zauważając jej brak. Szczęście, że zostawiłam telefon u Alyss. Po cholerę w ogóle zgodziłam się na tą imprezę, o tej porze pewnie już normalnie spałabym we swoim milutkim łóżku, ale nie.. A może jednak pożyczę od Cartera ten samochód? W prawdzie nie miałam prawo jazdy, ale w tamte wakacje miałam parę lekcji u Billego. Może jakoś bym dojechała? Zanim zdecydowałam nogi same poniosły mnie do korytarza, w którym ostatni raz spotkałam Harry'ego. Nie wiem co zrobię, gdy go nie będzie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech ulgi, gdy zaświeciłam światło, dalej leżał w tym samym miejscu. Jak mógł się aż tak bardzo upić? W tym samym czasie chłopak rozpaczliwie próbował zasłonić się przed światłem. Podeszłam do niego i trąciłam ręką próbując zwrócić jego uwagę. Popatrzył na mnie wielkimi oczami i obrócił się na drugi bok.
-Harry-walnęłam go w ramię-Wstawaj! Masz kluczyki?-potrząsnęłam nim. Zamruczał coś pod nosem.
-Ehh.. pieprzyć to.-sięgnęłam ręką do kurtki chłopaka i odetchnęłam z ulgą znajdując w niej szukaną rzecz. Nie wiem co bym zrobiła gdyby ich nie było  Teraz najgorsze przede mną, chwilę rozważałam zostawienie go tu, lecz wiedziałam, że nigdy by mi tego nie wybaczył. Chociaż w sumie mi na tym nie zależy, może mnie lubić, albo nie.. mówi się trudno.
-Harry! Wstawaj!-krzyknęłam przy jego uchu-Cholera! Obudź się!-jak najmocniej mogłam chwyciłam go za ramię. Zatoczył się na ścianę, lecz szybko go złapałam by znowu się  nie położył. Drugi raz nie udałoby mi się go podnieść. Spróbowałam pociągnąć go w stronę wyjścia, lecz w połowie drogi dostałam zadyszki. Szerokim łukiem ominęłam tańczących ludzi i wciągnęłam mocno powietrze, gdy poczułam chłód rozchodzący się po moim ciele. Ochroniarze znowu popatrzyli na mnie dziwnie, a w ich oczach migotało rozbawienie. Tak, bo to jest takie komiczne.. W mroku nie mogłam rozpoznać szukanego auta, znalazłam przycisk na pilocie i wcisnęłam. Skierowałam się w kierunku odgłosu mając nadzieję, że mój słuch nie zawiódł.
Pociągnęłam za drzwi, które na szczęście się otworzyły. Wpakowałam Harry'ego na tylne siedzenie mając nadzieję, że nie zwymiotuje w samochodzie. Zajęłam miejsce przed kierownicą i spróbowałam się uspokoić. Niestety przede mną pojawiła się kolejna kłoda. Gdzie ja mam jechać? Może mogłabym pojechać do domu, a Harry'ego zostawić w aucie. Po namyśle ta opcja odpadła, Nadia na pewno by się obudziła, a jeszcze tylko brakowałoby by znalazła śpiącego go w aucie. Dom Alyss? Odpada, nie mam kluczy.. Nagle jakiś pomysł zaświtał mi w głowie. Odpaliłam samochód i odetchnęłam próbując wyjechać na ulicę. Miałam ochotę krzyczeć z radości, gdy mi się udało. Na szczęście była noc, nie powinno być zbyt dużego ruchu, modliłam się by nie spotkać policji. Jechałam powoli, lecz i tak parę razy samochód zgasł i musiałam odpalać go od nowa. Raz o mało nie wjechałam do rowu. Wydałam okrzyk radości widząc oczekiwany dom. Miałam tylko nadzieję, że był pusty. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Harry patrzy na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Miał minę jakby zaraz miał zwymiotować. Wjechałam na podjazd i obeszłam auto próbując wyciągnąć z niego chłopaka. W pierwszej chwili odepchnął mnie, lecz po chwili poddał się zdając sobie sprawę, że sam nie da rady i dał mi się kierować. Przynajmniej trochę oprzytomniał i nie było mi już tak ciężko. Stanęliśmy przed drzwiami.
-Daj klucze.-powiedziałam i szturchnęłam go w ramię. Chłopak popatrzył na mnie jakby nie rozumiał co mówię i powoli sięgnął do kieszeni. Otworzyłam drzwi i przepuściłam go. Zataczając się wszedł do pokoju. Zaświeciłam światło i zdziwiłam się widząc wielki salon, a w nim ani grama bałaganu. Był strasznie ładnie urządzony i przestronny. Odskoczyłam słysząc brzęk tłuczonego szkła. Westchnęłam, a Harry roześmiał się.
-No.. to ja już chyba pójdę..-odwróciłam się. Czekała mnie długa noc. W samochodzie.
-Caroline?-usłyszałam za sobą głos Harry'ego. Obróciłam się w jego stronę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, doznałam szoku gdy zamknął mnie w uścisku. Moje serce zaczęło szybciej bić, westchnęłam. Usłyszałam jego cichy śmiech. Nie zwracając na niego uwagi odepchnęłam go i pociągnęłam za rękę na górę, ruszył za mną mamrocząc coś pod nosem.  Za trzecim razem znalazłam odpowiedni pokój. Jak ten dom może być taki wielki? Mieszka tutaj sam? Wepchnęłam go do środka, chłopak od razu poszedł w kierunku łóżka i legł na nie od razu usypiając. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zeszłam na dół w poszukiwaniu jakiś tabletek, strasznie bolała mnie głowa, przy okazji postanowiłam, że zostawię mu coś na kaca, bo na pewno będzie czegoś potrzebował. W jednej z szafek znalazłam apteczkę, dziwnie się czułam szperając po jego domu bez jego wiedzy. Popiłam tabletkę wodą, jak ja nienawidzę lekarstw.. Wzięłam szklankę i tabletki dla niego, i skierowałam się na górę. Będąc na szczycie włączyłam światło i znieruchomiałam, gdy zgasło. Żarówka się wypaliła. Poczułam dreszcze. Dotykając ściany skierowałam się w stronę sypialni chłopaka. Weszłam do środka i znalazłam włącznik, odetchnęłam, gdy pokój się rozświetlił, lecz chwilę później znieruchomiałam. Nie dlatego, że pomyliłam pokoje, lecz dlatego co w nim zastałam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heeeeeej! Taki trochę krótki ten rozdział, za to następny będzie wyjątkową długi i w całości poświęcony Car i Harremu. Zapraszam do komentowania, cały czas mi się wydaje jakby ten blog czytały tylko dwie osoby.. :)

wtorek, 17 lutego 2015

Rozdział XIII

 Moje serce biło coraz mocniej. Widziałam odchodzących Reb i Harry'ego. Modliłam się, by któreś z nich się odwróciło. Gdy zniknęli za horyzontem, straciłam ostatnie nadzieje. Uścisk  trochę zelżał, więc spróbowałam obrócić głowę, by dojrzeć jego twarz. Mężczyzna nachylił się nade mną.
-Teraz z ciebie zejdę i sobie pójdę.-czułam jakby kamień spadł mi z serca-Ty się nie obrócisz i nie wstaniesz jeszcze przez minutę.-starałam się nie roześmiać- Nie będziesz mnie śledzić ani nie będziesz próbowała się dowiedzieć kim jestem. Zapomnisz o tym zdarzeniu. Jeżeli nie, nie będę miał problemu z powiedzeniem wszystkim o tym co robisz za plecami przyjaciół. Alyss, chyba nie będzie zadowolona, że ukrywasz przed nią takie rzeczy?-kolejny raz spróbowałam się wyrwać. Po pierwsze skąd on o tym wszystkim wie? Po drugie, czego ode mnie chciał?-Liczę do trzech, a ty się nie odwracasz, tak?-pokiwałam głową, po chwili uścisk zelżał, a potem kompletnie zniknął.-Do zobaczenia księżniczko.-wyszeptał a ja zadrżałam. Usłyszałam jego kroki. Gdy zrozumiałam, że już odszedł wystarczająco by nie zauważyć, że się odwracam, ostrożnie obejrzałam się za siebie. Podskoczyłam widząc tylko pusty krajobraz. Poczułam ciarki na plecach. To nie możliwe. Wstałam i  roztarłam bolące ręce.


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Usłyszałem walenie do drzwi. Wkurzony zakryłem głowę poduszką, kto jest takim idiotą by przychodzić do mnie o siódmej rano?! Po pięciu minutach, ktoś nadal nie chciał odpuścić. Powoli zwlekłem się z łóżka, lewo unikając zetknięcia się z szafą. Co za porąbany dzień. Zszedłem na dół przecierając oczy. Otworzyłem drzwi i westchnąłem sfrustrowany.
-Kierstin?
-Harry! Co ty sobie wyobrażasz?!-starsza kobieta przekroczyła próg i weszła do salonu. Ziewając powlokłem się za nią.-Od tygodnia nie było cię w szkole. Nie wiem co sobie myślisz, za kogo się uważasz, ale..
-Miałem coś do załatwienia, zresztą to nie twoja sprawa. A teraz wybacz, ale chciałbym jeszcze się położyć..
-Proszę chociaż mnie posłuchaj.-Kierstin usiadła na kanapie i wskazała na miejsce obok siebie. Przeczesując włosy przysiadłem obok-Harry, to, że nie zgadzamy się w niektórych sprawach..-otwarłem usta by jej przerwać, lecz machnęła ręką-Nie przerywaj mi, to, że się od nas odciąłeś, nie znaczy, że nam już na tobie nie zależy. Przyszłam tu tylko, by ci powiedzieć, że mimo tego wszystkiego zawsze możesz do nas przyjść, a my ci pomożemy. Oczywiście łatwiej by było, gdybyś jednak podjął z nami współpracę, ale..-roześmiałem się patrząc na nią zszokowany
-Po tym wszystkim.. po tym wszystkim, wy macie nadzieję, że będzie tak jak dawniej? Że wrócę do domu, i co, może będę jeszcze wam pomagać? Nie mam już czternastu lat, wtedy mogliście mnie zmanipulować, teraz już się wam nie uda. Gdyby nie to, że boicie się, że wasze ciemne sprawki wyjdą na wierzch nawet byś tu nie przyszła.
