piątek, 13 lutego 2015

Rozdział XI

-Auu..-obudziłam się z wielkim bólem głowy. Rozejrzałam się po pokoju, na biurku leżała jakaś kartka. Z westchnieniem podniosłam się z łóżka, nie powinnam była tyle pić. To od Nadii, napisała, że wychodzi i, że będzie wieczorem. Ciekawe co takiego miała ważnego do załatwienia w niedzielę rano. Zeszłam na dół mając nadzieję, że znajdę jakieś tabletki. Z coraz większym zrezygnowaniem otwierałam każdą szafkę po kolei. Nic. Wzięłam szklankę i nalałam sobie wody, chociaż wolałabym wylać ją sobie na twarz. Ciekawe, czy Alyss dotarła do domu, od wczorajszej imprezy jej nie widziałam. Zrobiłam sobie kanapkę i poszłam się ubierać. Nie miałam zbytnio apetytu, a poza tym dalej chciało mi się spać, ale nie wydaje mi się bym mogła usnąć. Muszę się przewietrzyć. Wybrałam byle jaką bluzę i rurki, i skierowałam się do łazienki. Nic tak nie pomaga jak zimny prysznic. Mogłabym tak stać wieczność, lecz w końcu zmusiłam się do wyjścia. Idąc w kierunku schodów, usłyszałam skrzypienie drzwi. Wychyliłam się przez barierkę, nikogo nie było. Nagle poczułam chłód na plecach. Szybko się odwróciłam, drzwi do biblioteki były otwarte. Wahając się przekroczyłam ich próg, przytrzymując je by się nie zamknęły. Stanęłam zszokowana. Prawie wszystkie książki leżały na ziemi, niektóre były całkiem porozrywane. Biurko było przewrócone. Co tu się stało? I kiedy? Wygląda jakby ktoś się tutaj włamał i.. ale przecież to niemożliwe. Nikt nie mógł tu wejść, przecież cały czas w domu byłam albo ja, albo Nadia. Po chwili usłyszałam odgłos budzika, nie to nie był sen, weszłam do pokoju i zgasiłam go. Postanowiłam dać sobie spokój z tymi tajemnicami. Niech się dzieje co chce. Muszę z nią później poważnie porozmawiać. Ubrałam płaszcz i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Od razu uderzyło we mnie chłodne powietrze, odetchnęłam z ulgą. Tego mi trzeba było. Była dopiero ósma, a już świeciło słońce. Postanowiłam na razie nie iść do Alyss, na pewno jeszcze śpi. Jeśli w ogóle już wróciła. Szkoda, że nie wzięłam pieniędzy, miałabym wtedy jakiś większy wybór. W końcu nogi nie wiedzieć czemu  zaniosły mnie w stronę jeziorka nad którym byłam z Rebecką. Wydaje mi się jakby miesiące minęły od tamtego dnia, a to dopiero parę tygodni. Zastanawiałam się jak mam powiedzieć Alyss, że straciłam jej pierścionek. Po tym jak przyszedł ten chłopak, po prostu jak najszybciej opuściłam tamto miejsce, nawet nie myślałam by po niego wrócić.
 Po chwili byłam na miejscu, znowu nie mogłam się nadziwić pięknu tej okolicy. Słońce wieloma kolorami mieniło się na tafli wody, drzewami szeleścił lekki wiatr, ptaki śpiewały.. Miałam wielką ochotę po prostu wskoczyć do jeziora i nigdy z niego nie wychodzić. Nawet nie zauważyłam jak znalazłam się nad samym brzegiem i weszłam na kłodę znajdującą się nad nią. Nagle poczułam mocne szarpnięcie, ktoś ciągnął mnie w drugą stronę. Obróciłam się wystraszona i wyrwałam rękę widząc stojącego przede mną Harry'ego.
-Chciałaś się utopić?-spytał zirytowany
-Co?-o co mu chodziło?
-Nie widzisz, że ta kłoda jest złamana? Wpadłabyś.-popatrzył na mnie z wyrzutem, a ja oglądnęłam się za siebie. Rzeczywiście miał rację, jak mogłam tego nie zauważyć.
-I co? Nie podziękujesz mi? Uratowałem ci życie.