-Harry, to nie tak. Nie pamiętasz? Jak kiedyś było dobrze, ja, ty i Lucy. A Nadia? Byliście kiedyś przyjaciółmi. Najlepszymi. Nie chciałbyś..
-Tamte czasy już nie wrócą.-powiedziałem z goryczą w głosie. W oczach kobiety pojawiły się łzy. Odwróciłem głowę.-Wyjdź.-powiedziałem i wyszedłem z pokoju kierując się na górę. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, lecz chyba zmieniła zdanie. Pokręciła głową i skierowała się do drzwi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nadszedł już październik. Od prawie tygodnia ani razu nie wyszło słońce. Ciągle pada deszcz i wieje wiatr, boję się, że niedługo spadnie śnieg. Od półtora tygodnia Nadię widzę tylko przelotem, rano wychodzi przede mną, a wraca, gdy już śpię. Już nawet nie pytam co się takiego ważnego dzieje, wiem, że nie uzyskałabym odpowiedzi. Pociesza mnie to, że za niedługo rozpocznie się weekend biologiczno-chemiczny. Jest wielka szansa, że na niego pojadę, moje oceny z tych przedmiotów są wyśmienite, ale nie to mnie cieszy najbardziej. Wrócę do Londynu, a nauczyciel na pewno zgodzi się bym w danym nam czasie wolnym odwiedziła rodziców. Naprawdę się za nimi stęskniłam. Czuję się jak bym z nimi nie rozmawiała od lat. Również od półtora tygodnia w moim życiu wieje nudą. Alyss widuję tylko w szkole, całe dni spędza z Zaynem. Ciągle utrzymuje, że są tylko w przyjacielskich warunkach, lecz można się już tylko domyślić co dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Gdy tylko ją spotykam nie da się z nią dogadać. Ciągle chodzi zamyślona, nie mówiąc już o tym, że tam gdzie ona to i on. Wydaje mi się, że jest wszędzie. Mam co do niego mieszane uczucia. Miałam wiele czasu na przemyślenia. Dalej nie mam pomysłu kim mógł być tym człowiek. Wkurza mnie to, że gdzieś na końcu mojego umysłu coś mi świta, lecz za żadne skarby nie mogę sobie tego poukładać. Czuję, że prawda jest gdzieś blisko mnie.. wraz z tą osobą. Nie rozpracowałam też co łączy Reb i Harry'ego, zresztą co do niego to nie widziałam go od tamtego dnia. Nie pojawiał się w szkole, co dziwne zaczynało mnie to niepokoić. Dziwiło mnie też to, że ostatnimi czasy coraz częściej przyłapywałam się na myśleniu o nim. Całe szczęście, że jest to tylko spowodowane tym całym zamieszaniem. Dzisiaj był piątek. Zmierzałam do szkoły brnąc przez deszcz. Strasznie zmarzłam, nie czułam już twarzy ani rąk. Wiatr wiele razy o mało nie wyrwał mi parasolu z ręki. Od półtora tygodnia drogę tę muszę przebywać sama, tylko parę razy zdarzył się wyjątek, że Alyss do mnie dołączała. Gdy nie było Harry'ego Carter zawsze odcinał się od Maddie i jej przyjaciółek, których imion nie jestem w stanie zapamiętać. W każdym razie Alyss nie miała już ochoty na jego towarzystwo, więc ciągle znikała gdzieś z Zaynem, przez co ja też byłam sama. Jakoś tak się złożyło, że zgadaliśmy się kiedyś po zajęciach i od tamtej pory dużo czasu spędzaliśmy razem. Wcześniej nawet nie zauważałam tego jaki jest przyjacielski i wesoły. Ma świetne poczucie humoru.
-Cholera.-pobiegłam za parasolem, który przez moją nieuwagę wypadł mi z ręki. Nagle moją uwagę odwróciła osoba, która wychodziła z domu, naprzeciwko mnie. Nie wiedząc czemu wystraszyłam się, dopóki nie zobaczyłam, że jest to pani Wilson. Przywitałam się z nią grzecznie, lecz nie odpowiedziała. Zatrzymałam się i popatrzyłam za nią. Prawie biegła, ciągle wymachując rękami, jakby próbując zakryć się przed wszechobecną wodą. Obróciłam się i odskoczyłam zaskoczona, nagle na balkonie tego samego domu pojawił się nie kto inny... a Harry Styles we własnej osobie. Był w samym podkoszulku, który już zdążył już całkiem przemóc od padającego deszczu. Na jego twarz spadały mokre włosy, w sumie to wyglądał całkiem przystojnie.. Chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, tego co właśnie sobie pomyślałam. Harry i przystojnie? Skarciłam samą siebie w myślach. Poczułam na sobie czyjś wzrok i podniosłam głowę. Rozglądnęłam się i spojrzałam na chłopaka. Gdy zauważył, że na niego patrzę natychmiast odwrócił głowę i wszedł do środka. Zmieszana ruszyłam w kierunku szkoły.

-Caroline!-usłyszałam za sobą krzyk Alyss i odwróciłam się. Biegła do mnie po drodze wbiegając w jakąś dziewczyną i o mało nie wylewając na nią trzymanej kawy.
-Słuchaj! Idziemy dzisiaj na imprezę!-powiedziała zdyszana i od razu ruszyła w drugą stronę ciągnąc mnie za sobą-Tak dawno nigdzie razem nie byłyśmy, moi rodzice razem z Reb jadą do ciotki w góry. Na cały weekend. Powiemy Nadii, że nocujesz u mnie i mamy całą noc dla siebie.To co?-spytała z wielką ekscytacją w oczach
-Ee..  to rozumiem, że Zayn wyjechał?
-Nie no co ty-wybuchła śmiechem-Miał coś do załatwienia.-spojrzałam na nią pytającym wzrokiem-No, ale nie bądź zła, przepraszam, wiem, że ostatnio w ogóle nie miałam dla ciebie czasu, ale..
-Ale się zakochałaś?-Alyss walnęła mnie w ramię
-Nie? Po prostu wiesz, jest całkiem fajny i..
-No niech ci będzie, zgadzam się-nie chciałam wysłuchiwać po raz setny tych jej opowieści

~~~~~~~~

-Masz weź tą-wzięłam sukienkę od Alyss, nawet na nią nie patrząc i zapakowałam ją do torby.
-Coś się stało?-podskoczyłam słysząc jej głos
-Nie, a co?
-Nic, jakaś taka zamyślona jesteś. To co idziemy?-pokiwałam głową i powlokłam się za nią na dół. Nie miałam ochoty na żadne imprezy, od rana bolała mnie głowa. Nadii oczywiście nie było. Zdziwiłam się widząc pod moim domem samochód, doznałam jeszcze większego szoku, gdy wyszedł z niego Carter. Czyżby się pogodzili?
-Hej, pospieszcie się. Musimy jeszcze was odstawić do domu.
-Musimy?-spytałam nic nie rozumiejąc
-Em.. Harry też jedzie..Alyss ci nie mówiła?-pokręciłam głową i skierowałam się do auta. Otworzyłam drzwi i westchnęłam widząc siedzącego obok Harry'ego.
-Hej.-uśmiechnął się krzywo, nie odpowiedziałam i zapięłam pasy. Po chwili ruszyliśmy. Alyss i Carter od razu zaczęli się przekomarzać
-Chyba w tym nie pójdziesz?-spojrzałam na chłopaka, który wskazał na moje ciuchy. Przewróciłam oczami.- Coś się stało? Nie będziesz się do mnie odzywać?-wydawało mi się, że przez ułamek sekundy na jego twarzy pojawiło się coś na wzór zaniepokojenia, lecz pewnie tylko mi się wydawało. Pokręciłam głową.
-Po prostu jestem zmęczona.Czemu nie było cię w szkole?
-A ty zawsze musisz być taka ciekawska?
-Tak.-wzruszyłam ramionami, a Harry się zaśmiał.
-To co?-ponowiłam pytanie, a on westchnął wpatrując się w krajobraz za oknem. W końcu zatrzymaliśmy się i razem z Alyss wyszłyśmy z samochodu kierując się do  jej domu. Od razu poszłyśmy się przebrać. Sukienka, którą wcześniej wcisnęła mi przyjaciółka, teraz wydawała mi się o wiele za krótka. Była cała czarna z ćwiekami na ramionach. Całkiem śliczna, lecz to nic nie zmieniało. Gdy ją przymierzyłam nie było już sposobu by przekonać Alyss, bym mogła pójść w czymś innym.Zrobienie makijażu powierzyłam przyjaciółce, zawsze jej pięknie wychodził. Nigdy nie za mocno, ale też nie zbyt sztywno. Wyjrzałam przez okno i mimowolnie uśmiechnęłam się widząc Cartera i Harry'ego grających w piłkę. Wybuchłam śmiechem, gdy o mało nie wpadł do kałuży.
-Z czego się śmiejesz?-odwróciłam się i zobaczyłam gotową już przyjaciółkę. Wyglądała naprawdę cudownie, granatowa sukienka odkrywająca plecy idealnie do niej pasowała.
-Idziemy?-pokiwała głową uśmiechając się.
Wyszłyśmy na dwór i popatrzyłyśmy wyczekująco na chłopaków.
-Pospieszcie się.-krzyknęła Alyss
-Zaraz-odkrzyknął Harry, przymierzając się do strzału. Jak dzieci. Zaczęło kropić, zaraz pewnie znowu lunie. Chłopak rozpiął koszulę o kilka guzików i wrzasnął ze szczęścia widząc Cartera, który pod wpływem złości potknął się i wleciał pod rynnę. Sama nie  mogłam się powstrzymać i po chwili dołączyłam do niego. Alyss prychnęła i skierowała się do auta, czyżby nadal zależało jej na chłopaku? Harry wyszczerzył się do mnie w uśmiechu i wskazał na parę śmiesznie poruszając brwiami. Roześmiałam się.

Wysiedliśmy przed jakimś klubem znajdującym się przy krańcu miasta. Z zewnątrz dochodziła głośna muzyka. Przeszliśmy na sam początek kolejki, a Carter poszedł porozmawiać z ochroniarzem. Natomiast Harry od razu gdzieś zniknął.
-Patrz, ten jest ładny.-Alyss szturchnęła mnie w ramię pokazując na stojącego za nami bruneta. Potrząsnęłam głową śmiejąc się, a ta myśli tylko o tym..-A ten? Patrz..-obróciłam się i mój wzrok padł na mężczyznę stojącego parę metrów od nas. Skutecznie krył się w cieniu, przeszedł mnie dreszcz. Zimnym spojrzeniem patrzył w moim kierunku-Ej!-ktoś pociągnął mnie za rękę-Wchodzimy.
Przekroczyłyśmy próg, a ja miałam ochotę znowu wyjść na zewnątrz. Muzyka rozsadzała mi uszy. Alyss natychmiastowo pociągnęła mnie w stronę baru. Złożyła jakieś zamówienie, a ja usiadłam na stołku obok, resztkami woli powstrzymując się przed zasłonięciem uszu. Poczułam szturchnięcie w ramię i w tej samej chwili przyjaciółka wcisnęła mi w rękę jakiegoś kolorowego drinka. Zaśmiałam się na włożoną do niego różową parasolkę. W jednej chwili przed nami zmaterializował się Carter.
-Zatańczysz?-spytał mnie, a ja spojrzałam na niego zdziwiona
-Oczywiście, że tak-Alyss popchnęła mnie w jego stronę sama podchodząc do najbliższego chłopaka. Jednym haustem dopiłam resztę napoju, przy tym o mało się nim nie dławiąc i razem z Carterem ruszyłam na środek sali. Jak się bawić, to się bawić. Czułam, że alkohol już przyćmił mi czyste myślenie. Rzuciłam się w wir tańca i nawet nie zauważyłam, gdy mój partner został zmieniony. W końcu nadeszła wolna piosenka i znowu wylądowałam w ramionach wcześniejszego chłopaka.
-Hej-powiedział słodko się uśmiechając, odpowiedziałam mu tym samym
-Hej. Jak się bawisz?
-Świetnie.-roześmiał się, lecz nagle jego humor zmienił się z szczęśliwego na poważny.-Szczerze mówiąc chciałem z tobą porozmawiać.-powiedział to takim głosem, że moje serce od razu zaczęło mocniej  bić. Pokiwałam głową.-Zauważyłem ostatnio..znaczy się nie uważam by Harry to było hm.. odpowiednie towarzystwo dla ciebie.
-Ale co, czemu? Mówił ci coś?-spytałam zaniepokojona, o co mu chodzi?
-Nie, nie po prostu, nie chcę by..-przerwał i odwrócił się. Na jego twarzy pojawiło się zaniepokojenie, które szybko zastąpił kamienną maską.-Przepraszam cię na chwilę.-powiedział i równie szybko odszedł znikając mi z pola widzenia. Nie wiedząc co zrobić ruszyłam w stronę baru. Gdzie podziała się Alyss? Zeszłam z drogi jakiemuś nachalnemu kolesiowi i przysiadłam na jednym z krzeseł. Zamówiłam drinka i czekając rozejrzałam się po sali. Poczułam, że muszę iść do łazienki, poprosiłam barmana by chwilę poczekał i wstałam próbując znaleźć coś na wzór toalety. Mogłam się go spytać o drogę. Minęłam tańczących ludzi i znalazłam się w jakimś pustym korytarzu. Mimo, że wiedziałam, że nie idę w dobrą stronę, coś kierowało mnie w tamtym  kierunku. Zobaczyłam drzwi ewakuacyjne i nie zastanawiając się popchnęłam je. Musiałam się przewietrzyć. Wydałam z siebie cichy krzyk widząc Harry'ego leżącego na jakimś facecie, który próbował się od niego uwolnić. Gdy obrócił twarz w moim kierunku doznałam szoku rozpoznając w nim tego dziwnego mężczyznę sprzed klubu


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heej, to był chyba najdłuższy rozdział jak na razie :) Jak wam się podoba rozdział? Zapraszam do komentowania :=))

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział XII

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~12 lat temu~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Harry! Moja mama miała rację, nie możemy tak po prostu sobie wychodzić. To niebezpieczne.-ściszyła głos
-Ale dlaczego nie? Od dawna to planowaliśmy, a ja zamierzam tam pójść i..
-Rób co chcesz, lecz potem do mnie nie przychodź o pomoc.-zmrużyłem oczy, gdy Lucy pokazała mi język i odeszła. Oparłem łokcie na kolanach. Trudno ona nie chce iść, to idę sam. Postanowione. Resztę dnia spędziłem na przygotowaniach. Spakowałem plecak i ukryłem go pod łóżkiem. Przed wszystkimi udawałem, że zrezygnowałem. Żeby nie wzbudzać podejrzeń nie okazywałem zbytnich chęci do zjedzenia obiadu, ani pójścia spać. Gdy wybiła północ, ubrałem wcześniej przygotowane ciuchy, miałem szczęście, że było lato. Cicho przemknąłem przez korytarz zaglądając do pokoju Lucy, czy na pewno śpi. Uspokojony jak najciszej zszedłem po schodach, skutecznie omijając skrzypiące schodki. Wyszedłem na dwór i wyciągnąłem zza drzewa plecak i latarkę. Noc była cicha, podskoczyłem słysząc nadjeżdżający samochód. Dziś było wyjątkowo ciepło, ostrożnie otwarłem tylną bramę i ruszyłem w stronę lasu. Ominąłem szerokim łukiem domy i znalazłem się wśród drzew. Przymknąłem oko na niepokojące odgłosy, teraz nie mogłem się wycofać. Tydzień temu jak byliśmy z Lucy nad rzeką zauważyliśmy coś dziwnego, nie wiem jeszcze co, ale zamierzam się dziś dowiedzieć. Ale ona oczywiście naoglądała się jakichś horrorów i teraz boi się w ogóle wyjść z domu. A to niby ja jestem ten młodszy. Lucy do niczego mi nie jest potrzebna, sam sobie poradzę. Gdy zbliżałem się do celu, moja latarka zaczęła wariować. Zastanawiając się co zrobić, zauważyłem jakieś światło nadchodzące zza najbliższych drzew. Z mocno bijącym sercem ukryłem się zza jednym z nich i ostrożnie wyjrzałem. Nagle światło znikło, a na jego tle pojawił się jakiś mężczyzna. Dopiero po chwili zauważyłem, że z mojej dłoni dochodzi światło. Latarka się włączyła. Ta krótka chwila wystarczyła by mężczyzna dowiedział się o mojej obecności. Przełknąłem ślinę, zastanawiając się nad drogą ucieczki, gdy poczułem silne ręce zasłaniające mi usta.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Harry?-usłyszałem cichy krzyk dziewczyny. Jak najszybciej wstałem przecierając oczy. Sięgnąłem po woreczek znajdujący się za mną. Po chwili drzwi otwarły się.
-Co ty tu robisz?
-Miałaś się nie ruszać.-powiedzieliśmy w tym samym czasie. Caroline z wyraźnym grymasem na twarzy, podpierając się ściany skakała w moim kierunku. Gdyby nie powaga sytuacji uznałbym to za komiczne.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Harry długo nie wracał. Poczekałam, aż przeminie fala bólu i uważając by nie stanąć na chorej stopie ruszyłam w kierunku schodów. Gdy zauważyłam go siedzącego w bibliotece byłam w szoku. Nie dlatego, że nie powinien tam być, lecz poczułam się jakoś tak.. dziwnie.
-Co ty tu robisz?-ponowiłam pytanie
-Em.. szukałem łazienki.-powiedział i zerknął na trzymany w ręce lód,  chyba zrozumiał, że jego kłamstwo nie jest wiarygodne i zmienił temat.-Co tu się stało? Jak się czujesz?
-Dobrze.-pokiwałam głową, był bardzo roztrzęsiony- A ty? Jakoś tak dziwnie wyglądasz.-odwrócił się ode mnie i podszedł do biurka. Jednym ruchem podniósł je do pionu, na szczęście nie było złamane. Ruszyłam parę kroków i nagle poczułam silny ból w kostce. Harry podszedł do mnie i posadził na biurku. Przyłożył mi do stopy lód.
-Nic ci nie będzie.-posłał mi uśmiech i usiadł obok.-Co się tutaj stało?
-Szczerze mówiąc nie wiem. W sumie wcześniej byłam tu tylko raz.-na jego twarzy wymalowało się zdziwienie.-Nadia powiedziała, że drzwi się zatrzaskują i..-chłopak prychnął śmiechem.
-Oczywiście-nie mógł przestać się śmiać-Co innego miałaby ci powiedzieć?-popatrzyłam na niego, niemo mówiąc by kontynuował, wyszczerzył się.-No wiesz.. myślałem, że jesteś bystrzejsza. To chyba oczywiste, że nie chce..-nagle drzwi otwarły się i stanęła w nich wcześniej wspomniana osoba, gdy ujrzała Harry'ego na jej twarzy wymalowała się złość.
-Co ty tu robisz?-syknęła
-Właściwie już wychodziłem.-posłał mi promienny uśmiech i nachylił się całując mnie w policzek. Posłałam mu pytające spojrzenie.
-Trzymaj się.-powiedział bezgłośnie i wyszedł posyłając Nadii kpiący uśmiech.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gdy Harry wyszedł, nie mogłam odpędzić się od pytań kuzynki. Za to potem cały wieczór mnie ignorowała, wcześniej upewniwszy się, że nic mi nie jest. Niestety kostka nadal bolała, pojawił się wielki siniak. Koło dwudziestej do moich drzwi zawitała rozpromieniona  Alyss. Nie wiadomo skąd wiedziała o moim spotkaniu z Harrym i po przeprowadzeniu mi kazania, jaki to on jest zły przeszła do sedna sprawy i przez trzy godziny opowiadała mi o poznanym na wczorajszej imprezie chłopaku.
 -Podobno parę dni temu przyjechał tu do ojca, wcześniej mieszkał z matką w Londynie. Nie uwierzysz! Będzie się uczył w naszej szkole.-musiałam ją uspokoić by nie opowiadała mi wszystkich szczegółów ich jednodniowego płomiennego romansu. Jeszcze w sumie tak dobrze go nie widziałam, ale z opowiadań Alyss wywnioskowałam, że jest jakimś najprzystojniejszym człowiekiem na świecie..