-Nie mam za co.-odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Po chwili usłyszałam, że idzie za mną. Złapał mnie za rękę i obrócił w swoją stronę.
-Co?-spytałam zmęczona.. a ten dzień zapowiadał się tak pięknie.
-Nic.-stał chwilę nie wiedząc co zrobić.
-Chciałem cię po prostu przeprosić za wczoraj. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać.
-Nie powinieneś.-powiedziałam wkurzona, na co na jego twarzy pojawił się uśmiech.
-Możemy porozmawiać?-nie wiedząc czy się zgodzić, w końcu lekko pokiwałam głową i przysiadłam się do niego siadając na jednym z pni. Nie mogłam się napatrzeć na ten widok. Szkoda, że nie ma tęczy, bo by było..
-Gdzie znalazłaś ten pierścionek?
-A ty znowu o tym? Co w nim jest  takiego wyjątkowego?-spytałam skonsternowana
-Nic.-zamyślił się-Po prostu.. mój przyjaciel miał taki sam.-powiedział nie pewnie.-Mogłabyś mi odpowiedzieć? To ważne.
-Alyss go znalazła. U mnie w ogrodzie, jakiś czas temu.
-Wtedy co się wymykałyście?-zatkało mnie. Skąd on może o tym wiedzieć. Popatrzyłam na niego pytająco, lecz on udawał, że tego nie widzi. Szturchnęłam go w ramię.
-Co?-syknął
-Skąd o tym wiesz? Śledziłeś nas?-spojrzał na mnie podirytowany
-Po prostu przechodziłem. -wzruszył ramionami. Postanowiłam dać temu spokój. Przynajmniej na razie.
-Znacie się z Rebecką?-od dawna ciążyło mi to pytanie
-Można tak powiedzieć.-widząc, że nadal się na niego patrzę kontynuował-Poznaliśmy się jakiś czas temu..
-Czemu rodzice cię tu wysłali?-spytał, kiedy miałam zadać kolejne pytanie. 
-Hm.. w sumie nie wiem.
-Nie wiesz?-popatrzył na mnie zdziwiony
-Postanowili, że dokończę naukę tutaj. Nie chcieli nic wyjaśniać. To wszystko jest takie dziwne.-zaśmiałam się, popatrzył na mnie pytającym wzrokiem-No wiesz.. ten wyjazd.. od tamtego czasu nie dawali znaku życia. To miejsce też jest też takie.. tajemnicze. Za to Nadia zachowuje się jakby miała jakieś kłopoty, na dodatek nic nigdy nie chce mi powiedzieć, tak samo zresztą jak ty. O i jeszcze Rebecka.-nawet nie  wiem czemu mu mówię to wszystko, ale nie mogłam przestać. Musiałam o tym komuś opowiedzieć.
-Co z nią?-na jego twarzy pojawiła się mieszanka uczuć. Pokręciłam głową. Po chwili milczenia wstał i wyciągnął do mnie rękę.
-Chodź, odprowadzę cię do domu.-posłał mi uśmiech.
-Więc nagle jesteś dla mnie miły?-jeszcze bardziej się wyszczerzył
-Tak. Nie chcę byś sobie coś zrobiła w drodze powrotnej, a poza tym mam coś do załatwienia.-poddałam się i dołączyłam do niego.
-Więc.. czy dobrze słyszałem, że się wybierasz do Londynu w październiku?-cały czas się uśmiechał
-Nie mów mi, że ty też jedziesz.-zaśmiał się
-Nie martw się, jeszcze będziesz błagać bym pojechał.-popatrzyłam na niego z ukosa i wybuchłam śmiechem, po chwili do mnie dołączył. Droga minęła nam bardzo przyjemnie, rozmawialiśmy o jakichś mało istotnych rzeczach. Na szczęście odpuścił sobie zadawanie tych dziwnych pytań. Za każdym razem, gdy coś mówiłam, dodawał jakąś sarkastyczną uwagę. Powinno mnie to wkurzać, lecz i tak zawsze zaczynałam się śmiać. Po jakimś czasie stanęliśmy przed moim domem.
-Może wejdziesz?-nawet nie byłam pewna dlaczego zadałam to pytanie, może z grzeczności. Uważnie popatrzył na budynek.-Jestem sama-dodałam wyczuwając, że coś go niepokoi. Ne jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