-Właśnie! Jutro go poznasz! Opowiadałam mu o tobie, na pewno się zaprzyjaźnicie.-wygląda na to, że już całkowicie zapomniała o Carterze, gdy tylko jej o nim wspomniałam zbyła mnie machnięciem ręki. Skończyło się na tym, że obie zasnęłyśmy w trakcie dokładnego streszczenia ich wieczoru, po imprezie od razu poszli do niego do domu. Chciałam jej coś napomknąć o ostrożności, lecz byłam tak zmęczona, że nie miałam na nic siły. Rano obudziło mnie mocne walnięcie poduszką. Przede mną stała już gotowa Alyss, widać, że pożyczyła moje kosmetyki, po ostatnim razie prawie nic mi nie zostało. Pospiesznie zjadłyśmy śniadanie i ruszyłyśmy drogę. Byłyśmy już spóźnione na pierwszą lekcję. Od wczoraj wieczór nie widziałam Nadii, chyba w ogóle nie wychodziła ze swojego pokoju. Gdybym wiedziała, że tak to się skończy wcale nie poszłabym nad to jezioro, tam w końcu wszystko się zaczęło. Przekroczyłyśmy próg szkoły, Alyss wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą, ledwo mogłam za nią nadążyć. Widzę, że dość szybko zmieniła obiekt zainteresowań. W pewnym momencie stanęła tak, że o mało na nią nie wpadłam. Przed nami zgromadził się duży tłum uczniów, ktoś coś krzyczał, lecz nic nie mogłam zrozumieć. Razem z Alyss zaczęłyśmy się przez niego przepychać. Po chwili ujrzałam bijących się na podłodze dwóch chłopaków. Przystanęłam oszołomiona rozpoznając w jednym z nich Harry'ego. Przyjaciółka wydała z siebie zduszony krzyk. Pędem popędziła naprzód i zaczęła odciągać Harry'ego od wcale nie słabszego niż on chłopaka. Mogłam się tylko domyślać, że to o nim paplała mi całą noc. Gdy ją zobaczył natychmiast wstał i podszedł do niej. Z jego wargi leciała krew. Mimo tego musiałam przyznać, że był całkiem przystojny i to nawet bardzo. Harry popatrzył na mnie i posłał mi gardzące spojrzenie, czyli zapominamy o wczorajszym dniu. Z jego brwi sączyła się ciemna maź. Podążył w moim kierunku i obrócił się potrącając jakichś chłopaków. Zobaczyłam biegnącą do niego Maddie.. oczywiście.. Czy w tej szkole są  jacyś nauczyciele? Westchnęłam i postanowiłam poszukać przyjaciółki. Nigdzie jej nie było. Zrezygnowana ruszyłam na pierwszą lekcję.

Minęły cztery godziny, wykonałam już chyba do niej z tysiąc telefonów. Ani razu nie odebrała, nie wiem czy coś się jej nie stało. Postanowiłam sprawdzić u niej w domu, w sumie było mi to na rękę ostatnią lekcją była matma, której nienawidziłam. I tak bym nie mogła się skupić, więc wyszłabym pewnie z nową pałą do kolekcji. Chociaż może Alyss poszła do tego chłopaka, w takim wypadku chyba nie muszę się o nią martwić. Z jednej strony ciekawe o co im poszło, Zayn, bo chyba tak miał na imię przyjechał dopiero parę dni temu. Prawie niemożliwe wydaje się by zdążyli się już pokłócić, ale w sumie to Harry..
-Gdzie zgubiłaś przyjaciółeczkę?-gdy byłam już przy wyjściu rozległ się za mną głos Maddie, odwróciłam się na pięcie.-Całkiem niezły ten jej chłopak, chociaż..
-Chociaż co?-spytałam zirytowana. Nie miałam ochoty na rozmowę z nią.
-Nic.. po prostu mi jej szkoda, słyszałam, że..
-Daj im spokój-syknęłam i obróciłam się odchodząc.. cholera, nie wzięłam książek z szafki na jutro.. trudno nie będę się już wracać, jeszcze mi tego brakowało, by jakiś nauczyciel mnie zauważył.
Po dziesięciu minutach znalazłam się przed domem Alyss, zapukałam mając nadzieję, że jej rodziców nie będzie. Odpowiedziała mi cisza. Ponowiłam ruch, lecz dalej nikt nie otwierał. Zrezygnowana rozglądnęłam się wokół, jeszcze raz zadzwoniłam do przyjaciółki i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Wstąpiłam jeszcze do sklepu po małe zakupy, miałam wielką ochotę na coś słodkiego. Wychodząc usłyszałam zbliżające się śmiechy. Nie wiedząc czemu to robię skryłam się za ścianą. Po paru chwilach zauważyłam przechodzącego obok mnie Harry'ego. Nie to było dla mnie szokiem, bardzie to z kim szedł.. Obok  niego truchtała uśmiechając się Rebecka. Nie mogłam się ruszyć, po jakimś czasie, gdy odzyskałam czucie w kończynach byli już na końcu ulicy. Nie mogąc poskromić swojej ciekawości, jak najciszej umiałam skierowałam się za nimi. Starałam się utrzymywać w miarę dużą odległość, lecz raz Harry o mało mnie nie zauważył. Samo to wystarczyło bym dostała palpitacji serca. Ominęli dom dziewczynki i ruszyli ścieżką do lasu. Co jakiś czas dochodził mnie głos Harry'ego i śmiech małej, nie słyszałam by sama się odzywała. O co w tym wszystkim chodziło? Koniec końców jest to trochę dziwne. Jej rodzice o tym wiedzą? O mało nie potknęłam się o wystający korzeń, dalej mnie bolała stopa. Nagle przed moimi oczami wyrosła jakaś mała chatka. Czułam się jak w bajce. Może zaraz pojawi się tu siedmiu krasnoludków? Na pierwszy rzut oka pomyślałabym, że jest opuszczona, lecz po chwili przed jej drzwi wyszła jakaś starsza kobieta. Poczułam jakieś dziwne uczucie w sercu. Wzięła Rebeckę na ręce i przytuliła Harry'ego. Z daleka widziałam, ze na jego twarzy widniał szczery szeroki uśmiech. Nie mogłam się nadziwić. Popatrzył w moim kierunku poprawiając grzywkę, a ja szybko schowałam się za drzewo. Może mnie nie widział, właściwie czemu się ukrywam, przecież nie robię niczego złego? Sam mi co dopiero wypominał, że jestem naiwna, zamierzam się dowiedzieć o co tu chodzi. Odetchnęłam z ulgą, gdy wszyscy przekroczyli próg domku.  Cały zbudowany był z drewna, w niektórych miejscach leżały pourywane deski. W sumie nie wiem czemu, ale mimo wszystko wyglądał bardzo uroczo. Szczególnie te kolorowe firanki i piękne kwiaty posadzone w doniczkach przed nim. Mimowolnie się uśmiechnęłam, czułam się w tym miejscu jak w domu. Podeszłam trochę bliżej, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Moje spojrzenie powędrowało w kierunku okna. Drgnęłam, gdy uświadomiłam sobie co właśnie robię, dawniej na pewno bym nie śledziła ludzi, a tym bardziej ich nie podsłuchiwała. Postanowiłam się oddalić, gdy usłyszałam nagle skrzypienie drzwi znieruchomiałam, nie wiedząc co zrobić. Ciągle byłam na polu widzenia. Doszły do mnie ich głosy, gdy myślałam, że już wszystko skończone, ktoś powalił mnie na ziemię. Zasłonił mi usta i odciągnął za ścianę, przygniatając mnie do ziemi. Próbowałam się wyrywać, lecz nic to nie dało. Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi. Czemu tu w ogóle przyszłam? Teraz moim jedynym marzeniem było cofnąć to wszystko. Na próby mojego uwolnienia, mężczyzna wzmocnił uścisk. Przez sekundę udało mi się uchwycić jego profil. Nie zdążyłam rozpoznać kim jest, lecz w głębi umysłu czułam, że gdzieś go już widziałam.
-Cicho księżniczko, chyba nie chcesz by cię zobaczyli?.-zamarłam słysząc jego głos, tuż przy moim uchu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heej, co sądzicie o tym rozdziale? :)) Cała historia będzie się coraz bardziej rozkręcać i mam nadzieję, że jak na razie wam się podoba. Zapraszam do komentowania, jeśli miałybyście jakieś uwagi, co do tego bloga, śmiało piszcie. :=)

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział XI

-Auu..-obudziłam się z wielkim bólem głowy. Rozejrzałam się po pokoju, na biurku leżała jakaś kartka. Z westchnieniem podniosłam się z łóżka, nie powinnam była tyle pić. To od Nadii, napisała, że wychodzi i, że będzie wieczorem. Ciekawe co takiego miała ważnego do załatwienia w niedzielę rano. Zeszłam na dół mając nadzieję, że znajdę jakieś tabletki. Z coraz większym zrezygnowaniem otwierałam każdą szafkę po kolei. Nic. Wzięłam szklankę i nalałam sobie wody, chociaż wolałabym wylać ją sobie na twarz. Ciekawe, czy Alyss dotarła do domu, od wczorajszej imprezy jej nie widziałam. Zrobiłam sobie kanapkę i poszłam się ubierać. Nie miałam zbytnio apetytu, a poza tym dalej chciało mi się spać, ale nie wydaje mi się bym mogła usnąć. Muszę się przewietrzyć. Wybrałam byle jaką bluzę i rurki, i skierowałam się do łazienki. Nic tak nie pomaga jak zimny prysznic. Mogłabym tak stać wieczność, lecz w końcu zmusiłam się do wyjścia. Idąc w kierunku schodów, usłyszałam skrzypienie drzwi. Wychyliłam się przez barierkę, nikogo nie było. Nagle poczułam chłód na plecach. Szybko się odwróciłam, drzwi do biblioteki były otwarte. Wahając się przekroczyłam ich próg, przytrzymując je by się nie zamknęły. Stanęłam zszokowana. Prawie wszystkie książki leżały na ziemi, niektóre były całkiem porozrywane. Biurko było przewrócone. Co tu się stało? I kiedy? Wygląda jakby ktoś się tutaj włamał i.. ale przecież to niemożliwe. Nikt nie mógł tu wejść, przecież cały czas w domu byłam albo ja, albo Nadia. Po chwili usłyszałam odgłos budzika, nie to nie był sen, weszłam do pokoju i zgasiłam go. Postanowiłam dać sobie spokój z tymi tajemnicami. Niech się dzieje co chce. Muszę z nią później poważnie porozmawiać. Ubrałam płaszcz i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Od razu uderzyło we mnie chłodne powietrze, odetchnęłam z ulgą. Tego mi trzeba było. Była dopiero ósma, a już świeciło słońce. Postanowiłam na razie nie iść do Alyss, na pewno jeszcze śpi. Jeśli w ogóle już wróciła. Szkoda, że nie wzięłam pieniędzy, miałabym wtedy jakiś większy wybór. W końcu nogi nie wiedzieć czemu  zaniosły mnie w stronę jeziorka nad którym byłam z Rebecką. Wydaje mi się jakby miesiące minęły od tamtego dnia, a to dopiero parę tygodni. Zastanawiałam się jak mam powiedzieć Alyss, że straciłam jej pierścionek. Po tym jak przyszedł ten chłopak, po prostu jak najszybciej opuściłam tamto miejsce, nawet nie myślałam by po niego wrócić.