-Nie.. nie będę ci przeszkadzać. Zresztą muszę coś załatwić.-Caroline ruszyła w stronę domu, oglądnąłem się za siebie. Po chwili do moich uszu doszedł krzyk dziewczyny. Szybko obróciłem się w jej stronę. Siedziała na ziemi trzymając się za kostkę.
-Cholera-podszedłem do niej i przykucnąłem obok-Co się stało?
-A nie widzisz?-spytała krzywiąc się z bólu, po chwili posłała mi wymuszony uśmiech-Nic mi nie jest, idź już. Poradzę sobie.-spróbowała wstać. Zachwiał się i wylądowała w moich ramionach. Próbowała się wyrwać, lecz mimo jej sprzeciwu wziąłem ją na ręce i zaniosłem w stronę drzwi. Pieprzyć Jasona.
-Masz klucz?-spytałem, Caroline naburmuszona wyjęła go z kieszeni i wykręciła się by samemu otworzyć drzwi. Ze śmiechem pokręciłem głową. Ale jest uparta.. Otworzyła je i pokazała mi język. Wszedłem do środka i rozejrzałem się po wnętrzu. No.. nic się tutaj nie zmieniło. Zaniosłem ją do kuchni i posadziłem na blacie.
-Boli cię?-pokręciła głową, lecz po grymasie na jej twarzy poznałem, że kłamie.
-Nic mi nie jest. Miałeś gdzieś iść..
-To już nie ważne. I tak nie zdążę.-obejrzałem jej stopę.-Chyba nie  jest skręcona. Macie gdzieś lód, czy coś?
-Chyba w łazience.-poddała się. Szybko pospieszyłem na górę, od razu znalazłem odpowiednie drzwi. Mimowolnie rozglądałem się po wnętrzu. W jednej z półek zobaczyłem poszukiwaną rzecz i wyszedłem z łazienki. Nie panując nad tym w mojej głowie, zaczęły pojawiać się różne obrazy. Znam ten dom jak własną kieszeń, całe dzieciństwo.. Westchnąłem i skierowałem się do schodów. Po chwili usłyszałem znajome skrzypienie drzwi. Z uśmiechem odwróciłem się, nic dziwnego, że Caroline ten dom wydaje się dziwny. Taki już jest, lecz ja go kocham. Niestety to wszystko minęło.. i już nie wróci. Wszedłem do pokoju i stanąłem nie mogąc się ruszyć. Gdy minął pierwszy szok ruszyłem do najbliższej z półek.. Nie ma.. serce podeszło mi do gardła. Poczułem, że do moich oczu napływają łzy, mając przed oczami miliony scen usiadłem na podłodze opierając się o jedną z nich.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, dzisiaj zaczynają mi się ferie więc rozdziały będą się pojawiać jeszcze częściej :) Mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do komentowania =)

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Ciekawią mnie te wszystkie dziwne sytuacje. Kiedy to wszystko się wyjaśni. Cudownie, że jest tak dużo Harry'ego.Rozdziały coraz częściej♥ juz nie mogę doczekać się następnego @angelharry99

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział. Po prostu arcydzieło
    Harry>>>>>>>>>>>
    Jaki on jest kochany i opiekuńczy awww
    Hazz mieszkał w tym domu...coraz bardziej jestem ciekawa o co chodzi z tym wszystkim
    Kocham Ciebie i to opowiadanie
    Czekam na next @Mrs_Hazza94

    OdpowiedzUsuń