 Po chwili byłam na miejscu, znowu nie mogłam się nadziwić pięknu tej okolicy. Słońce wieloma kolorami mieniło się na tafli wody, drzewami szeleścił lekki wiatr, ptaki śpiewały.. Miałam wielką ochotę po prostu wskoczyć do jeziora i nigdy z niego nie wychodzić. Nawet nie zauważyłam jak znalazłam się nad samym brzegiem i weszłam na kłodę znajdującą się nad nią. Nagle poczułam mocne szarpnięcie, ktoś ciągnął mnie w drugą stronę. Obróciłam się wystraszona i wyrwałam rękę widząc stojącego przede mną Harry'ego.
-Chciałaś się utopić?-spytał zirytowany
-Co?-o co mu chodziło?
-Nie widzisz, że ta kłoda jest złamana? Wpadłabyś.-popatrzył na mnie z wyrzutem, a ja oglądnęłam się za siebie. Rzeczywiście miał rację, jak mogłam tego nie zauważyć.
-I co? Nie podziękujesz mi? Uratowałem ci życie.
-Nie mam za co.-odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Po chwili usłyszałam, że idzie za mną. Złapał mnie za rękę i obrócił w swoją stronę.
-Co?-spytałam zmęczona.. a ten dzień zapowiadał się tak pięknie.
-Nic.-stał chwilę nie wiedząc co zrobić.
-Chciałem cię po prostu przeprosić za wczoraj. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać.
-Nie powinieneś.-powiedziałam wkurzona, na co na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Możemy porozmawiać?-nie wiedząc czy się zgodzić, w końcu lekko pokiwałam głową i przysiadłam się do niego siadając na jednym z pni. Nie mogłam się napatrzeć na ten widok. Szkoda, że nie ma tęczy, bo by było..
-Gdzie znalazłaś ten pierścionek?
-A ty znowu o tym? Co w nim jest  takiego wyjątkowego?-spytałam skonsternowana
-Nic.-zamyślił się-Po prostu.. mój przyjaciel miał taki sam.-powiedział nie pewnie.-Mogłabyś mi odpowiedzieć? To ważne.
-Alyss go znalazła. U mnie w ogrodzie, jakiś czas temu.
-Wtedy co się wymykałyście?-zatkało mnie. Skąd on może o tym wiedzieć. Popatrzyłam na niego pytająco, lecz on udawał, że tego nie widzi. Szturchnęłam go w ramię.
-Co?-syknął
-Skąd o tym wiesz? Śledziłeś nas?-spojrzał na mnie podirytowany
-Po prostu przechodziłem. -wzruszył ramionami. Postanowiłam dać temu spokój. Przynajmniej na razie.
-Znacie się z Rebecką?-od dawna ciążyło mi to pytanie
-Można tak powiedzieć.-widząc, że nadal się na niego patrzę kontynuował-Poznaliśmy się jakiś czas temu..
-Czemu rodzice cię tu wysłali?-spytał, kiedy miałam zadać kolejne pytanie. 
-Hm.. w sumie nie wiem.
-Nie wiesz?-popatrzył na mnie zdziwiony
-Postanowili, że dokończę naukę tutaj. Nie chcieli nic wyjaśniać. To wszystko jest takie dziwne.-zaśmiałam się, popatrzył na mnie pytającym wzrokiem-No wiesz.. ten wyjazd.. od tamtego czasu nie dawali znaku życia. To miejsce też jest też takie.. tajemnicze. Za to Nadia zachowuje się jakby miała jakieś kłopoty, na dodatek nic nigdy nie chce mi powiedzieć, tak samo zresztą jak ty. O i jeszcze Rebecka.-nawet nie  wiem czemu mu mówię to wszystko, ale nie mogłam przestać. Musiałam o tym komuś opowiedzieć.
-Co z nią?-na jego twarzy pojawiła się mieszanka uczuć. Pokręciłam głową. Po chwili milczenia wstał i wyciągnął do mnie rękę.
-Chodź, odprowadzę cię do domu.-posłał mi uśmiech.
-Więc nagle jesteś dla mnie miły?-jeszcze bardziej się wyszczerzył
-Tak. Nie chcę byś sobie coś zrobiła w drodze powrotnej, a poza tym mam coś do załatwienia.-poddałam się i dołączyłam do niego.
-Więc.. czy dobrze słyszałem, że się wybierasz do Londynu w październiku?-cały czas się uśmiechał
-Nie mów mi, że ty też jedziesz.-zaśmiał się
-Nie martw się, jeszcze będziesz błagać bym pojechał.-popatrzyłam na niego z ukosa i wybuchłam śmiechem, po chwili do mnie dołączył. Droga minęła nam bardzo przyjemnie, rozmawialiśmy o jakichś mało istotnych rzeczach. Na szczęście odpuścił sobie zadawanie tych dziwnych pytań. Za każdym razem, gdy coś mówiłam, dodawał jakąś sarkastyczną uwagę. Powinno mnie to wkurzać, lecz i tak zawsze zaczynałam się śmiać. Po jakimś czasie stanęliśmy przed moim domem.
-Może wejdziesz?-nawet nie byłam pewna dlaczego zadałam to pytanie, może z grzeczności. Uważnie popatrzył na budynek.-Jestem sama-dodałam wyczuwając, że coś go niepokoi. Ne jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Nie.. nie będę ci przeszkadzać. Zresztą muszę coś załatwić.-Caroline ruszyła w stronę domu, oglądnąłem się za siebie. Po chwili do moich uszu doszedł krzyk dziewczyny. Szybko obróciłem się w jej stronę. Siedziała na ziemi trzymając się za kostkę.
-Cholera-podszedłem do niej i przykucnąłem obok-Co się stało?
-A nie widzisz?-spytała krzywiąc się z bólu, po chwili posłała mi wymuszony uśmiech-Nic mi nie jest, idź już. Poradzę sobie.-spróbowała wstać. Zachwiał się i wylądowała w moich ramionach. Próbowała się wyrwać, lecz mimo jej sprzeciwu wziąłem ją na ręce i zaniosłem w stronę drzwi. Pieprzyć Jasona.
-Masz klucz?-spytałem, Caroline naburmuszona wyjęła go z kieszeni i wykręciła się by samemu otworzyć drzwi. Ze śmiechem pokręciłem głową. Ale jest uparta.. Otworzyła je i pokazała mi język. Wszedłem do środka i rozejrzałem się po wnętrzu. No.. nic się tutaj nie zmieniło. Zaniosłem ją do kuchni i posadziłem na blacie.
-Boli cię?-pokręciła głową, lecz po grymasie na jej twarzy poznałem, że kłamie.
-Nic mi nie jest. Miałeś gdzieś iść..
-To już nie ważne. I tak nie zdążę.-obejrzałem jej stopę.-Chyba nie  jest skręcona. Macie gdzieś lód, czy coś?
-Chyba w łazience.-poddała się. Szybko pospieszyłem na górę, od razu znalazłem odpowiednie drzwi. Mimowolnie rozglądałem się po wnętrzu. W jednej z półek zobaczyłem poszukiwaną rzecz i wyszedłem z łazienki. Nie panując nad tym w mojej głowie, zaczęły pojawiać się różne obrazy. Znam ten dom jak własną kieszeń, całe dzieciństwo.. Westchnąłem i skierowałem się do schodów. Po chwili usłyszałem znajome skrzypienie drzwi. Z uśmiechem odwróciłem się, nic dziwnego, że Caroline ten dom wydaje się dziwny. Taki już jest, lecz ja go kocham. Niestety to wszystko minęło.. i już nie wróci. Wszedłem do pokoju i stanąłem nie mogąc się ruszyć. Gdy minął pierwszy szok ruszyłem do najbliższej z półek.. Nie ma.. serce podeszło mi do gardła. Poczułem, że do moich oczu napływają łzy, mając przed oczami miliony scen usiadłem na podłodze opierając się o jedną z nich.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, dzisiaj zaczynają mi się ferie więc rozdziały będą się pojawiać jeszcze częściej :) Mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania =)

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział X

Zmęczony spojrzałem na Maddie.
-Przymierz jeszcze ten.-zrobiła w jej mniemaniu słodką minkę i pocałowała mnie w policzek. Jakim idiotą byłem by zgodzić się na te zakupy. Myślałem, że to mnie oderwie od rzeczywistości, lecz teraz widzę, że to był badziewny pomysł. Dzisiaj jest impreza, na którą też nie wiem dlaczego zgodziłem się pójść. Sfrustrowany wziąłem od dziewczyny ciuchy i wszedłem do przymierzalni. Muszę się jakoś stąd wyrwać. Co dziwne okazja nadeszła zadziwiająco szybko. Gdy staliśmy w kolejce do kasy, zadzwonił mój telefon. Posyłając Maddie sztuczny uśmiech oddaliłem się i wyszedłem przed sklep.
-Halo?
-Tu Jason. Słuchaj, nie mam najlepszych wiadomości.-wzdrygnąłem się słysząc jego wysoki głos, na złość zrobił jakąś irytującą przerwę.
-Gadaj.-ponagliłem go
-Em..Mitchell miał rację... Mają go.-zdenerwowany wypuściłem powietrze, skierowałem się w stronę parkingu.
-Na pewno? Widziałeś się z nim?-spytałem wsiadając do samochodu i ruszając
-Nie dali mi możliwości, w każdym razie na pewno nic mu nie jest.
-Czego chcą?
-Prawdopodobnie to jest podstęp, chcą cię tam ściągnąć.
-Przecież dobrze wiedzą, że..-wkurzony walnąłem w kierownicę słysząc dzwonek drugiego połączenia. Cholera, zapomniałem o Maddie, mimowolnie na mojej twarzy pojawił się  uśmiech.
-Oddzwonię do ciebie.-jak najszybciej się rozłączyłem i schowałem telefon do kieszeni. Będę musiał jej wymyślić jakąś bajeczkę. Co za popieprzony dzień! Odetchnąłem widząc tabliczkę informującą o wjeździe do miasta.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Dalej jestem na ciebie zła, za to co zrobiłeś rano!-znowu usłyszałem głos Maddie. Mogłaby się w końcu zamknąć? Od godziny gada o tym samym. Odetchnąłem z ulgą widząc przed sobą wysiadającego z auta Cartera. Kiwnął mi głową i ruszył w naszą stronę. Zdziwiony przystanąłem widząc wychodzące za nim Alyss i Caroline. Tylko ich tu jeszcze brakowało. Blondynka ubrała na siebie biało-czarną sukienkę z ćwiekami, za to sukienka Car była cała czarna z falbaną u dołu, co niestety muszę przyznać wyglądała bardzo dobrze. Szybko odwróciłem wzrok i przywitałem z Carterem. Ruszyliśmy razem do środka, niestety po chwili dogoniła nas wcześniej wspomniana brunetka.
-Jak tu pięknie! Gdy tu jestem nigdy nie mogę się napatrzyć, widzisz to jeziorko, jest takie śliczne.-zmarszczyłem czoło słysząc przesłodzony głos.
-Chodźmy już.-minęliśmy korytarz i znaleźliśmy się w pokoju pełnym napalonych nastolatków. Nie zwracając uwagi na mówiącą coś do mnie Maddie skierowałem się do stołu pełnego już do połowy wypitych butelek alkoholu. Kto wymyślił by puszczać taką badziewną muzę. Pijąc co dopiero zrobionego drinka rozejrzałem się wokół. Maddie już tańczyła na środku sali wraz swoimi koleżaneczkami, a Carter chyba poszedł przeprosić Alyss, bo właśnie kłócili się próbując przekrzyczeć muzykę. Mimowolnie mój wzrok poszedł w kierunku siedzącej na kanapie brunetki. Jak widać bez swojej nowej przyjaciółki nie wiedziała co ze sobą zrobić, bidulka. Wziąłem jeszcze jeden duży łyk i już miałem ruszyć przed siebie, gdy zobaczyłem, że do Car podchodzi jakichś chłopak. Już po chwili roześmiana tańczyła z nim, próbując nauczyć go chociaż podstawowych kroków. Na tek widok coś ścisnęło mnie w żołądku. Szybko odwracając się poszedłem w kierunku Maddie po chwili namiętnie ją całując.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zrezygnowana siedziałam na kanapie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Minęły ponad trzy tygodnie, a ja prawie nikogo nie poznałam. Gdyby nie Alyss, która właśnie kłóciła się z Carterem nie wiem co bym zrobiła. Rozglądałam się po sali szukając czegoś do roboty, po chwili mój wzrok zatrzymał się na Harrym. Wyglądał dzisiaj zadziwiająco dobrze, chociaż pewnie zbytnio się nie namęczył. Miał na sobie zwykły czarny podkoszulek i koszulę. Nagle usłyszałam przy sobie czyiś głos, szybko odwróciłam wzrok. Przede mną stał chłopak w moim wieku, nie jestem pewna, ale chyba nigdy wcześniej go nie widziałam.
-Zatańczysz?-posłał mi śliczny uśmiech, odpowiedziałam mu tym samym i pokiwałam głową. Nie był zbytnio dobrym tancerzem, co po chwili skończyło się moją bolącą stopą i napadem śmiechu.
-Jestem Jorge.
-Caroline-powiedziałam i o mało nie wpadłam na Harry'ego, który ciągnął gdzieś za sobą Maddie. Tańczyliśmy jeszcze parę minut, lecz i tak przez większość czasu starałam się na nikogo nie wpaść. Taniec nie wychodził nam najlepiej.
-Chcesz się napić?-spytał Jorge. Pokiwałam głową i ruszyłam za nim. Wzięłam kieliszek do ręki i zaczęłam rozglądać się za Alyss. Nie gadała już z Carterem, tylko dość odważnie tańczyła z jakimś chłopakiem. Nie widziałam dobrze, ale już z daleka wyglądał na bardzo przystojnego. Wzięłam jeszcze jeden łyk i poczułam, że alkohol powoli zaczyna na mnie działać. Nie piję dużo, dlatego nie trudno mnie upić. Zdecydowanie nie mam mocnej głowy. Poczułam, że Jorge ciągnie mnie za rękę w stronę parkietu. Porzuciłam wszystkie zmartwienia i zatraciłam się w tańcu.


Po godzinie zabawy poczułam silny ból głowy. Nie powinnam była tyle pić. Przeprosiłam chłopaka z którym chwilowo tańczyłam i skierowałam się jak mi się wydaje w stronę łazienki. Od dawna nie widziałam Alyss, pewnie znikła gdzieś z tym chłopakiem. Nie chcę sobie nawet wyobrażać co robią. Zrezygnowana zaglądnęłam do ostatnich drzwi, gdzie jest ta cholerna łazienka? Lekko kręciło mi się w głowie. Jak ten dom może być taki wielki? Zeszłam znów na pierwsze piętro i o mało nie padłam od ilości decybeli w pokoju. Mogę przysiąc, że jeszcze przed chwilą nie było tak głośno. Odetchnęłam z ulgą widząc drzwi prowadzące na taras. Uderzyło we mnie chłodne powietrze, była już późna noc. Zadowolona wciągnęłam świeże powietrze i przeczesałam rozwalone już włosy. Stanęłam zszokowana widząc siedzącego na podeście Harry'ego. Gdy miałam się już ulotnić, odwrócił głowę i spojrzał na mnie. Co dziwne nie zauważyłam w jego spojrzeniu wiecznie obecnej irytacji. Nie zastanawiając się co robię, może właśnie popełniłam największy błąd w swoim życiu, przysiadłam obok niego. Co dziwne nie posłał w moim kierunku żadnej niemiłej uwagi.
-Chcesz trochę?-podskoczyłam słysząc jego głos i spojrzałam na niego zmieszana, wyciągał do mnie butelkę z piwem. Raz grozi śmierć. Pokiwałam głową i wzięłam duży łyk, od razu się krztusząc. Chłopak wybuchł śmiechem, spojrzałam na niego spod zmrużonych powiek, na co jeszcze bardziej zaczął się śmiać. Gdy unormowałam oddech oddałam mu butelkę, wpatrując się w niebo nad nami. Było zachmurzone, ani jednej gwiazdy.
-Tam jest jedna.-drgnęłam na głos chłopaka, nie wiedząc o czym mówi. Podążyłam za jego ręką odnajdując jedną jedyną gwiazdę. Wyglądała jakby chciała oświetlić całe niebo, ale nie miała wystarczająco dużo siły. Zupełnie jak..
-Co tu robisz?-spojrzałam na Harry'ego, który patrzył na mnie z uwagą
-Hm.. głowa mnie rozbolała, chciałam się przewietrzyć.
-Nie o to pytam.-posłałam mu pytające spojrzenie.-Ogólnie, Nadia to twoja kuzynka, tak?-pokiwałam głową. Zamyślił się i wziął kolejny łyk piwa.
-Znacie się?-spytałam na co popatrzył na mnie i na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek.
-No trochę tak, można tak powiedzieć. Ale nie utrzymujemy zbytnio hm.. przyjaznych stosunków.-roześmiał się-A ty.. ty jesteś strasznie..strasznie naiwna-wybuchnął jeszcze większym śmiechem, chyba za dużo wypił. Przesunął po mnie wzrokiem i nagle całkiem zmienił się wyraz jego twarzy. Wstał, na co ja zrobiłam to samo i skierowałam się w stronę wyjścia. O co mu chodzi? Nagle poczułam jak łapie mnie za rękę i obraca w swoją stronę. Pierwszy raz widziałam go tak wkurzonego. W jednej chwili znalazł się przy mnie.
-Skąd to masz?-spojrzałam na niego zdziwiona, złapał za pierścionek i pociągnął go ku sobie. Nagle wisiorek się urwał i spadł na podłogę z cichym odgłosem, który w panującej ciszy był niczym huk.-Spytałem, skąd go masz?-spojrzałam na Harry'ego, patrzył na mnie z niecierpliwością, na jego czole pojawiła się zmarszczka. Był coraz bardziej zdenerwowany, ledwo stał w miejscu. Zaczęłam  się go bać. Jak najszybciej odsunęłam się od niego i obróciłam w celu odejścia. Przypomniałam jak Alyss pokochała ten pierścionek i obróciłam się w jego stronę. Gdy chciałam coś powiedzieć usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.
-Co wy tu robicie?

--------------------------------------------------

Hejka :) Cały rozdział z Harrym, możecie się teraz na takie przygotować, bo będzie go jeszcze więcej :) Mam nadzieję, że rozdział się podobał i zapraszam do czytania i komentowania :))

środa, 4 lutego 2015

Rozdział IX

-Co ty na to bym pojechała do Londynu? Chciałabym odwiedzić rodziców.-sama dziwię się, ale za nimi tęsknie. Martwi mnie też, że nie dają znaku życia, może coś im się stało.
-Nie.-znieruchomiałam z łyżką przy ustach słysząc odpowiedź Nadii.
-Eem.. a to dlaczego?
-Bo ich tam nie ma. Dzwonili do mnie wczoraj, wyjechali w delegację do Nowego Jorku.
-A mówili ci może, dlaczego ani razu od mojego wyjazdu nie odzywali się do mnie?-nie mogę uwierzyć, że tak po prostu mnie ignorowali. Nie myślałam, że będą za mną jakoś bardzo tęsknić i codziennie wydzwaniać, ale jednak.
-Są bardzo zajęci, chcieli ci się w ten sposób pomóc dostosować.
-Odcinając się ode mnie?
-To nie..
-Caro, a ty jeszcze nie gotowa?-podskoczyłam wystraszona słysząc głos Alyss.
-Mogłabyś się tak nie skradać?- powiedziałam zirytowana
-Hej Nadia.. przerwałam w czymś?-dziewczyna z uśmiechem usiadła przy stole częstując się kanapką.
-Nie-odpowiedziałam i wstałam w celu włożenia naczyń do zlewu.-Idziemy?
-Tak, już. Co się tak nagle śpieszysz?-wzięłam torbę i wyszłyśmy na dwór. Jak na połowę września było nadzwyczaj upalnie.
-Ahh.. nie chce mi się tam iść-usłyszałam głośne westchnięcie Alyss- Co byś powiedziała na małe wagary?-upajając się słońcem pokiwałam głową-Patrz co zrobiłam!-spojrzałam na dziewczynę, która właśnie wyciągała coś spod kurtki.-Był na mnie za mały, więc przypięłam go do łańcuszka.-wzięłam powieszony pierścionek do ręki i stanęłam z wrażenia widząc jak jego kryształki mienią się od promieni słońca. Był piękny.
-Właśnie. Wiesz gdzie jutro idziemy?-pokręciłam głową, Alyss złapała mnie za rękę i pociągnęła w kompletnie inną stronę niż jest szkoła.
-Patrick robi imprezę. Oczywiście idziesz, co nie? Nie mogę się doczekać, zawsze są świetne.. Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Spójrz.-skierowałam rękę na niebo
-Co to jest?-pokręciłam głową, oniemiała wpatrując się w obraz przed nami
-Tęcza? Przecież nie padało dzisiaj. Chyba, że coś przegapiłam?-usłyszałam śmiech dziewczyny
-Nie wiem.-nagle zerwał się wielki wiatr-Wiesz co, chodźmy już do ciebie, strasznie wieje.
-Okay. Ale obiecaj mi, że będę cię mogła jutro wyszykować!-niechętnie pokiwałam głową i usłyszałam pisk dziewczyny.
-Już mam pomysł. Pożyczę ci tą moją czarną sukienkę, wiesz którą. Miałam ją..
-A Carter też idzie?-przerwałam jej, na co posłała mi naburmuszone spojrzenie.
-Nie wiem i nie interesuje mnie to.
-Może powinniście się już pogodzić?-od tygodnia nie odzywają się do siebie, ale oczywiście nie raczyli mnie poinformować dlaczego.
-Nie zamierzam z nim w ogóle rozmawiać.
-Ale..
-Koniec z tym, teraz ty powiedz mi czy ktoś wpadł ci w oko. Minęły już prawie trzy tygodnie, a jutro nadarzy się do tego idealna okazja.
-Do czego?
-Oj no wiesz.. Czekaj.-stanęłyśmy pod domem Alyss, która szukała kluczy.
-Twoich rodziców nie ma?
-Myślisz, że jakby byli, to byśmy tu przyszły-niechętnie przyznałam jej rację. Nagle drzwi same z siebie otwarły się.
-Co?-spytałam i podskoczyłam widząc stojącą za nimi Rebeckę. Weszłyśmy do środka.
-Co ty tu robisz? Nie powinnaś być w szkole?-spytała Alyss. Dziewczynka nie odpowiedziała, weszła schodami na górne piętro.
-Chwila. Zadzwonię do rodziców.
-Ale wtedy chyba się skapną, że nie jesteś w szkole, co nie?-podpowiedziałam
-No w sumie racja. Może moja mama zostawiła gdzieś kartkę. Przynajmniej Rebecka nic im nie powie.-skierowałyśmy się do kuchni.
-Ona w ogóle nic nie mówi?- zadałam od dawna siedzące mi w głowie pytanie. Alyss z zamyśleniem pokręciła głową.
-Może kiedyś. Ja sama nigdy tego nie słyszałam. Jak rodzice ją zaadoptowali..
-Myślałam, że..
-Tak, wiem. Pamiętam jak pewnego dnia po prostu tak nagle pojawiła się w naszym życiu i już została...Rodzice chodzili z nią do różnych psychologów. Niektórzy z nich podejrzewali autyzm inni jeszcze coś innego. W końcu to wszystko wykluczyli, wydaje mi się, że może to coś ze względu na przejścia czy co..-weszłyśmy do salonu i zszokowane przystanęłyśmy widząc dziewczynkę zbliżającą się do nas z telefonem w ręku. Chyba nic nie słyszała. W każdym razie nie okazywała tego. Było mi jej szkoda, może Alyss ma rację.
-Rodzice dzwonią?-spytała moja przyjaciółka- Caroline weźmiesz Reb na górę, ja zaraz do was dołączę.
Podążyłam za dziewczynką, która znalazła się już na szczycie schodów. Poszłam za nią jak się domyślam do jej pokoju. Stanęłam oniemiała widząc dwie ściany zajęte wielkimi półkami doszczętnie zapełnionymi książkami.
Rebecka siedziała już przy małym zielonym stoliku i zaczęła przeglądać jakieś kolorowe kartki. Usiadłam na kanapie koło niej. Wyciągnęła jedną z nich i w ogóle nie zwracając na mnie uwagi zaczęła coś na niej rysować. 
-Mogę zobaczyć?-spytałam wskazując na stos rysunków. Tak jak się spodziewałam nie odpowiedziała. Patrzyła się nieruchomo w kartkę. Podskoczyłam słysząc jej delikatny głos.
-Znam cię.-znieruchomiałam, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Patrzyłam na nią nic nie rozumiejąc. Po chwili wstała i nie patrząc na mnie podeszła do półki z książkami.
-Caroline!!-usłyszałam głos Alyss-zaraz wracam, muszę wstąpić na chwilę do sąsiadów.-nie odpowiedziałam, po chwili doszedł do mnie huk zamykanych drzwi. Nie wiedząc co zrobić wstałam i podeszłam do dziewczynki. Wyłożyła parę książek i zza jednej z nich wyciągnęła jakiś kawałek papieru. Zbliżyła się do mnie i podała mi go.
-Co to jest?-spytałam, i sięgnęłam po jak się okazało jakieś zdjęcie. Rebecka odeszła już i znowu zajęła się rysowaniem. Roztrzęsiona spojrzałam na nie. Było stare i w porwane w kącie, wyglądało jakby miało minimum dziesięć lat. Na pierwszym planie znajdowała się kobieta trzymająca na rękach małą dziewczynkę, która bawiła się czymś, czego niestety nie mogłam dojrzeć, wszystko zasłaniały długie włosy tamtej. Skądś ją kojarzyłam, w mojej głowie zamajaczyło coś na wzór wspomnienia, lecz za żadne skarby nie mogłam sobie przypomnieć. Moją uwagę przykuł mały chłopiec, patrzył w obiektyw dużymi oczami. Jego włosy były lekko podkręcone na końcach. Zajęty był jakąś zabawką, lecz na twarzy widniał smutny uśmiech. Za nim stał jakiś mężczyzna, niestety nie mogłam dojrzeć jego twarzy, całkowicie wyblakła. Poczułam, że kręci mi się w głowie, podtrzymałam się najbliższej półki, by nie upaść.

Nagle znalazłam się w jakimś innym pokoju. Moim oczom ukazała się kobieta ze zdjęcie, trzymała na rękach tą samą dziewczynkę. Czułam jakbym skądś ją znała. Po chwili położyła ją na ziemi i przykucnęła przy niej. Dziewczynka wpatrywała się w nią wielkimi oczami, gdzieś głęboko w nich kryło się przerażenie, ale też widoczna odwaga.
-Kochanie-pogładziła ją po głowie- nie martw się, nic ci nie będzie-w oczach kobiety zaiskrzyły łzy- Teraz posłuchaj.-przełożyła przez swoją głowę naszyjnik, gdzieś go już widziałam, lecz nie mogłam sobie uświadomić gdzie. Delikatnie nałożyła go dziewczynce, uśmiechając się do niej przez łzy-Nigdy o tym nikomu nie mów, nie pokazuj go. Ja teraz muszę iść, ale niedługo się spotkamy. Obiecuję ci to. Przed tobą wiele rzeczy, nie ukrywam, że trudnych, ale musi ci się udać. Uda ci się.-dziewczynka ze zrozumieniem pokiwała głową, na jej twarzy utrzymywało się skupienie. Kobieta pocałowała ją w czółko ostatni raz i przytuliła.
-Musimy już iść.-w drzwiach pojawił się jakiś mężczyzna. Matka jeszcze raz spojrzała na córkę i nie odwracając się wyszła. Poczułam, że po mojej twarzy spływają łzy.

Roztrzęsiona rozejrzałam się dookoła, leżałam na kanapie. Koło mnie stała Rebecka, wzięła ode mnie zdjęcie i wskazała na chłopca. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
Powiedziała jakieś imię, lecz tak cicho,że nic nie usłyszałam. Zdawało mi się, że nadal śnię. Może dalej jest noc, a ja jeszcze nawet nie wstałam.
 -Car, Reb chodźcie na dół. Przyniosłam nam pizzę.-usłyszałam wesoły krzyk Alyss. To nie jest sen to mi się nie śni.. Moje serce zatrzymało się.. O co.. co się dzieje? Wszystko co usłyszałam wczoraj, powróciło do mnie jak magnez. Ale.. przecież to niemożliwe..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Eh.. jakoś zbytnio mi się nie podoba ten rozdział. Mogę już zapowiedzieć, że następne parę rozdziałów będzie prawie w całości poświęcone Car i Harremu :))

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział VIII

~~~~~~~~~~~~~~
Patrzyłem zdziwiony na mojego starszego brata. Po jego twarzy spływały łzy. Wziął mnie na ręce i próbował przepchać się przez stojący przed nami tłum. Ludzie napychali na nas ze wszystkich stron. Nie wiedziałem co się dzieje. W pewnym momencie ktoś nas popchnął, mój brat zatoczył się i o mało nie wypuścił mnie z rąk. Usłyszałem za nami krzyk. Will oglądnął się z przerażeniem na twarzy i przyspieszył jeszcze bardziej. Po chwili poczułem jak spadam, w ostatniej chwili ktoś mnie złapał. Spojrzałem w górę trzymał mnie jakiś mężczyzna. Zacząłem płakać, byłem przerażony. Zaczęliśmy się oddalać w ostatniej chwili zauważyłem kątem oka Willa, był ciągnięty przez jakiś ludzi w całkiem inną stronę. Po chwili poczułem, że ten ktoś mnie puszcza. Chwiejąc się stanąłem na nogi.  Ostrożnie podniosłem oczy, przede mną stała młoda kobieta, byliśmy w jakimś zaułku.Skądś ją kojarzyłem, posłała mi delikatny uśmiech. Po mojej twarzy dalej leciały łzy, wytarła jedną z nich i wzięła mnie w objęcia. Cały czas mówiła mi słowa pocieszenia. Jedno z nich ciągle odbijało mi się w uszach.
-Teraz już wszystko będzie dobrze- usłyszałem jej delikatny głos. Poczułem jak podnosi mnie z ziemi. Wszystko do mnie wróciło.
-Gdzie jest mój brat?-pytałem bez przerwy jak mantrę, jakby samo to miało sprawić, że znów znajdę się obok niego.
-Już niedługo, cii- coś sprawiło, że wierzyłem w to co mówiła, na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

Obudziłem się zlany potem, zaskoczony podskoczyłem gdy ujrzałem nad sobą zaniepokojoną twarz Lucy.
-Co ty tu robisz?-syknąłem
-Krzyczałeś. Znowu ten sen?
-To nie jest twoja sprawa, lepiej mi powiedz od razu czego chcesz.
-Nic. Chciałam ci tylko powiedzieć byś na siebie uważał.
-Tak nagle jesteś po mojej stronie?-zdenerwowany odrzuciłem kołdrę i podszedłem do okna. Ujrzałem ruch pod jedyną latarnią w okolicy. Jeszcze bardziej wkurzony obróciłem się do mówiącej dziewczyny.
-Posłuchaj. Nigdy nie byłam przeciw tobie.
-Ale ze mną też nie.
-Harry, to nie tak. Ja..
-Mów co chciałaś i wyjdź. Jest dopiero czwarta i chcę się jeszcze przez te parę godzin wyspać.-przetarłem oczy i popatrzyłem na nią z oczekiwaniem.
-Mitchell wrócił.-powiedziała na jednym tchu
-A mówisz mi to?-spytałem pijąc nalaną sobie przed chwilą szklankę wody
-Chce się z tobą spotkać.- o mało nie wyplułem całej zawartości z ust
-Po cholerę? Ustaliliśmy ostatnim razem, że to koniec. Nie będę już z wami pracował.
-Tak, wiem..To nie o to chodzi.
-A o co?
-Nie mogę ci powiedzieć.
-Oh w takim razie oczywiście, niech wpadnie jutro do mnie na kawę. Porozmawiamy sobie.-wysiliłem się na sztuczny uśmiech.
-Ha..
-Dobranoc-powiedziałem i ignorując ją położyłem się do łóżka.
-Jeszcze tu jesteś?-spytałem rozdrażniony
-Proszę cię. O nic więcej cię nie poproszę, tylko się zgódź.
-Na pewno. Załóżmy, że się zgodzę, tylko niech nie oczekuje, że przyjdzie mu to łatwo.-wskazałem ręką na drzwi. Lucy pokiwała głową i wyszła.
-Nie ma za co-krzyknąłem i położyłem się. Leżałem pół godziny nie wiedząc co zrobić. Sen jak nie przychodził tak nie przychodził. Wkurzony zszedłem na dół i ubrałem bluzę. Wyszedłem na dwór. Na horyzoncie już się rozjaśniało, lecz dalej było ciemno. Ruszyłem przed siebie, nie zastanawiając się co robię, ani gdzie idę. Po pół godzinie usłyszałem spanikowane głosy i przekleństwa. Usłyszałem śmiechy w domu za rogiem. Jak najciszej mogłem skierowałem się w tamtą stronę. Aż za dobrze wedziałem kto tam mieszka. Zobaczyłem w oddali dwie osoby, spinające się po drabinie odchodzącej od balkonu. Skonsternowany nachyliłem się i zamarłem. Nic już nie stanowiło wątpliwości, hm.. ciekawe, bardzo ciekawe.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Pośpiesz cię Car!-usłyszałam ponaglający głos Alyss. Mimowolnie wybuchłam śmiechem, ta sytuacja jest komiczna. Wreszcie wylądowałam na prostych nogach.
-Dalej nie wiem, jak ci się udało mnie na to namówić!
-Oj weź nie marudź! Obiecałam ci świetną zabawę i to załatwię.
-Może mi w końcu powiesz o co chodzi.-nie doczekałam odpowiedzi. Zamarłam słysząc jakieś szmery w drugiej części ogrodu.
-Co to było?-spytałam drżącym głosem Alyss
-Nie.. nie wiem. Pewnie jakiś kot. Nadia na pewno śpi?
-Tak. Sprawdzałam zaraz przed wyjściem.
-No w takim razie nie ma sprawy. Idziemy.-kroczyłyśmy w ciemnościach, próbując znaleźć drogę do furtki nie łamiąc sobie przy okazji nóg.
-Czemu nie wzięłaś latarki?-pytam zrezygnowana. Po chwili wydajałam z siebie zduszony krzyk. O mało nie wpadłam na drzewo przede mną.
-Czekaj. Mam telefon.
-I teraz mi to mówisz?
-Car, co to jest?-spojrzałam na miejsce podświetlone przez komórkę dziewczyny. Co to? Na gałęzi naprzeciwko nas wisiało coś dziwnego. Sięgnęłam po to, i znieruchomiałam z wrażenia.
-Jakie piękne, czy to jest to co myślę?-usłyszałam pisk Alyss
-Tak. Chyba tak, pier..Auu..

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
-Harry!-usłyszałem pisk Maddie. Ociągając się obróciłem w jej stronę. Nie mam dzisiaj zbytnio ochoty na jej towarzystwo..
-Cześć.-przybrałem na twarz sztuczny uśmiech. Podbiegła do mnie i się przytuliła.
-Słyszałeś? Patrick robi imprezę w ten weekend!! Idziesz co nie?-nie zwracając na nią uwagi, pokiwałem głową-Byłyśmy wczoraj z Natalie na zakupach, chyba obeszłyśmy z tysiąc sklepów. Kupiłam sobie takie piękne sandałki, mają brylanciki na pas.. Harry, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Tak. Oczywiście, już nie mogę się doczekać.-pocałowałem ją i jak najszybciej skierowałem się do klasy-Zobaczymy się później-krzyknąłem przez ramię. Poczułem jak ktoś na mnie wpada. Wkurzony obejrzałem się przed siebie.
-Znowu ty?! Musisz za mną ciągle łazić?
-Nie pochlebiaj sobie. Pan Rover kazał mi ciebie zawołać.-już miałem coś odpowiedzieć, gdy zadzwonił dzwonek. Co on ode mnie chciał? Nie czekając na Caroline wszedłem do klasy.
-O Harry, dzień dobry. Wreszcie byłeś łaskaw się pojawić.-niechętnie kiwnąłem mu głową i usiadłem w ławce.-Możemy porozmawiać? Zostań chwilę po lekcjach, mam dla ciebie propozycję.-nie odpowiedziałem, klasa zaczęła wypełniać się ludźmi. Godzina męczarni.
~~~~~~~~
-Podzielcie się na grupy.. Harry wyłącz telefon.-poderwałem się słysząc odgłos przychodzącego sms'a, nie zwracając uwagi na nauczyciela sprawdziłem wiadomość. Wkurzony wstałem się z krzesła, wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Chwyciłem plecak i nie czekając na niczyją reakcję wyszedłem z klasy. Usłyszałem jeszcze wołający mnie głos. Wychodząc usłyszałem dzwonek kończący lekcję, no właśnie, nic nie straciłem.  Patrząc na godzinę szybkim krokiem skierowałem się w stronę lasu. Coraz bardziej zdenerwowany zszedłem ze ścieżki i znalazłem się na polanie. Po dziesięciu minutach moim oczom ukazał się znajomy dom. Chociaż nie można już tak go nazwać. Pożar zniszczył wszystko. Spojrzałem w niebo. Słońce prażyło nie miłosiernie. Usłyszałem za sobą kroki.
-Harry? Jakże miło cię widzieć. Stęskniłem się, naprawdę!
-Czego chcesz?
-Ojj.. gdy ostatni raz się widzieliśmy byłeś milszy. Nawet bardzo, czy coś się zmieniło?-zacisnąłem ręce w pięści i obróciłem się w jego stronę.-Nie martw się, bardzo dobrze rozumiem twoją decyzję. Tylko w sumie trochę szkoda.
-Tak? Jesteś pewien? Ja dalej mogę jej wszystko powiedzieć-posłałem mu kpiący uśmiech, w jednej chwili znalazł się przy mnie, łapiąc mnie za koszulę. Po chwili uspokoił się, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech.
-Wiesz nie radziłbym.
-A to niby dlaczego? Nic nie stoi na przeszkodzie.
-Hm.. widziałeś się ostatnio z Williamem?-szybkim krokiem zbliżyłem się do niego
-Co mu zrobiłeś?-spytałem próbując się opanować
-Nie nic, na razie nic. Wiesz, że nie na tym nam zależy. Co innego z twoją małą przyjaciółeczką.- tego było za wiele, gdy już miałem go walnąć złapał mnie za rękę- A co ty na to? Byśmy..- w jednej chwili usłyszałem za sobą szmery, zdziwiony obejrzałem się i znieruchomiałem..



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam do czytania i komentowania! :DD